Dobry dzień
Deszcz roztapia resztki śniegu
na poszarzałych chodnikach
ciepły nieśmiały brąz
rozdeptanych psich gówien
miasto przymyka oczy
Odra wciąż skuta lodem
nie odpowie na żadne pytanie
ulice wmyśliły się w siebie
powoli trawią zimę
dyszą jakby coś je bolało
zawsze tak jest
gdy przestaje działać
znieczulający dotyk mrozu
Dobry dzień
ledwo wstał
i już jest gotowy
zanurzyć się w zmierzchu
***
Rozbiegane palce
obok kubka z kawą
prawa ręka zbiera myśli
lewa ręka z trudem
trzyma mnie
na powierzchni dnia
Wczepiony w kilka słów
płynę do zmierzchu
na mojej poduszce
mokrej od snu
twoje pierwsze
i drugie imię
***
Wczepione w siebie
sparzone zmierzchem
dwa świerszcze
witają mnie bezgłośnie
skąd wiedziały że przyjdę?
Nic się nie stało
tylko świat zmalał
o kilka słów
nawet tutaj w Parentium
wśród poszarzałych oliwek
i na wąskich uliczkach Rovigno
snuje się za mną zapach
bladych kiełków ziemniaków
które pod koniec lutego
obmacywały wilgotne piwnice
Nic się nie stało
i to nic oddycha teraz
wraz ze mną
***
Wieczorami kręcą się przy mnie
bezpańskie słowa
obwąchują zaglądają w oczy
próbują wyżebrać
odrobinę ciepła
Przygarniam je na trochę
żeby czymś zająć palce
rozgarniam splątaną sierść
nim znów nie pobiegną
łajdaczyć się w mieście
ocierać o cudze usta
Jestem głodny
parzę kawę
wyglądam przez okno
starannie myję ręce
***
Światło zmierzchu
wiatr zmiata resztki
szarych paprochów chmur
dogasający dzień
rozpala we mnie
światy możliwe
z trudem otwierają
zlepione powieki
stękają z wysiłkiem
zagubione w mym teraz
w które wpadły na chwilę
są nie w porę
o jedno słowo za daleko
o jedną zimę czy wiosnę
za wcześnie