Zone Libre

Przeszedłeś do cienia. I z cieniem
utożsamiana twoja gotowość.
Na monumentalny, niepodzielny jeszcze
plac z bulwaru, potem z okna
patrzyłeś ukradkiem: pozwoliłeś
się rozpaść. Wyhodowany z graffiti
dźwięk syreny, skrzypienie piór.
I zakochany byłeś w tej dziewczynie, zawsze
tylko w tej jednej, która codziennie
przychodziła do mieszkania, po jakiś
francuski film, żeby we dwoje.
Po jakiś francuski film,
żeby we dwoje, do tego wino,
wykwintny, aromatyczny ser,
całe historie o ojcach i dziadkach,
na półmisku z herendzkiej
porcelany przyniosła to wszystko.
Takie kruche wieczory na przykład
Paryż opadający na brzeg Sekwany, bulwar,
światła nocy. Ślizgające się po powierzchni
skóry tragiczne dotknięcia,
w przejściowo wolnej w myślach
od czołgów strefie.


Stworzenie, bez historii

Dopiero co oddzieliło się niebo od ziemi
– macosza godzina – ,
ale już był w nim sens świata i zachód słońca,
przebłyskiwała już dusza, ale znane było też
jej drętwienie. Zjawiły się razem.
Materia pragnęła twardości,
ale kto mógłby pomóc,
milczał. Potem wahali się,
zaczęli się rozlewać
na prawo i na lewo.
Nazywali się nawzajem ciałem,
ale nie mogli dotknąć jeden drugiego.
Nie mogli się stopić ze sobą. Ich bezradny gniew
podzielił świat na przyczynę i skutek,
pojawił się ich los, a los wypełnił
własne zadanie.


Z poczuciem winy

Prześladuję się sam poczuciem winy.
Poczuciem winy, że nie jestem wieczny.
Tylko szary, zwykły poniedziałek właśnie na wtorek,
zawsze na wtorek gotów jest zapalić się szeregiem lamp.
Z taką samotnością spotkałabyś się,
jeśli kochasz, jeśli bym cię kochał,
ale to niemożliwe.


Sądzę

Sądzę, że trzeba zamknąć.
Sądzę, że tak jak w basenie
trzeba szukać wolnego toru, i jeśli go nie ma,
oddalić się za rozgraniczającą linę zwarcie,
zdyscyplinowanie. Mój Boże, ile razy w życiu
człowiek zapisuje to piękne słowo,
a potem jak się skurwi w relacji
utrzymywanej z dyscypliną.
Bo jest tyle piękniejszych i ciekawszych rzeczy
od dyscypliny, nieprawda?
Tam jest na przykład, na przykład tam jest, i dałabyś
na to sto przykładów, widzę to po twoim łobuzerskim spojrzeniu.
Ale co będzie, jeśli teraz nie przyjdzie nam do głowy ani jeden przykład,
który pod każdym względem lepszy jest od dyscypliny?
Myślisz, że kłamię, albo przynajmniej w przywołałem to
w interesie sprawy. Myślę, że kłamiemy oboje.
Jednak ciebie, z takich-owakich powodów, kocham.
I sądzę, że trzeba było zamknąć.
Ale nie z dziesięciokrotnością pierwotnego ciężaru
zamknąć: tylko zamknąć, tylko zamknąć.
To już tylko matowe echa
nocnego basenu.
Wróciliśmy do początków.


Przybyłeś

Cierpienie to cierpienie to cierpienie to cierpienie.
Pustynia ta pustynia ta pustynia ta pustynia.
Teraz zestaw je ze sobą.
Cierpienie to pustynia ta cierpienie to pustynia
ta cierpienie to pustynia ta cierpienie to pustynia.
Wymów to jeszcze wielokrotnie.
Skoncentruj się bardzo tym,
by ten wyobrażony świat zbudować
wiarygodnie, a nie tak tylko jako-tako.
A potem puść na wiatr też wyobrażenie.


Jak miasto

Taka byłaś jak miasto,
z zakazanymi strefami, dzielnicami czerwonych latarni.
I nie wiedziałem, że za ścianami jest życie.
Czułem tylko ściany. Ściśnięcie serca.
Próbowałem jakoś się do tego odnieść: mieszkania
zamiany, targowanie się o wynajem.

„Jedynie na wsi prawdziwie sam byłbym, jeśli na moje przybycie
szczekałby pies, biegłby za mną z wilgotnymi oczami.”

A jednak miejskie życie stało się nieznośne.

przełożyła Anna Butrym


Tinkó Máté: Sześć wierszy
QR kod: Tinkó Máté: Sześć wierszy