Miedzą

To jest sen, a to jabłoń.

Wstajesz z przerażeń. Otwarty
chlebak, okruchy na dłoni.

Z każdym znakiem mniej
w sobie. Zewnętrze zaciera się,

limes interior – ptasie łajno na ganku.
Prognozy nie są najlepsze.

Porywisty wiatr z północy. Dym
w gardle.


Bo

nie mogę wykrztusić tego zachwytu
patrzeć na wilgotne kretowiska

gdy nisko mgła
przydarzają się prześwity

niewielkie dlatego ostrożnie
nieś granatowy czajniczek

na uroczyste okazje
w kwiaty bo się rozbije


Bez ciebie zakwitnie czeremcha

jeszcze świerszcze
skrzypią szlifowane w brązie

coś się zacina
zgrzyta i rozpada

jak gładko z grzybobrania
w Jaworniku wychynąć

pomiędzy krzyże i jeżynę
czarną ręką na język


Prowcza

Potok gada gate gate para gate
parasam gate bodhi swaha, owcze

dzwonki wtórują, mężczyzna
w szelkach ostukuje młotkiem

siewnik z rdzy. Dźwięki są wyraźne
Czysto rozchodzą się w powietrzu i znikają.


Dzień

Klangor żurawi
zmierzających na południe.
Przycinam żywopłot i zrywam

suche jak pieprz owoce czarnego bzu.
Powietrze jest czyste.
W oddali wyraźnie widać góry.

Jakbym na chwilę odnalazł klucz.

Jacek Mączka – Pięć wierszy
QR kod: Jacek Mączka – Pięć wierszy