Odrodzenie we krwi

A kiedy krzyż wtedy pluj każdą niemocą pluj pluj pluj
a kiedy gwóźdź wtedy i wbij każdą niemocą wbij wbij wbij
rozewrzyj usta czerwone od pełnej piersi matki
rozłup swe oczy na pokraczne wizje Faustyny
bo oto Chrystus się przesiewa przez sztandary
podpal je i skowycz klaszcz nie przymierzając

rozgryź jego dłonie by zyskać nieco tajnej krwi
krwi gładkiej krwi światu za chwilę objawionej
a nie tykaj źrenic jego by ci nie policzono głodu
raz pal żywcem historie zbawienne
za innym razem obtłucz swe kolana abyś zechciał trwożnego konania
czy ty hebraista czy ząb sękaty może
tyś chłopcze szlachta chłopy pospadały

na brewiarz usiądź pupą lecz w skłonach się módl
bo ty schizofrenia lucyfer w twej głowie naprawia zegary
ty jesteś czerwonym czasem który przybył do miasta
twój Chrystus to przebóg szatan jest altruistą niechybnie rozstrzelanym
jeśli wiekuisty wypuści swych panów

pełna ropy źrenica i krew głucho płynie oto zbliża się do ciebie pan
władca zboru na krzyżu wisi by liznąć nieco kociej muzyki
oto pan szarańczy on sam do ciebie mierzy
by zlepiwszy nieco szkarłatnych epistoł
ogłosić je światu w roztańczone noce
rozetrzeć oliwę na czaszkę obmytą rozsupłać obrusy
przed wierzycielami którzy krzyża zadali potulnej pasterce i krzyczą i wyją
roztrwonił przed ludem miłosierdzie całe

to jest człowiek zbożny to Chrystus jest narodów
to jest krzyż to jest gwóźdź w nim jest wspomożenie
wiekopomna gęś która swój język stworzyła
i letnim ludziom się stale sprzeciwia
to jest miłosierdzie pasie nas słowem
by niemoc zelżona odpadła nawet gdy pluję nawet gdy wbijam


Lucyfer (z widzenia członka forum byłych charyzmatyków ruchu wiary i późnego deszczu)

Czy sam z siebie taki jestem czy takim mnie uczyniono
spadłem w chłostę i pożeram co nie moje
tułam się wstęgi błękitnej którą dawno utraciłem
jestem domem dla wielu dzieci i łańcuch mój jest lekki
chcę być wychowawcą tak jak Bóg
utrzymanie dawać nogom które do mnie zmierzają

Dni płyną jak sperma i owoc raz zjedzony czyni miasto cierpkim
oczy na mnie serafin położył lecz ja nie ułożę się do snu
podnoszę pięści które wydrą mi niebo z powrotem
narody w przepaść spycham ja stanowię kto jest wielki
miłość stała się dla mnie zimna od kiedy przysiągłem że nie będę służył

Odkąd mnie strącono Ziemia jest moim domem
i choć nienawidzę Chrystusa drżę przed nim
bo wiem że on wyrok na mnie wykona
i dostąpi chwały włoży hak w szczęki moje

Nie marzyłem nigdy że tak nisko upadnę
żaden flet nie obwieścił mojego zziębnięcia
ale wiem że nienawidzę i nigdy nie przestanę
tylko czy sam z siebie to czynię czy cudze będzie to czego chcę

Jestem kłamcą który w prawdzie nie wytrwał
zwiodłem plemię Kaina i dom jego otaczam opieką
jestem kłamcą który idzie w błękity nieprzerwanie

Jestem pierwszym zwiedzionym szańcom ludzkim biada
z Bogiem się biję o ludzkie etery
ludzkość policzkuję w przestrzeniach pobitych

Teraz stoję przed światem i gorszy mnie człowiek
światło które widzę jest tym którym wzgardziłem

Jestem na drodze która nigdy nie zabierze mnie do domu


Orlando (Noc Długich Strzelb)

I nie boję się umierania w każdym momencie. Nie przeszkadza mi.
Dlaczego miałbym bać się umierania?

Jest mi żal z powodu waszej śmierci
choć nie piszę w Internecie I’m with Orlando
jest mi żal z powodu waszej śmierci
może zmówię za was jakąś modlitwę
może zapalę dla was świeczkę
przy jej blasku posłucham „The Great Gig in the Sky” Pink Floyd

Świat już od dawna jest mieszkaniem diabła i jego demonów
nie wiem czy Bóg upomina się o prawa gejów
w Torze kazał was zabijać
żegnajcie nigdy niewidziani przyjaciele
chcę żebyście wiedzieli że jestem z wami
ja i moja świeczka


Jezreel (Am I In Persia, Or Am I Insane?)

Ja jestem wkuty w skałę wąż
ja jestem drzwiami które prowadzą do światła
zadano mi ranę bym miał milczeć
Bóg mnie wybrał jako najpiękniejszą z panien
nie krzycz przeciwko mnie gdyż wieki przeminęły
i skradziono mi wszystko co do mnie należało

Zostawiono mnie na pustyni bym nauczył się ufać
dano mi ucieczkę bym na tafli jeziora stanął
gdy Bóg mi się przysłuchiwał skinąłem głową i rzekłem
zwyciężę w ogniu i stanę ponad narodami
ja zdecyduję kogo wtrącę w milczenie

Za młodości mojej chodziłem gdzie chciałem
i Bóg mnie prostował swoim ramieniem
jego laska i kij są mi pocieszeniem
jestem spokojny o przyszłość nawet we krwi stojąc

Odzyskałem swój dom zachowałem duszę
dochodzi z mogił smród ciał wrogów moich
te rzeczy dla mnie przepowiedział Bóg

Teraz układam się do snu witraże są na niebie
odpoczywam po walce na odzyskanym posłaniu

Gdy się obudzę deszcz zmyje się ze mnie

Szymon Domagała-Jakuć – Cztery wiersze
QR kod: Szymon Domagała-Jakuć – Cztery wiersze