Wszystkie słowa prowadzą do nirwany
pocałujcie mnie w dziurę komina!

Squat
to przede wszystkim
wiosna lato jesień i zima
jeszcze tak gdybyrano zmrok kolacja północny dach
ogłoszony przez kominiarza za uprzywilejowane miejsce
między śmigłowcem a piwniczką na piwo – to jest przygoda,
o której się nie mówi i wszystko to, o co nie mamy odwagi zapytać:
stosowna zieleń wzorowe osty czarne róże i tulipany pokrzywowy rusałkowy gąszcz
Dom jest prawem
podniesione zadki Prawo rzeczy, która niefizykalnie wywikła się sama, a jeśli się nie wywikła
do trzech dni Prawo deszczu i śniegu i prawo: Nie odpierdolisz albo wezmą Cię za durnia – to jest squat!

Tak więc po pierwsze: voodoo koncerty dla skaczących na bungee
latać na nich na tripie pod kanonadą fotonów = squaterskie kapele
Gimnungagap do nieświadomości instynktownego kosmosu na ziemi
do radości z pozytywnej utraty kontroli nad sobą i elementarnego przemieszczenia
po Europie bez nudnej potrzeby, żeby koniecznie się dowiedzieć, jak to jest możliwe, że
przebudziłem/am się w Hamburgu, gdy wczoraj jeszcze chlałem/am w Amsterdamie

Nasze życie
to gulasz bez pilota i wegański wiersz.
Po pierwsze: Femme fatale i miss žižkov rozbijaczka soczewek nie wdrapały się tu
wernato poszedłtosleep, fuckt neknauchuja – satan z łobtłuczonom gitarom
tu enviromentalnie olewa świat, zapijemy to
pokrzywowym koktajlem tzn. Ticho-Zdrój ze strachem pacynek i apostołów. To tak:
o jesiennym poranku sprytnie nie ubiorę się w odpowiedni dresscode
Na odwrót: umyję się jabłkiem i popiołem z jabłoni
Podobny do jaworu Podobny do gitary Gram tylko dla ciebie
Powoli, lecz z pewnością, strzepuję z włosów przygnębienie
Niech żyje wolność! Nie jestem głupkiem! Tak, wiatr

otwarł demo okna i o miód do ręki ołówek włóż
Squat To przede wszystkim kwantowa playlista: Terarysta
Vinca – Mr Squat trzy dni bez piwa. Tesaček w khaki miasta – Sławek
w kamizeli typu tripowej fantasy. Dowódczyni urbanguerilli Renažky Blanchetta
Cocidotego – rasiści ją wrzucili bankową witryną do kabiny ciężarówki na wylotówce
z Melbourne. Petroley Boy Ondraš w glanach dźwiękarz R. Robin High Durmanka Lidia
sc. El Marky MC Deszcz Kolega Wiatr Brat Ogień Queen Zima psia ferajna
i maj chyba też…
Spotkaliśmy się raz w życiu Może parę minut raz na parę lat
(nieruszających się skreślcie)


Nigdy nie wydałem się ze strachu za Villona

Nigdy nie wydałem się ze strachu za Villona
Wieżową gwiazdą całowany, wierszyłem bardzo skromnie. A ma lira
Z ulicy dworsko brzęczała. Przeciwnie rozwijała się nocy przygoda:
Wszyscy na mnie czekali, nikt mnie nie rozpoznał.
Nad wiersze złośliwe, jak finansowa agencja, krata Damoklowa
Jak cekin brzęczała: Dość było Franciszka! Dość było poety!
Przygodny księżyc oka nie zmrużył. Róża strachu nie spała.
Gdyż nagle przeniosłem się do karczmy o fantastycznym wyglądzie.
Jak Telesfor świszczący knutem zakryty spódnicą, co nie spala.
Do świata mnie wiodło przeczucie znane świętym innym śladem.
Nagle nie czułem jego ciężaru. Spotykałem tych starych znajomych.
Króle, dorożkarze. Przepłaceni tkacze, podmalowani szarlatani.
Obdarzony byłem wyższą Nocą. Tylko trwoga mi zabroniła Iść
By ochronić tę znakomitą duszę. Franciszkową duszę, duszę poety.

Nigdy nie wydałem się ze strachu za Villona
Wieżową gwiazdą całowany, wierszyłem bardzo skromnie. A ma lira
Z ulicy dworsko brzęczała. Orałem, sadziłem. Stawiałem, szyłem i rąbałem.
Od Husaka dr i dramaturga Hvla
Dla wiecznego powrotu jako dowód skrywałem podwójną amnestię, że
Moja książka tylko inkwizycji maksymalnych zysków długo znana była.
W tej dobie dyskursu człowieka pod innymi nazwami szukałem.
F. Kafka widocznie zbladł. Wiedział, że to nie przejdzie. Być tak, że ledwo ledwo.
Faetonie tajny, szeptał: co znaszz, jak sprawy się tu mają?
I doktor Strossmayer raczyłby wierzyć, żyć sobie przy tym, że ledwie wierzy.
Odkryłem fiuta: ty dupku, ja Franciszek jestem tutejszy, ze wsi!
Przez to, że tu celebrytyzm rządzi, że uwagę zwraca na lud tutejszy,
Więcej niż pracę wykonał, za to, co w absurdalnym mianowaniu
Za tajniaka rzekomo miał zasłużenie robić!
Ścisnęło się więc wszystkich stu, wedle aktu martwych czarnych dusz.
Aby uchroniły Franciszkową duszę. Duszę poety.

Nigdy nie wydałem się ze strachu za Villona
Wieżową gwiazdą całowany, wierszyłem bardzo skromnie. A ma lira
Z ulicy dworsko brzęczała. Oszczerstwa zakryły moje seminarium.
Kryspin mi miał z gruntu za złe
Konkurenta, że w gawocie bez trudu szybko mu dorównałem,
Że dole ścierpiałem i za nią, przecież serce to była jeno współwina.
Sobie jednak nie odcierpiałem, jak na moje skromne oszacowanie
Nigdy nie leżałem plackiem pod krzyżem, tak, panie, pod krzyżem.
Dzięki dharmie żyłem na pół piekła – nigdy złotem na kredyt
Tylko czystym srebrem pokryłem poczet delfinicznych kochanek.
W tych marnych czasach, gdyż z bluzy skrytonośnej Nocy
Ciemności duch nieśmiertelny wiernie szeptał: Oui, Je suis Francois!
Tak! Ja jestem ten poeta Franciszek! Trwały adres: Poezja.
Kod Pocztowy: Ostatnia stacja. PS? Przeklęta i powabna Europa.
Tylko spalę ten joint wieczności i jak zawsze zmarznę.


Komu trąbi wuwuzela
(medytacja)

Od płuc magistrali wuwuzele
Zatrąbiły do tego przewodu tunelu: Kopnij to tam! Podaj! Nie cofaj a puśc to tam!
– Na chodnikach miasta samotni gracze: Wróć to!
Ależ tak nigdy nie jest, Święta Panienko. Wróć to, proszę, wróć…

Az po krawędź kartki Gdy wiatru do butów walić przez skrzydła
Regulaminy przeglądać okrągłymi palcami Atlasem ciszy
Gdy to niczemu nie służy:
Sól spowalnia krawędź światła – słoje drzewne przyspieszają. Stado zdymisjonowanych
Przesypie się do niebieskiej rotacji – cicho miedzy iskrami niewidzialnego deszczu
Zmitrężenie w czasoprzestrzennych kieszonkach dociśnie do twarzy
Tkaninę grawitacji zw. Hordubal. Ale zrodzi się
Fenomen odpuszczenia:
Wszystko już się stało albo nie stanie – nic się nie dzieje. Zuruck, brzęknie
Moda reklamacyjnych oddziałów nirwany lotosową szansą – przez
Liście ptasi goście z radości klasną w dłonie. Na dole rządzą

z. menedżerów – nad porządną powierzchnią sytuacji w komunikacji zaświeci
ta zaalarmowana biała oktawka przy subkatastroficznym wybrzeżu
wewnętrznej pętli światowego świata – odkąd ma Mara marihuanę
i gdzie psy pod daleką batutą świecą…
Zmienia kierunek wuwuzeli lata futbolu puszczonych bramek w RPA – enklawa
Poetów na niej wali między grzbiety i lepi się jak pakuł
Odwróconą stroną brzucha. Z heavymakerami. Z wszechmocnymi copyrightami…

…ale twoje szubienice na szczęście się zwiększają
…ale anioły monitorów umieścili pliki medialnych kar po delete
…ale fajka jest na szczęście dalsza i czarna kanka zmniejszona

To nie są złudzenia, ale drzewa, które nie oznaczają zaniku
Ostatecznie dziecko dzieciątko najpierw weźmie wdech
Szaliki długie jak kukura: – „Tata cie nigdy nie opuści”
…Mamo, dziś po południu wygrała miłość!

Básník Ticho – Trzy wiersze
QR kod: Básník Ticho – Trzy wiersze