Kapłanka zburzonej świątyni

Nie ma już w jej oczach
Morderczego szału
Ani tego stanu ducha
Który krwią plami historię
Nie ma i nigdy nie powstanie
Kamienna bryła jej ciała
Którą od wieków oplatają węże

Spopielone kosmki włosów
Złowrogo syczą
Egipskie klątwy
I jak osad od herbaty
Powlekają pajęczyną
Ruiny zapomnianej świątyni

Alabastrowe kości
Ogryzione przez ogień
Wzdychają gorącem
Pustynnego piasku

Nigdy już nie dowiesz się
Jaką prawdę krzyczą
Roztrzaskane usta
Mrowisko wspomnień powoli zastyga w niepamięć

Czy już nigdy…


Krzyk

Ucisk w klatce piersiowej
Splątany liną nietoperz
Szamotanie skrzydeł podnosi puls
Połknięta ryba w oczodołach
Wypukłe białka ślizgają się po skroniach

Weź jeden wdech
Powietrze skwierczy jak palone masło
Nadyma się jak brzuch marynarza

A teraz wydech
Nietoperz rozrywa płuca
Pęka jama brzuszna
W oczodołach pozostaje tylko
Zapach jajecznicy.


Blizna

Pustka dyszy ze zmęczenia
Monotonnością trwania w bezruchu
Cisza, towarzyszka jej złudna , bo
Pociechą ani słowem nie służy
A jedynie pozwala przetrwać
W ciele, opuszczonym przez duszę
Zaś blizna swoimi ramionami
Obejmuje całe jej życie


Wyzwolenie

Obłoki burzy rozrywają niebo
W rozpędzie rumaków błyskawic
slalom mknie, lecz dokąd?
Niemiłosierne ich skowyty
co wieżyce kruszą bez łaski
Ku zatraceniu moich i Twoich braci
szarpią ostatnie statki nadziei
A wzburzone morze
Oddaje im pokłon służalczy
Lecz ja i Ty, w kagańcach
do skał, macierzy diabła przybici
Krzyżem prawd głoszonych
Przez wargi skazańców,
gotów złu wyrwać jego bicz
i wychłostać namiętności
piekielnych czeluści serc.


Niestrawność

Uważaj na słowa
Jadowite kawałki szkła
Spoczywają jak drapieżne lwy
Na Twoim obrzmiałym języku
By w każdej chwili wyżreć
Twoje kości policzkowe
Kolumny w świątyni fałszu
Jamy ustnej
której dawno nie czyściłeś
Nadmiar kwasu wypalił przełyk
i ugodził żołądek swoją
Zatrutą strzałą miłości.


Puszka Pandory

Otworzyłam puszkę Pandory
Bezmyślnie,
jak konserwę ze śledziami
Nie licząc okropnego zapachu
nic nie wskazywało na to
abym wydała na świat nieszczęście.

Może, gdzieś rozległ się chichot Bogów
Może Fortuna miała zły dzień?
Przecież każda kobieta ma prawo
złamać sobie paznokieć
Albo zatrzasnąć kluczki w samochodzie

Mogę tylko powiedzieć, że
nie żałuję
Sumienie moje śpi spokojnie
Tylko za mną ktoś morduje kobietę
Brat mój czeka na wyrok śmierci
Narzeczona zdradziła go
z sierżantem.

Julia Rybicka – Sześć wierszy
QR kod: Julia Rybicka – Sześć wierszy