Program
Będziemy udawać, że jesteśmy krajem
oraz ludem, oblubienicą jego. Zamkniemy
rzeczywistości granice i skonfiskujemy jej paszport,
kapłani w natchnieniu z bawełny według
włoskiego kroju będą mówić językami urzędowymi,
zamówimy pogodę na czas wyborów, zdelegalizujemy
ubóstwo i próchnicę, do konstytucji wpiszemy
dobry nastrój, spory będą rozwiązywane jak sznurówki,
dyskusje będą ciepłe i serdeczne jak babcina szarlotka,
jak uśmiech spod wąsa, jak oczka zarodka.
Będziemy wkluczać każdego, a jeśli ktoś odmówi
zbombardujemy go miłością, aż się podda
i rzuci w ramiona społeczeństwa, zawsze
otwarte i gotowe, rodzina będzie tylko jedna
bo nasza wspólna, Amerykanie zrobią o niej
pouczający i przezabawny sitcom, a Chińczycy
jej nieudolną acz ambitną podróbkę.
Będziemy udawać, że jesteśmy krajem
i zajebiście się przy tym bawić
i nikt nam nie przeszkodzi.
Nikt nam nie przeszkodzi.
Kwiecień 22
Najgorsze jest to, że jest mi dobrze.
Filip Kowalczyk
Wbrew wszelkim przeciwnościom – kwiecień. Niedopalony śnieg
zalega na dnie oka i trudno dojrzeć z jakim otoczeniem
ma się do czynienia, toteż uważnie nie czynię niczego. Nie trzeba.
Jest ładnie, jasno, katolicko.
Powietrze wprawdzie chłodne, ale łagodne jak szara, nieśmiała
kasjerka w osiedlowym sklepie. Życie wprawdzie toczone jest dalej, ale
na szczęście nic mi o tym nie wiadomo. Za oknami śnieg, między uszami słońce
nigdy niczego nie zacząłem, więc nie martwię się końcem –
fałszuję sobie pod nosem idąc chyba w stronę.
Tak. Raczej. Nie chce mi się dowiadywać.
Wrocław, Lublin
Neony, lawiny światła. I kolory, które nagle
oznaczają wszystko, co najlepsze pod słońcem.
Andrzej Sosnowski
Nie potrafię już zaufać
po kilku ostatnich dniach, o których mógłbym
opowiadać przez kilka następnych, bo przecież
za dużo łaski to dobra pożywka
dla paranoi: czy aby na pewno
sprawy bez sprawców szły jednym torem, czy
kamienice wschodu i zachodu nie były atrapą
splecioną sztuczkami piwa i światła, czy to
pociąg się trzęsie
czy ty. Dobrze byłoby znać jakieś przekonywujące
argumenty, na przykład, że wmawiam sobie, iż
jest to ważne, bo inaczej nie usprawiedliwię
tych wspomnień. Tyle o dniach,
noce z kolei jak zwykle warszawskie
(ja w to nie wierzę, ale tak jest naprawdę).
Superpozycja
Siema, postanowiłem, że mądre rzeczy nie są dla mnie,
skutkiem czego popełnię teraz kilka błędów pro forma, pro Patria,
pro irrumare. Generalnie – pro. Ostatecznie żyję w epoce, w której
o górze Syjon wspominają głównie murzyni w dreadach, a ludzie tańczą
do remiksu wejściówki Simpsonów. W ogóle
żyjemy w epoce, dlatego gratulacje i bardzo mi przykro.
Możesz zdobyć świat, ale to będzie tylko świat, jak to kiedyś
mądrze brzmiało, a teraz tylko gorzko. Kobiety zdobywać jest problem,
a tu mi przy świecie wstawiają „tylko”. Nie wykształciłem jeszcze gestów
na takie okazje, ja jestem wrażliwy niepraktykujący, przez co partycypuję
w innych dobrach do tego stopnia, że dużo dnia i dużo dni się miesza.
Zdarza się nawet, że piątek trwa przez tydzień i dopiero przy akcie
obserwacji okazuję się, że jednak poniedziałek.
Moje zdanie na temat własnych możliwości jest wbrew pozorom nieznane
(radzę poczytać Heisenberga), bo postanowiłem, że się znajdę
poza tradycyjną dychotomią mądrości i głupoty – popalam sobie bakterie,
popijam radioaktywną herbatę, wiecie, taki lajcik. Co innego robić?
Wypowiadamy wojny i umowy, pobieramy światopogląd
z konta i z internetu, wiecie, taki lajcik by się przydał
przez chwilę, żeby piątek był w piątek. Nara.