Na brudnym szlaku

pojechaliśmy w góry
wyłączyliśmy silnik

przekroczyliśmy barykadę
ruszyliśmy w kierunku wioski

szliśmy po tysiącach śliwek
po ich szkarłatno-czarnych ciałach

wyślizgujących się przez nacięcie w skórce
poczerniających drogę


Łańcuszek kluczy

Na łańcuszku wisi piętnaście kluczy.
Łańcuszek jest stary i tworzy kółko.
Kółko znajduje się w ręce kobiety.
Kobieta idzie zakurzoną drogą.
Zakurzona droga jest ślepa.
Sąsiedzi już nie wrócą.

Piętnaście przerośniętych ogrodów.
Piętnaście rozpadających się domów.
Numery wymalowane na drzwiach,
czarno-białe podobizny niedawno zmarłych
na drzwiach zamkniętego kościoła.
Czekam, mówi kobieta.

Kobieta jest stara, nosi czarne ubranie.
Ręce trzyma założone na plecach,
jej palce bawią się kluczami,
nie dają im spokoju.
Wyobraź sobie co widziały jej oczy.
Prosimy lecz nie wpuszcza nas do środka.

Prosty, banalny klucz;
Jak może oznaczać brak szans?
Klucz to obietnica, nadzieja;
Jak może oznaczać beznadzieję?
Czekam, mówi kobieta.
Czekam, mówi.


Opuszczona wioska

Pomiędzy porowatymi ścianami
ujrzałam młodą dziewczynę.

Szukałam jej potem w białym domu,
łuszczących się płatach błota.

W kuchni na gwoździu
znoszony fartuch.

Łupiny kukurydzianej lalki
zwisają z sufitu.

Spytałam lalki co widziała
Spytałam lali co widziała

Szukałam dziewczyny na piętrze. Znalazłam
grzebień, zasuszony bukiet, kłębek czerwonej wełny,

rozplątany. Śliwa rosła tuż przy oknie,
na parapecie czarno-biała

fotografia. Tylko ust brakuje,
złuszczyły się w białe nic.

Spytałam drzewa co widziało
Spytałam drzewa co widziało


Taniec na górze

Chłopcy przykucają
na zboczach pokrytych suchą trawą
i patrzą jak ich ojcowie tańczą.

Najstarszy tancerz
zdejmuje biały znoszony kapelusz
i umieszcza na swojej głowie

szklankę wody.
Udeptuje ziemię, obnaża zęby.
Chce obudzić umarłych.

W nieznośnym upale
dźwięk bębnów przyspiesza i tężeje.
Odrobina wody wylewa się

kiedy tancerz klęka
przed starszyzną wioski,
plamiąc jego koszulę.

Potem wstaje
i przekazuje szklankę
najstarszemu synowi.


Dworzec kolejowy

Gdzie oni się podziali?
Nikt tego nie wie

Nie wie cygańska matka
ani dziecko goniące kurę

nie wiedzą trzej policjanci
w barze, którzy nagle milkną

nie wie chłopak
wywijający koziołki na chodniku

nie wie roztyty ochroniarz
który już podnosi głos

i czerwoną koszulę
żeby pokazać swoje blizny

*

Młody mężczyzna w wytartych dżinsach
biegnie po torach

Wagony towarowe stoją w równym rzędzie
ich drzwi pokrywa rdza

czarne wnętrza
cuchną uryną

Cherlawy rządek stokrotek toruje sobie drogę
przez pęknięcie w płycie peronu pierwszego


Gdzie się zaczyna

wirująca obręcz
metalowych krzesełek

wiszących na łańcuchach
skrzypiących w upale

Czworo dzieci frunie
nad czerwonym brudem

Smutna piosenka
z kasety magnetofonowej

Głośna i chropowata
dobiega z furgonetki

Krzesełka zlewają się z sobą
tworząc koło

które kończy się tam
gdzie się zaczyna


Szkoda starej drogi

„Była tu kiedyś piękna stara droga
z drzewami po obu stronach

potem drzewa ścięto
i zbudowano domy

Szkoda tej starej drogi
i tych drzew po prawej i po lewej

W dzieciństwie to właśnie tą drogą
szliśmy nad rzekę

Uwielbialiśmy się kąpać
i późno wracać do domu

Ciągle czuję ten zapach,
zapach kurzu i drzew

Upłynęło sporo czasu
odkąd wyjechałem

Niektóre rzeczy już nie powrócą
ale nie smuci mnie to

To normalna kolej rzeczy
a jednak – gdzieś tam ściska człowieka”

PJ Harvey – Siedem wierszy [kosowskich]
QR kod: PJ Harvey – Siedem wierszy [kosowskich]