Album

oglądam fotografie ze stanu wojennego. ludzie
podobni do mijanych dziś na ulicy. mieli szarość
przyklejoną do twarzy. kiedy ją zrywali
z ich ust słychać było pomruk a następnie krzyk
niósł się w górę niczym sztandar. te zdjęcia
budzą mnie po nocach. potykam się o nie
w tych samych miejscach co przed laty.

znowu wyszły na ulicę.


Widok na pokój

kiedyś sądziłem że pokój jest jak powietrze. można
nim oddychać i cieszyć się do syta. któregoś dnia
jednak pod drzwiami pojawili się zamaskowani
żołnierze bez mundurów z karabinami załadowanymi
nienawiścią. wtedy zrozumiałem co to strach i że nic
nie jest darowane na wieczność. w niedalekich miastach
zaczęli ginąć ludzie. wychodzili na ulice młodzi chłopcy
i wyrastały im siwe brody a z minuty na minutę wypadały
włosy. kobiety chowały dzieci do łożysk i kurczyły się
na odgłos kroków na schodach. stałem w drzwiach i patrzyłem

jak rozpada się mój pokój.


Autorytety

wasze słowa zostaną zapamiętane
wyrządzone krzywdy będą się śnić po nocach

małym ludziom przeszkadzają wielcy i dlatego wypychają ich
z panteonu zasłużonych. teraz ich pora. burzą stare
pomniki i stawiają nowe. przeglądają się w dawnych
urazach i żalach próbując utopić w nich byłe
autorytety które potrafią tylko przeszkadzać w tworzeniu
nowej historii. bycie autorytetem staje się zniewagą. mali ludzie krzyczą coraz głośniej. stare

autorytety milkną i schodzą do podziemia.


Tupot kroków na schodach

tupot kroków na schodach. zamykam w pośpiechu
drzwi. przez judasza ukrytego pod czaszką próbuję
podejrzeć krój munduru . nie ma już naszych.
ciemno. ktoś zgasił światło. wszędzie
są tylko obcy. czają się na ulicach w domach w szafach
i pod łóżkiem. pod moją skórą i za paznokciem. patrzę w lustro
a tam ktoś grozi mi palcem. na ulicy tyraliera szarych ludzi
naprzeciw armii z karabinami załadowanymi ostrą amunicją
haseł. padają pierwsze trupy i długie serie obietnic
bez pokrycia.

na schodach tupot kroków. zamykam się pod czaszką.


Bezgwiezdna noc

Gdy rozum śpi,
budzą się upiory.
( Francisco Goya u Lucientes )

zbliża się noc. nadciągają ciemne chmury i watahy dzikich
psów wychodzą z lasów. obwąchują domostwa. ludzie
zamykają drzwi swoich snów żeby nie wpuścić do nich
koszmarów. wierzą że te przeminą przejdą obok a oni
rano przebudzą się jak zwykle pośród ogrodów. sny jednak
nie chcą się prześnić a wściekłe psy obstawiają dogodne
stanowiska aby móc kontrolować sytuację. dla nich ta noc
mogłaby trwać wiecznie. jednak nawet i ta najdłuższa
musi się kiedyś skończyć. bestie z podkurczonymi ogonami
wrócą do lasu. będą niecierpliwie wyczekiwać kolejnej

bezgwiezdnej nocy.


Stary film

włączam telewizor okna. powoli wyostrzają się kontury
ludzi. jeszcze nie ma dźwięku. przekręcam gałkę
futryny. do pokoju wdzierają się słowa pieśni
niesionej na ustach jak kiedyś na ramionach ciało janka
wiśniewskiego. policja jeszcze nie strzela ale lufy wycelowane.
dziewczyny wkładają w nie białe róże. już oglądałem
ten film. pragnę go wyłączyć. wciskam różne przyciski. Boże

nie każ mi go znowu oglądać.


Bunt

Bunt nie przemija,
bunt się ustatecznia.
( Stanisław Grochowiak)

bunt co pewien czas przestaje być statecznym. pozostawia
łapcie w przedpokoju i wychodzi na ulicę. przygląda się uważnie
przechodniom i zaciska ich dłonie w pięści. jeszcze chwila
a chwycą za gardło. wtedy będzie już za późno
aby zmienić cokolwiek. tyrani pospiesznie będą się chować
gdzie popadnie. niczym myszy lub szczury próbować kryć się
w drogich norach poza granicami kraju. jednak
oko buntu i tam ich wypatrzy. naiwni nie przewidzieli
że jego czujność tylko na chwilę układa się do snu. o świcie

odzywa się budzik.


Powoli. Powoli

powoli. powoli będą ci zaciskać pętlę. nawet nie zauważysz
że nie żyjesz. wcześniej sypną garścią srebrników aby
mniej bolało. będziesz miał przecież co jeść póki co
dach nad głową. nie narzekaj. oni tylko
chcą twego dobra. przecież wiedzą
lepiej. podejmą właściwą decyzję za ciebie. powoli.

powoli będą ci zaciskać pętlę.


Dom z mgły

gdybym umiał zbudować dom dla ptaków pewnie bym
w nim zamieszkał. to niby takie proste. kilka deseczek gwoździ
i jest dom. żadnych telewizorów i gazet z wiadomościami
o kolejnych trzęsieniach świata. żadnych spikerów
mówiących co i dlaczego mam robić.

gdybym umiał zbudować dom dla ptaków zawiesiłbym go
w moim ogrodzie na gałęzi nieistniejącego już orzecha
i stałbym się jak on poza zasięgiem ludzkiego wzroku. odporny
na uderzenia jak mgła co się ścieli nad ranem. wierzyłbym
w niebo tak bliskie że na wyciągnięcie ramion.

gdybym był ptakiem zbudowałbym dom z mgły


Pomniki

przyglądam się z niepokojem procesowi burzenia
pomników i w ich miejsce stawiania jednego.
zwielokrotnionego. przypomina to czas
gdy ze wszystkich ścian uśmiechał się do nas
– choć nam wcale nie było do śmiechu – jeden portret.
każda epoka ma swoich burzycieli i piewców kultu
nowych totemów. mieli takich też ludzie pierwotni. z uwagą

przyglądam się twarzom budowniczych pomników.


Piłat umywa ręce

piłat umywa ręce i podpisuje kolejny dekret nawet
go nie czytając. tak ustalił arcykapłan który tutaj
ma moc cesarza. sanhedryn zawsze głosuje zgodnie
z jego wolą. skoro tak ustalili niech się dzieje
wola boska. on ma ręce czyste. umyte źródlaną
wodą. może teraz usiąść wygodnie przed telewizorem
i obejrzeć transmisję z walki gladiatorów lub jakiś inny
program rozrywkowy. klaudia prokula znowu miała
koszmary i nie wyspał się w nocy. i jeszcze na dodatek
te dekrety przysłane przez sanhedryn do podpisu. umywa

ręce i kładzie się spać.

Tadeusz Zawadowski – Jedenaście wierszy
QR kod: Tadeusz Zawadowski – Jedenaście wierszy