Kość & Owość

kocha się podmiot liryczny,
bo autor podlega zapomnieniu,
niewierna pamięć pozostanie
z podmiotem na jakiś czas,

bo zapomnienie bierze detale
i nic nie jest pewne, jeśli tego
nie zapisaliśmy na czas, teraz,
kiedy akcja bierze górę nad

opisem krajobrazu, pomiń to,
zapisz, co zdążysz, bo autor,
on znika, nie jest pewny roli,
jaką wyznaczy mu podmiot,

który wszyscy tak kochają,
gadające ja, pierwsza osoba,
co ma przygody i wariuje
bezkarnie, brak na to słów,

bo mówi się tekstem reklam,
kawałkiem wiersza, byle czym,
żeby to już było powiedziane,
skoro tak, przejdźmy do rzeczy.


[Potrzeny jest ktoś]

Potrzebny jest ktoś całkiem zwyczajny
ze specjalnym narzędziem, bo pewne sprawy
nie dzieją się same (jak byśmy chcieli),
wymagane są dopasowania i solidność.

Kapie z rury już jakiś czas i nie chce przestać,
my (ty i ja) już dawno dalibyśmy spokój,
ale to nie my, dlatego musimy znaleźć
kogoś zwyczajnego z nadzwyczajną wprawą.

Przejrzeć naturę rzeczy, taką jaka jest, powiedzmy,
w tej chwili, poświadczyć: kapie, nawet jeśli
jesteśmy w tej chwili osobno, mamy tę pewność,
dajemy za to głowę w zastaw, dzwonimy.

Z nieba też leci, przepraszam, ale świat sobie
z tym radzi, lepiej czy gorzej na swój sposób,
niebo nie sprawia problemów, my je sobie
wymyślamy, nazywamy, klasyfikujemy.

Jeśli raz się coś wymyśliło, to trzeba się tego
uczyć na pamięć, żeby nie powtórzyć błędu,
taką mam nadzieję (a ty, co sądzisz?) nie mam
doświadczenia z nauką, zapominam na wyrywki.

Nadzieja, że przestanie (podzielaliśmy ją ty i ja)
poszła się jebać, to zwykła kolej rzeczy w koleinie,
która udaje drogę i prowadzi w obce ustronie,
skoro wszyscy jej ulegają, to może jednak poczekamy?


Wypas

Wariacje metafizyczne, wypisy,
dyskursy krytyczne, wybór pism,
moment lingwistyczny, interpretować,
cytaty z życia, poszukiwanie blasku,
niecierpliwość krytyki, narracje liryczne,

wątki postzależnościowe, źródła i konteksty,
wyobrażenia topiczne i atopiczne, tożsamość
i ponowoczesność, tekst, dyskurs, perspektywy,
recepcja, artykulacja doświadczenia, wiersz
i nowoczesna personologia, poszukiwanie

realności, krytyka wobec dyskursów
krytycznych, poezja modernizmu, głosy,
akt twórczy, strategie negatywne,
przełom awangardowy, poetyka i etos,
metaliterackie i metatekstowe, muzyka,

wykroje i wzory, autentyczność i empatia,
świadkowie nowoczesności, pesymizm
w poezji polskiej, w poszukiwaniu
czytelnika, praktyki twórcze, Polak młody,
ku rozwiązaniom, kształcenie, mowa.


Gry na skwerku (po ciemku)

Palę Borgesy bez filtra,
te z filtrem są oszustwem,
nie wolno oszukiwać,
pali się, powiedzmy,
Gitanesy bez filtra,
żeby bogu dać szansę,
zawsze może wypaść
czarne, dlatego gram.
Patrzę na Sartre’a,
bez zębów, z fajką,
myślę o jego dziąsłach
wytatuowanych na dziko
w obłędne wzory absolutu.

Borgesy są czarne,
tytoń zbierany nocą
daje efekt komiczny,
gdy się go pali w dzień.
Słoneczne południe, maj,
ujawnia skrywane defekty,
ten styl zastępuje boga.
Wątki z wczoraj zapiszę
jutro albo wcale, muszę
mieć coś na wszelki wypadek.

Dym odtwarza to,
co straciliśmy, fikcje,
szkoda, nie wpadliśmy
na takie fajne pomysły,
zawsze jest za późno
na coś albo na kogoś,
dlatego szczegóły sytuacji
wymyślimy naprędce,
między jednym Borgesem,
łykiem czegoś a drugim,
historia tylko na tym zyskuje.


[Matki mówią pacierze]

Człowiek gubi się, zero muzyki, echo,
przedrzeźnia, nie rzeźbi w świeżym betonie,
słupki mówią, co chcą, idziemy w dym.

Zgiełk i zalatanie, każdy z interesem,
kawa w kubkach z tektury ma logo na piance.
To się liczy w dwójnasób, a płaci zwyczajnie.

Zgubiłem trop, ale nie zapytałem, gdzie wchodzi,
wychodzi orkiestra, bo przecież nie jest na zawsze.
Było, teraz przeszło. Są jeszcze inne wyjścia.

Chodzi o to, żeby móc zapalić papierosa,
żeby się obyło. Nie przepadam za świeżym powietrzem,
ono wcale nie takie świeże. Matki mówią pacierze.

Chwaści się po kątach, cieć niedomaga, a te tam
pchają wózki, śmigają śmiało w tłum, w gęstwę.
Kucam przy łopuchu, jesteśmy razem na chwilę.


Kalkomania

Było przyjemnie, a teraz nie wiadomo, co dalej.
O co chodziło?
Nie wracamy, idziemy dalej, tam
wspomnienia dopadają nas przy śniadaniu żeby
śniadanie na trawie wystawiano każdego ranka,
choć pora była obiadowa i nie trawa, ale zboże
robiło tło.
Grudki ziemi w zbliżeniu. Co robi
ten chaos? Pomyślałem, nie ma żadnego oparcia,
będziemy się zapadać, tonąć w tym suchym błocie,
spotkamy kości i kamienie, które żyją swoim życiem
i czasem wypływają na powierzchnię. Zanurkujemy?

Było przyjemnie, ale co dalej? Powtórzenia nie są
dopuszczalne. W takiej chwili przywołuje się
historyjki. Wystarczy gwizdnąć, by je wezwać.

Słuchaj, dwóch ludzi forsuje rzekę, jeden tonie,
drugi ma suche buty.
Było przyjemnie, pamiętaj.


Marek Kołodziejski: Sześć wierszy
QR kod: Marek Kołodziejski: Sześć wierszy