Zmiana czasu (tytuł niekoniecznie trafiony, ale niech leci)

W pewnym wieku nie przystoi. XXI, a tak ciemno.
Pozwoli państwo, że się nie przedstawię. Przecież
wiecie o mnie wystarczająco dużo: gdzie mieszkam,
gdzie pracuję, u kogo jestem zadłużony. To wystarczy,
żeby kontrolować mój lichy konsumpcjonizm, prawda?
Wiecie też o moich słabościach dzięki którym jestem
według państwa przykładnym obywatelem: wspieram
polski przemysł piwowarski, zwiększam państwa zyski
z akcyz po wypalonych papierosach. Byłbym w przyszłości
lepszym mieszkańcem gdybyście zalegalizowali narkotyki miękkie.
Państwo tu nie stoi, państwo tu leży. Państwo mi nie pierdoli,
że jest dobrze. Każdy sobie rzepkę skrobię, a Wy pietruszkę.
Ale doskonale wiecie, że można mnie kopać nawet na leżąco,
bo: jestem powyżej 26. roku życia i poniżej 65 – no przejebane.
Nie posiadam gruntów rolnych, krowy, arki świń, która państwa jest.
Pierwsze i drugie dziecko, które zamierzałem spłodzić po studiach
wylądowało w kondomie do śmieci. Ach, gdybym przewidział przyszłość!
Ostatnio staram się państwu wybaczać. Naprawdę, staram się dostrzegać pozytywy.
I tak: cieszy, że w końcu wiem z kim mogę zamienić słowo, poklikać,
wespół przegrać. Sympatie polityczne jak w aplikacji Tinder. Od razu
widzę: serduszko – krzyżyk (spierdalaj). Stojąc w Biedronce w długiej
kolejce od razu poznam feromon pieniądza płynący z państwa kranika: bitwa
rodzinki.pl o naklejki dla Adrianka, rabaty, pierdoloną kartę taką, a taką.
Wychodzę z siebie.
Od nich wjeżdża wyjebany na zimny łokieć nowy Passat kombi z Bayer
Fullem z JBL Boombox i ochlapuje mnie jak ostatnia do wyboru wiosna.
Dlatego powoli, powoli (tak, jak ciągnie się ten wiersz) chcę państwo
OPUŚCIĆ, za wszystko państwu podziękować, na państwa zgubę wpłynąć.
Państwu przystoi (mieć) wszystko jedno, bo pisze to jakiś poeta (śmieć)
w pewnym wieku. 21, a tak jasno. Dobra, czasu zmiana, Liverpool.


***

Śniłaś mi się wczoraj, przyśnisz się
i dziś. Życia nie zmienię z dnia
na dzień nie posprzątasz u mnie.

Mój płotek z sąsiadami malują
słowa: od tego poety mam kawę
kiedy spać chciałabym. Co zrobić?

Zaspane miasto i wypadki w cieniu
powtarzające się: śniłaś mi się wczoraj
przyśnisz i życia. Nie zmienię

godziny ani minuty. Posprzątałem.
Nie? To pisz: od tego poety mam
czkawkę. Spać chciałbym z Tobą.

Co zrobić? Nic.


***

A kiedy ma się do wyboru, próbujesz
wymigać się i poczekać. Wydarzenie:
jeszcze nie teraz. Błądzisz pomiędzy
pożałowanymi butami, a wyszarpanym
z rąk innych biletem. Jesteś rozbitkiem
wśród wód, win i wad. Gromadzisz
zbędne relacje, wiersze z którymi tylko
sam wiesz, że nie warto. Przespać się
nie znając dnia i godziny pójścia
w odrobinę więcej niż kolejny miesiąc.
To takie drobne wyrywanie frazy.
Przyszłaś, odejdziesz, a ja zostanę
pożałowany.


***

Co robisz kiedy pali się język? A jeśli prawie
spalony, dogasa? Kim jesteś, by wysłowić
skutki?

Przełóż prawą nogę na lewy bark. Podążaj
drogą niedopałków renowacji, która w drodze
niewątpliwego profesjonalizmu

spaliła pół miliona heretyków. Wszystkie śliny
zgadzają się. Wszystkie, jak ojciec z synem
pod ręką, pod zapałką

czekają na reakcję łańcuchową. Twarzą
w twarz, śliniacz na pocieszenie, a generalnie
idziemy płonąć, wyświetlając:

kolejne hymny, seksualne modlitwy, liść
laurowy na nowego Rzymu bletki.

Cokolwiek robisz, nie zważasz na porę.
Pali się język, pytasz o skutki.

Dziewiętnasta, ślimaki.


Poecie

Na rogu stojąc, a że to krzesło było
kiwałem się jak bocian próbując
być żabą.

Próbując zjadać byle co, łapałem podlotki
ze mchu, które i tak nie istniały.

Próbując wydać jakikolwiek głos rozsądku
wołałem miasto, wieś, aż nadstawiony policzek

przeszedł bagnem, krwią i wydał dziecię
przedwczesne w myśl pokoju.

Na rogu bagnem dziecię zjadało byle
co zeszło mu się pomiędzy miastem i

wsią. Bocian podarował mech, głos rozsądku
kazał nadstawić policzek. Krzesło na którym

stojąco wydobył dziecię nie wytrzymało.

Krzyżak zrozumienia, nie zawsze
koncepcja.

Patryk Zimny – Pięć wierszy
QR kod: Patryk Zimny – Pięć wierszy