CZĘŚĆ PIERWSZA 

                                                            I

Od kiedy pamiętano Statek sunął zawsze w bezkresie próżni stanowiąc wszystko dla wielu pokoleń. Próba określenia jego początków podjęta przez pokolenie Loyala korzystające ze źródeł bibliotecznych, spełzła na niczym. Podczas Wielkiej Awarii bowiem datowanej na rok 2584 czasu pokładowego, a więc na czas bardzo odległy i charakteryzujący się dużą beztroską pasażerów, ze wszystkich sfatygowanych komputerów bibliotecznych znikła spora liczba rozmaitych danych. Wśród nich było to, czego szukano.

   Loyal należał również do pokolenia awanturników. Niejednokrotnie bywał świadkiem bijatyk, pijaństwa czy kradzieży uznawanych za normalne postępowanie, zgodne z pojęciami i sumieniem szerokiej rzeszy społeczeństwa podróżującego. Od wieków nikt nie musiał ciężko pracować wiedząc przy tym, że Statek i tak zrobi wszystko, aby ludzie mogli przeżyć. Zapomniano już o Wielkiej Awarii, od bardzo dawna nie zadawano sobie pytania dlaczego właściwie nastąpiła.

   Jedynie garstka podróżujących należąca do rodziny i przyjaciół Loyala próbowała tego dociec patrząc ze smutkiem i z rosnącą obawą na to, co działo się na poszczególnych poziomach Statku. Bezradnie przyglądano się jak dewastowane są wszystkie elementy zdobnicze wykonane z cennych materiałów i stanowiące jeszcze część świata archaicznej kultury i jak marnowana jest żywność wysuwana ze śluz dostawczych. Roszczeniowi podróżnicy w ostatnich latach zamawiali ją w formie rozkazu wydawanego prymitywnej maszynie.

   Będąc typem dociekliwym i pokornym zarazem, Loyal wiedział więcej od innych na temat skomplikowanych często modułów Statku. Znał przyczynę Wielkiej Awarii, lecz jego słowa skierowane do bawiących się wciąż podróżnych trafiały w próżnię. Przeszukując przepastne biblioteki znalazł kiedyś ważną informację beztrosko zakopaną w tysiącach mniej istotnych, informację brzmiącą dość niezrozumiale tylko początkowo: Szanując Konstruktora i kochając siebie i bliźniego nie pozwól aby poza życiodajną kieszenią zgniła choć jedna pestka czy kość.

   Tymczasem od dawna na pokładach Statku zalegała zgnilizna – pestki owoców i warzyw wymieszane z fragmentami kości dawnych zwierząt. Nikt nie przejmował się takim stanem rzeczy chociaż szerzyły się przez to rozmaite choroby. Nikt, oprócz garstki osób, nie korzystał z kieszeni regeneracyjnych. Pozbywając się smrodu, dokonywano zrzutu odpadków w próżnię chociaż czasem Statek próbował protestować wysyłając w teren obłe automaty magazynujące.

   Głód więc musiał nadejść. I nadszedł. A z nim – kanibalizm. Loyal czytał kiedyś, że takie okresy miały już miejsce co najmniej kilkakrotnie. Dreszcz obrzydzenia i obawa o życie jednak pozostały, nasilały się zwłaszcza wtedy, gdy tu i tam widywał gnijące, niedojedzone szczątki rozmaitych osób wyrzucane przez Mózg w przestrzeń kosmiczną. Jednocześnie darzył wciąż Statek wielkim szacunkiem, to wielka maszyna bowiem za każdym razem wygłaszała krótką mowę pogrzebową zaczerpniętą ponoć z pradawnych, nieznanych już pism religijnych.

   Jedynym ratunkiem wydawał się być powrót do Zasad Podróży. Pierwszy komunikat wyemitowany przez Centralny Mózg Pokładowy został jednak całkowicie zlekceważony. Nadal zdecydowana większość podróżnych nie chciała korzystać ze sprawnych wciąż kieszeni regeneracyjnych. Uważano, że prymitywna maszyna chce utrzymać swe prymitywne rządy zamiast słuchać człowieka.

   Na pokładach Statku coraz częściej polowano na słabsze osoby, głównie na kobiety i dzieci. Mózg przeciwstawiał się temu na ulice osiedli mieszkaniowych wysyłając zgniłozielone automaty wojskowe uzbrojone w paralizatory elektryczne. Narastająca przemoc zmuszała jednak wielu do produkcji prymitywnej broni. Tu i ówdzie zachowano również broń strzelecką albo myśliwską wykorzystywaną dawno temu do polowań na zwierzęta zamieszkujące zniszczone już teraz pokładowe lasy. Napastnicy czy łowcy korzystali z ciemności jakie nastały po decyzji Mózgu, który podawał moc na ważniejsze instalacje Statku, w tym grzewcze. Pewnego pokładowego dnia natomiast, wyznaczanego już wówczas tylko przez bardzo nieliczne żółtawe lampy sufitowe, przestały pracować pompy wodne zmuszając podróżnych do korzystania z przechowywanej tu i tam brudnej wody, a laboratoria zaprzestały odzyskiwania jej z jakichkolwiek odpadków zbieranych niekiedy przez małe roboty porządkowe współpracujące z Mózgiem.

                                                      II

Szedł jednym z wielu wąskich korytarzy znajdującym się w środkowej, najszerszej części Statku i stanowiącym jednocześnie odpowiednik dawnej uliczki miasta o stosunkowo prostej zabudowie charakteryzującej się formami półkolistymi. Dominujący tam styl architektoniczny od wieków nazywano renesansowy nie zadając sobie jednak trudu odnalezienia znaczenia tego słowa. Loyal od lat dużo czytał o kolebce ludzkości zwanej Ziemią, jednakże w przeciwieństwie do większości podróżujących wiedział o niej całkiem sporo. Interesowała go szeroko pojęta ziemska przyroda, której śladowe ilości można było jeszcze spotkać na Statku. Beztroscy i roszczeniowi ludzie ostatnich pokoleń z kolei byli przede wszystkim przekonani o swej wyjątkowości, wierzyli, że wszelkie pokładowe maszyny powinny wypełniać ich polecenia a Statek musi utrzymać ich przy życiu do czasu odnalezienia Nowej Ziemi. Od kiedy pamiętano, mknął on jednak przez obszar pozbawiony odpowiednich światów i nie wynikało to ze złych intencji Centralnego Mózgu Pokładowego.

   Loyal wierzył czasami, że niepokornej ludzkości niesionej przez Statek uda się kiedyś powrócić na Ziemię, której rany zaleczy czas. Chłopak czytał o Wielkiej Wojnie, o dziwnej i strasznej broni zastosowanej w pradawnych wiekach. Czytał o ucieczce najzamożniejszych oraz wybranych początkowo nie rozumiejąc o co w tym zapisie chodziło. Od kiedy pamiętano bowiem, Statek nie wymagał czegoś, co w innych starych zapiskach nazywano pieniądzem. Loyal był jednak dociekliwy i bardzo cierpliwy i dlatego któregoś pokładowego dnia wiedział już o dawnych ludziach znacznie więcej. Wiedział też, czym był dla nich pieniądz. I tutaj jednakże nie udało mu się dociec początków Statku ani poznać imienia czy nazwiska Konstruktora. Nie dotarł również do informacji o wspomnianych wybranych, czyli – jak przypuszczał – o ludziach niekoniecznie zamożnych ale zabranych na pokład Statku podczas odlotu z Ziemi zniszczonej przez Wielką Wojnę.

   Loyal wyobrażał sobie czasem wielkie, tętniące życiem zielone lasy Starego Świata skąd myśliwi pozyskiwali żywność w postaci zwierzyny. To ona również, obok owoców i warzyw, musiała być zabrana na pokłady Statku i dzięki pomysłom Konstruktora wykorzystywana wielokrotnie przez Mózg, który potrafił odtworzyć całe zwierzę na podstawie bardzo małego fragmentu tkanki.

   Na Statku nie było już typowych ziemskich lasów ani żywej zwierzyny, pozostały na nim jedynie ich śladowe ilości oraz dawne wzory reprodukowane nieprzerwanie przez Mózg sterujący całym szeregiem pomniejszych urządzeń i automatów. Mimo tego Loyal czuł jeszcze ów pradawny klimat gdy wracał z bibliotek, przechodził przez niewielkie zieleńce albo dostawał z podajnika mięso dawnych zwierząt zamówione uprzejmym tonem. 

   Był już niedaleko domu zwieńczonego kopułą, domu podobnego do wielu innych i przypominającego trochę jasny sześcian ozdobiony zniszczonymi w dużej mierze płaskorzeźbami nawiązującymi do ziemskiego świata fauny i flory. W prawej dłoni ściska starą, dziadkową strzelbę a w lewej metalowy uchwyt bańki z wodą. W wewnętrznej kieszeni starej kurtki miał również trochę jedzenia przechowanego przez znajomych. Jakimś cudem przyjaciel Loyala mieszkający na tym samym poziomie Statku, zdobył większą ilość bezcennego płynu twierdząc, że ma swoje sposoby i lubi myszkować.

   Trzech wychudzonych wyrostków cuchnących potem i alkoholem znalezionym zapewne gdzieś w przepastnych magazynach Statku, zatrzymało się niedaleko, a jeden z nich, wysoki blondyn w brudnym, żółtoszarym kombinezonie przynależnym kiedyś pracownikom drogowym, zaczął kopać w łukowatą podstawę śluzy dostawczej i krzyczał:

– Dawaj żarcie, dziwko!

   Wszyscy uzbrojeni byli w kawałki rur pochodzących ze zniszczonych już dawno zewnętrznych fragmentów wodociągu. Na szczęście Statek radził sobie jakoś bez nich znajdując jeszcze niedawno bardziej schowane odcinki przepływu wody. Obserwując wyrostków, Loyal czuł się stosunkowo pewnie dysponując lepszą bronią, jednak zawsze należało zachować czujność gdyż pijani młodzieńcy kierowali się przede wszystkim zbyt wygórowanym przekonaniem o własnej sile i dlatego nie zwracali szczególnej uwagi na uzbrojenie potencjalnego przeciwnika.

   Kopiąc zapamiętale w łukowatą, szarą obudowę śluzy, blondyn jęknął w pewnej chwili chwytając się obiema dłońmi za głowę a potem padł na okratowane podłoże rażony polem energetycznym wygenerowanym przez Centralny Mózg Pokładowy. Taki rodzaj samoobrony stosowany przez Statek często na dłużej studził zapędy bezmyślnych podróżnych przekonanych wciąż o własnej przewadze nad maszyną.

– A niech go szlag!  – zaklął inny wyrostek, rudzielec o bladych i zapadłych policzkach, ale nie odważył się już pójść w ślady porażonego kolegi, który leżał obok i jęczał coraz głośniej wyrzucając z siebie stek przekleństw pod adresem Statku.

   Trzeci młodzieniec, ubrany w brudnofioletowy kombinezon przynależny kiedyś pracownikom naukowym i niedawno zapewne komuś ukradziony, w pewnej chwili dostrzegł przechodzącego Loyala i radośnie błysnął ciemnymi oczami. Jako pierwszy zostawił porażonego kumpla i ściskając w dłoni metalową rurę, pewnym, choć nieco chwiejnym krokiem, ruszył w stronę obcego.

– Stój! – krzyknął władczo. – Dawaj żarcie albo wodę bo zrobimy z ciebie pasztet!

– Spróbuj!

   Loyal odstawił bańkę, stanął na szeroko rozstawionych nogach i błyskawicznie skierował lufę strzelby w zbliżającego się agresora. Czekał choć drugi z wyrostków także ruszył już w jego stronę.

– Blefujesz! – wycedził pierwszy nie zatrzymując się. – Od dawna brakuje wszelkiej amunicji. Inaczej byśmy wtedy pogadali…

   Nie zdążył dokończyć bo stanął jak wryty gdy pocisk wystrzelony przez Loyala wytrącił mu prymitywną broń. Zaskoczony zmarszczył wściekle ciemne brwi, obok kumpla pozostał jednak na miejscu obserwując bezradnie oddalającego się obcego.

   Loyal obejrzał się jeszcze żegnając wyrostków wykrzywionym, tryumfalnym uśmieszkiem i niezwłocznie ruszył w stronę domu. Chociaż zapamiętali zapewne gdzie mieszka, w najbliższym czasie nie powinni byli się pojawić mając w rękach jedynie metalowe rurki. Tak, czy inaczej nie było to pewnie ich ostatnie spotkanie.

   Usłużna, opancerzona winda przymocowana do frontowej ściany domu pogadała sobie trochę jak zwykle pytając go o samopoczucie a następnie zaniosła go na wyższą kondygnację gdzie najczęściej przebywały matka i młodsza siostra, Sara chronione przez roboty podczas częstych nieobecności Loyala. Wierne jak dotąd człekopodobne maszyny pielęgnowane jeszcze przez dziadka i nieżyjącego już ojca, człapały teraz po piętrze podobnie jak winda ciepło witając uzbrojonego chłopaka. Loyal nie chciał wiedzieć co będzie kiedy któregoś dnia ich wielokrotnie już naprawiane generatory ostatecznie zakończą swój żywot. Jedyna w domu strzelba może wtedy nie wystarczyć…

– Jesteś! – zawołała Sara wybiegając radośnie z pokoju czatowego gdzie wisiał duży ekran kontaktowy ukazujący właśnie jedną z najbliższych gwiazd.

   Był nią czerwony olbrzym. Zdecydowana większość podróżujących niestety nie interesowała się już gwiazdami chociaż było w niej wielu potomków rozmaitych naukowców, między innymi astrofizyków jeszcze dwa wieki wcześniej wspomagających Statek w poszukiwaniu Nowego Świata. Ludzi pochłoniętych grabieżą tego, co jeszcze można było zabrać z licznych pokładów i poziomów Statku oraz z wielkich magazynów wciąż częściowo niedostępnych bo zamkniętych przez tajemnicze systemy, coraz mniej interesował nawet potencjalny komunikat Centralnego Mózgu Pokładowego mówiący o odkryciu przez maszyny Nowej Ziemi.

   Sara należała jeszcze do bardzo nielicznych osób zapatrzonych w gwiazdy. Całymi dniami potrafiła przesiadywać przez ekranem i od czasu do czasu przywoływać Loyala aby pokazać mu najbliższe słońce albo ciekawą mgławicę. Korzystała też z pakietów naukowych albo edukacyjnych w zakresie podstawowych zasad dobrego wychowania co w dobie ogólnej przemocy mogło się wydawać co najmniej dziwne. Loyal wraz z przyjaciółmi popierał ją w tych działaniach mając nadzieję, że pod wpływem takich osób jak Sara społeczeństwo podróżujące wróci jeszcze kiedyś do Zasad Podróży i wynikającego z nich szacunku dla Statku. Zresztą sam Statek przewyższał wciąż ówczesnych ludzi pod każdym względem i to on ostatecznie o wszystkim decydował.

   Loyal uściskał siostrę a potem matkę siedzącą dotąd w niewielkim pokoju wypoczynkowym. Demonstracyjnie zawiesił dziadkową strzelbę na ścianie, uśmiechnął się do najbliższych i rzekł:

– Dzięki tej broni dziś będziemy mogli coś zjeść.

                                                        III

Stał na przeszklonym, rufowym tarasie granicznym obserwując czarny bezkres upstrzony milionami gwiazd. W takich chwilach myślał przede wszystkim o Nowej Ziemi, o tym, czy Statek kiedykolwiek zdoła do niej dotrzeć lub natknie się na nią w wybranej trajektorii. Z historycznych zapisów bibliotecznych wiedział już, że podczas wielowiekowej podróży wykształceni ludzie notowali czasem ważne spotkania mając na uwadze mijane systemy gwiezdne. Chodziło o skaliste światy krążące wokół żółtych albo czerwonych karłów. Ziemie te jednak pozostawiano z rozmaitych powodów wcześniej wysyłając tam sondy.

   Będąc na tarasie, Loyal nie mógł również powstrzymać się przed kolejnym spojrzeniem na sam Statek – wysunięta w przestrzeń podłoga pozwalała ogarnąć wzrokiem niemal całą wielką maszynę niosącą ludzkość od wielu pokoleń. Tak, jak i wcześniej, patrząc teraz na ogrom szarobrązowej konstrukcji, doszedł do przekonania, że musi ona mierzyć co najmniej kilka kilometrów. Z lektur bibliotecznych znał stare jednostki długości, po raz kolejny więc doszedł do wniosku, że ruchomy dom ludzkości od szczytu dziobu do najbardziej wysuniętego elementu rufy będzie miał z pięć kilometrów. Ze względu na gangi, wyprawianie się zbyt daleko od domu było niebezpieczne, o przejściu wzdłuż całego Statku nie wspominając. Kiedyś również w jednej ze zniszczonych w dużym stopniu bibliotek udało mu się natknąć na prastare, ogólne plany Statku i wtedy też dostrzegł jego wrzecionowaty kształt. Plany te, sporządzone na czymś, co nazywano papierem, były jednak mocno zdewastowane, trudno było więc odczytać z nich nawet podstawowe informacje. Czuł jednakże, iż dokumenty owe muszą ocaleć, dlatego schował je w przepastnych regałach. Dopiero po dłuższym czasie w pamięci jednego z komputerów znalazł stary plik poświęcony Statkowi a w nim – wiele cennych danych. Wierzył oczywiście, że sam Mózg dysponuje wciąż wszelkimi danymi, nigdy jednak nie śmiał pytać go o nie. Fascynowały go rozmaite, wysunięte moduły uzbrojenia laserowego przeznaczone głównie do zwalczania rojów meteorów wchodzących na kurs kolizyjny, podziwiał ogromne dysze przeniknięte niebieskawym strumieniem odrzutu i zdumiewał się w ogóle nad pomysłowością anonimowego jak dotąd Konstruktora.

   Przychodząc na taras graniczny, wspominał również coraz bardziej zacierany przez czas pogrzeb ojca walczącego ofiarnie o byt dla rodziny. Ojca, który chciał jeszcze bronić starego porządku, moralności i Zasad Podróży i dlatego któregoś dnia zginął z rąk bezmyślnych wandali niszczących jeden z podajników żywności.

   Loyal pamiętał jeszcze prastarą pieśń pogrzebową zademonstrowaną wtedy przez Mózg, rozlegającą się tuż przed oddaniem ciała próżni. Pieśń ta podobno wiązała się z równie starą religią, ze światopoglądem pradawnych ludzi. Obecne pokolenia wierzyły przede wszystkim w przetrwanie chociaż nie do końca uświadamiały sobie swoją zależność od Statku.

   Po śmierci ojca a potem dziadka, chłopak poczuł się żywicielem rodziny i nie byłoby to zbyt trudne zadanie gdyby nie bezrefleksyjna postawa większości podróżujących. Wiele razy, uzbrojony w strzelbę, musiał szukać ocalałych podajników żywności naprawianych czasem przez cudem ocalałe automaty, niejednokrotnie też musiał walczyć z młodzieżowymi gangami roszczącymi sobie wyłączne prawa do wybranych punktów wydawania jedzenia czy wody i pobierającymi opłaty w postaci rzadkich towarów. Straż Obywatelska powoływana od czasu do czasu i uzbrojona w rozmaitą broń, któregoś pokładowego dnia została rozwiązana ze względu na brak chętnych do tej niebezpiecznej służby. Solidarność międzyludzka stopniowo zanikała.

   Stojąc na tarasie granicznym, Loyal ściskał dziadkową strzelbę i myślał przede wszystkim o matce i młodszej siostrze. Sara zaczęła chorować i niewątpliwie wynikało to z niedożywienia. Ostatnie dni były naprawdę ciężkie, nie udało mu się zdobyć żywności, dlatego postanowił, że po powrocie do domu wejdzie w pakiet edukacyjny aby dzięki niemu nawiązać kontakt z Centralnym Mózgiem Pokładowym. Chciał go o coś poprosić.

   Szara kula zawieszona w błękitnawej przestrzeni i pulsująca żółtawym światłem pojawiła się na ekranie komputera Loyala gdy chłopak zamknął już za sobą drzwi swego pokoju i wykonał niezbędne czynności we wspomnianym pakiecie.

– Witaj ! – usłyszał męski, ale trochę metaliczny głos. – Czego sobie życzysz?

– Nazywam się Loyal Paton – zaczął zdenerwowany cedząc niemal każde słowo – i chciałbym abyś pomógł mojej mamie i siostrze. Wiem, że to..to może…

– Spokojnie, Loyalu. Wiem, kim jesteś, znam twoją rodzinę i przyjaciół. Jutro ogłoszę odpowiedni komunikat. Oczekuj go z nadzieją.  

                                                         IV

Kiedy oszczędne, żółtawe oświetlenie pokładowe jak zawsze oznajmiło nadejście nowego dnia, wokół domu Loyala zebrało się szczególnie wiele rozmaitych automatów zdalnie sterowanych przez Centralny Mózg Pokładowy. Zdecydowana większość tych maszyn miała kanciastą formę, wychynęła ze śluz technicznych, nosiła jeszcze zgniłozieloną barwę i uzbrojona była w stare wprawdzie, ale skuteczne karabinki wojskowe zdolne powalić każdego, kto zbliży się do domu chłopaka na odległość dwudziestu kroków. Zdawało się, że Statek trzymał te automaty na tę lub podobną okazję a nie na ewentualne lądowanie na Nowej Ziemi gdzie ludzie mogliby spotkać bliżej nieokreślonego przeciwnika. 

   W miarę upływu dnia, wokół automatów zaczęli gromadzić się różni podróżujący, przeważnie agresywnie nastawieni. W stosunku do szczególnie niebezpiecznych osób, maszyny używały na razie środków obezwładniających, głównie w postaci słabych paralizatorów elektrycznych. Na szczęście to wystarczało. Ze względu z kolei na kształt i rozmiar pokładu, niecodzienne zjawisko coraz częściej zaczęto oglądać na rozmaitych ekranach kontaktowych dostępnych na innych poziomach Statku. Tu i tam zaczęto również wykrzykiwać, że Loyal jest zdrajcą społeczeństwa ludzkiego i że kiedyś za to zapłaci.

   Zanim ucichły ostatnie okrzyki najbardziej rozwścieczonych podróżnych, ponad głowami ludzi okrytych przeważnie brudnymi kombinezonami o dawno zatartych barwach funkcyjnych rozległ się nieco metaliczny głos Centralnego Mózgu Pokładowego. Z każdym wygłaszanym zdaniem cichły ostatnie głośne komentarze.

Do wszystkich podróżujących!

Pragnę przede wszystkim zgodzić się z wami co do tego, że jestem tylko maszyną. Jednocześnie chciałbym tu od razu ostudzić zapędy większości z was i potwierdzić, że nie ma i nie będzie mojej zgody na całkowite porzucenie Zasad Podróży. Zasad, których jestem strażnikiem według woli moich twórców, czyli waszych przodków.

Całe wieki temu bowiem zostałem zobowiązany do prowadzenia tego statku i do poszukiwania Nowej Ziemi na wybranych trajektoriach. Kierunki tych działań nie zależały i dotychczas nie zależą od mojego maszynowego widzimisię, ale od wyników wieloletnich badań wielu ludzi, waszych odległych przodków pragnących znaleźć wspomniany Nowy Świat i w pierwszych wiekach naszego lotu szeroko ze mną współpracujących.   

To właśnie oni, pierwotnie zwani między innymi Konstruktorem, bardzo dawno temu zdecydowali o wprowadzeniu zasad niezwykle pomocnych, zwłaszcza w trudnych okresach podróży. Dlatego zdrowy rozsądek, ogólna zgoda i poszanowanie wszystkich elementów statku przyczynią się jedynie do zachowania wspólnego dobra niezbędnego do osiągnięcia kiedyś celu podróży. Tylko zachowanie starego porządku może pomóc wam wszystkim.

Dobrze wiecie, że na statku żyje zaledwie garstka osób stosujących Zasady Podróży. Dzięki tej garstce jednak jako wasza maszyna dysponuję wciąż pewnymi zapasami owocowych i warzywnych pestek oraz fragmentami kości dawnych zwierząt. Właśnie to umożliwia mi wciąż rekonstrukcję jedzenia. Jedzenia dla was! Zamiast więc atakować tych ludzi, powinniście być im wdzięczni!

Chodzi mi tu głównie o Loyala Patona, syna nieżyjącego już pracownika technicznego, o jego rodzinę i przyjaciół. Siostra tego dzielnego chłopca od kilku dni nie dostała ani grama jedzenia i zaczyna chorować z niedożywienia. Na pokładach statku ciągle poluje się na najsłabsze osoby, szerzy się samowola gangów i choroby. Czy więc naprawdę chodzi wam o wzajemne wyniszczenie się? O chore wyobrażenia na temat rzekomych rządów bezwzględnej maszyny? Kto, waszym zdaniem, ma szansę przeżyć ten trudny czas i zobaczyć kiedyś Nową Ziemię? Jako maszyna śmiem stwierdzić, że w takiej sytuacji Nowego Świata nie zobaczy żaden człowiek!

Proszę was, abyście jako przedstawiciele dumnego gatunku, który stworzył kiedyś ten wspaniały statek, jak najszybciej przemyśleli swoje postępowanie i powrócili do ważnych Zasad Podróży. Gotów jestem natychmiast wspomóc automatami tych wszystkich, którzy wykażą zdrowy rozsądek.

   Gdy tylko przebrzmiały słowa Mózgu, w wielu miejscach Statku doszło do fizycznych przepychanek między zwolennikami starego porządku, a większością podróżujących. Na szczęście nie było poważnie rannych, sympatyków Zasad Podróży szybko przybywało, zwłaszcza pośród ludzi wykształconych, a czuwające tu i tam kanciaste i uzbrojone automaty, porażały słabym prądem elektrycznym największych przeciwników mowy Centralnego Mózgu Pokładowego.

   Walki uliczne trwały do pokładowej nocy, zacietrzewionym gangom nie udało się poważnie uszkodzić domu Loyala ani innych budynków czy ważnych urządzeń, a kiedy zapaliły się nieliczne, duże lampy emitujące niebieskawe i fioletowe światło, za pośrednictwem licznych wciąż i czasem ukrytych kamer Centralny Mózg Pokładowy mógł odnotować znaczny wzrost zwolenników Zasad Podróży. Był to bardzo dobry znak chociaż sfatygowane i mocno śladowe już białawe automaty medyczne miały teraz masę pracy.

                                                             V

Od godziny pokładowej, zgodnej z prastarym pomiarem czasu, posuwali się w kierunku dziobu Statku schodząc wcześniej na niższy poziom aby móc zobaczyć jak najwięcej rozmaitych elementów technicznych, form architektonicznych i bardzo nieliczne już naturalne pozostałości po Ziemi. Przed trzyosobową grupką maszerował człekokształtny, kanciasty automat wodząc w lewo i w prawo czarną lufą karabinu, a dwaj pozostali strażnicy szli przeważnie nieco z tyłu.

   Kiedy zdecydowana większość podróżujących poparła pamiętną mowę Centralnego Mózgu Pokładowego i powróciła Straż Obywatelska szeroko wspierana przez uzbrojone automaty,  Loyal postanowił zrealizować swoje dawne marzenie – ruszyć na dziób a następnie na rufę Statku. Towarzyszyła mu zdrowa już Sara i stary przyjaciel, Leo Serra, włóczykij i entuzjasta zapomnianej astronomii, w czym upodabniał się do młodszej siostry Loyala.

   Początkowo, przemierzając najszersze części Statku, widzieli stosunkowo wiele zniszczonych instalacji, między innymi wodociągowych i – równie ważnych – grawitacyjnych. Moduły tych ostatnich pierwotnie umieszczano pod podłogami, same układy były bardzo mocne, zabezpieczone specjalnymi warstwami ochronnymi, jednak bezwzględni i bezmyślni zarazem wandale znajdowali sposób, aby zaszkodzić całej konstrukcji Statku i w efekcie – samym sobie. Kiedy więc zapadała pokładowa noc i gangi często przysypiały, w teren wyruszały grupy automatów remontowych. Działo się tak bardzo długo, któregoś dnia jednak Mózg znalazł sposób, aby porażać słabym prądem młodocianych na ogół niszczycieli. Od tamtej pory sztuczna grawitacja działała dobrze, nie było już przypadków niespodziewanego lotu pod sufit.

   Idąc w kierunku dziobu, grupka Loyala widziała coraz mniej renesansowych budowli. Pojawiające się budynki z kolei nazywano tworami klasycyzmu i tak, jak w przypadku innych stylów architektonicznych, nikt na ogół nie zagłębiał się w znaczenia tych słów. Prastare domy mieszkalne i rozmaite instytucje wzniesiono więc na planie koła lub prostokąta, stosowano kolumnady i kolumnowe portyki zwieńczone tympanonami. Zawiłości ukazanych tam dzieł nikomu nie udało się dotąd rozwikłać i tak, jak w przypadku pozostałych budowli pokładowych, jako materiałów budowlanych używano czegoś, co musiało być mieszanką metalu i tworzyw sztucznych szeroko zastosowanych na całym Statku.  

   Loyal zbliżył się do jednego z domów zamieszkanych teraz przez potomków astrofizyków. Najprawdopodobniej potwierdzały to płaskorzeźby umieszczone ponad kolumnami. Chłopak dostrzegł tam między innymi trzy ubrane swobodnie osoby wpatrzone w niebo, na którym oprócz gwiazd widniało coś, co mogło kojarzyć się ze statkiem kosmicznym. Po obu stronach obserwatorów nieba przedstawiono chyba jakąś fantazję, bowiem formy tych dzieł wydawały się co najmniej dziwne – łączono tam ludzi ze zwierzętami.

   Gdy chłopak wpatrywał się jeszcze w tympanon, rozsunęły się jasne drzwi domu i stanęła w nich starsza kobieta ubrana w brudnofioletowy kombinezon. Przez chwilę przyglądała się Loyalowi i z pewnym niepokojem zerkała na uzbrojone automaty, w końcu uśmiechnęła się jednak i powiedziała łagodnie:

– Ach, to ty, nasz bohaterze! A dokąd to zmierzasz?

– Idziemy na dziób – odparł chłopak wskazując Sarę i Leo. – Od dawna chcieliśmy przejść wzdłuż osi Statku i co nieco zobaczyć.

– Z taką obstawą będziecie raczej bezpieczni – dodała rozmówczyni omiatając spojrzeniem automaty. – Sam dziób to bardzo ciekawa część Statku, nie wszyscy jednak mogą tam wejść. Ale ty…będzie dobrze!

   Tajemnicza nieco kobieta odwróciła się nagle i znikła za drzwiami domu. Loyal wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę, wreszcie ruszył w wybranym kierunku pociągając za sobą resztę grupy. Idąc niespiesznie, mijali Straż Obywatelską z dwoma automatami i rozmaitych podróżujących spoglądających na nich z zaciekawieniem i obawą zarazem – czy chodziło jedynie o wojskowe roboty?

   Po półgodzinnej wędrówce grupka postanowiła zejść poziom niżej. Było to możliwe dzięki chociażby prostym, metalowym schodom pojawiającym się co jakiś czas na każdym pokładzie. Prócz tego działały wciąż windy. Schodząc na niższy poziom, Loyal liczył przede wszystkim na dotarcie do śladowych lasów, które powinny być właśnie tam, zgodnie z tym, co chłopak widział kiedyś w zapisach bibliotecznych. Nie pomylił się.

   Wysoko zawieszony sufit tej części Statku znaczyło jeszcze stosunkowo wiele lamp położonych bardzo blisko siebie, tworzących wypukłą formę i emitujących dzienne żółtawe światło. Pod nimi, obok kolejnych klasycystycznych budynków , skąpane w ciepłym blasku piętrzyły się wciąż najprawdziwsze drzewa! Młodzi ludzie zatrzymali się jak wryci i długo stali tak zauroczeni tymi wiekowymi pozostałościami po Ziemi.

   Loyal wysunął się przed uzbrojonego robota, wyciągnął dłoń i ostrożnie dotknął szarej, chropowatej kory. Uśmiechnął się czując niezwykłą więż z tym prastarym organizmem o potężnych, wężowatych konarach i korzeniach głęboko wchodzących w ciemną ziemię. Wodząc spojrzeniem po grubym pniu, chłopak dostrzegł niewielką, metalową tabliczkę z krótkim, wyrytym napisem: Quercus. Wiek: 1200 lat.

– To chyba dąb – odezwał się niespodziewanie Leo. – Czytałem kiedyś o tych drzewach, potrafiły rzeczywiście bardzo długo żyć.

– Niesamowite! – powiedział Loyal ciągle przyglądając się drzewu chociaż obok wznosiły się inne, pokryte zielonymi igłami.

   Wreszcie oderwał dłoń od pnia i ruszył w głąb małego lasu. Pozostałe organizmy roślinne nie były może już tak potężne, ale imponowały wysokością i roztaczaną wokół aurą niezwykłości. Tu i tam leżały również obłe głazy. Czujne automaty tymczasem zacieśniły krąg wokół grupki ludzi – zrobiło się ciemniej, należało więc zwrócić uwagę na obecność gangów. Na szczęście nie spotkali bezrefleksyjnych niszczycieli Statku i po kilku minutach znaleźli się niemal po drugiej stronie lasku. Loyal westchnął z żalem: musieli wracać na górę.

   Zanim ruszyli ku okratowanym schodom, na odkrytych przedramionach i karkach poczuli drobne krople wody najwyraźniej spadającej spod sufitu…

– Deszcz! – ucieszyła się Sara i nagle zaczęła tańczyć.

   Loyal spojrzał zaskoczony na Leo – tamten również wydawał się być co najmniej skonsternowany,  oszołomiony niespodziewanym zjawiskiem. Nie powinno ono jednak wzbudzać zdumienia, na prastarej Ziemi bowiem towarzyszyło ludziom od tysięcy lat i było przede wszystkim niezbędne dla samej przyrody. Sara natomiast należała do osób szczególnych, zainteresowanych rozmaitymi tematami, dlatego od razu zorientowała się, o co chodzi choć sam deszcz nie padał z deszczowych chmur a był jedynie efektem działania systemu zraszającego.  

   No tak, ale człowiek czasów Loyala, człowiek czasu podróży kosmicznych nie był już tą samą istotą, która przemierzała swoją ziemską kolebkę. Ludzie zapomnieli o wielu naturalnych zjawiskach, pokolenia podróżujących stały się poniekąd bardzo ubogie. Nie można było jednak winić za to ani Loyala, ani jego przodków – dla nich kolebką były pokłady Statku.

   Będąc już na wybranym poziomie, dostrzegli jajowaty, szarawy automat uczepiony sufitu: robot manipulował przy instalacji oświetleniowej nie zwracając na nikogo uwagi. Loyal uśmiechnął się – był to oczywiście dobry znak, zwłaszcza, że idąc powoli, dość wnikliwie obserwowali otoczenie, barwne wciąż ciągi instalacyjne i musieli przyznać, że wszelkich zniszczeń wokół było coraz mniej. 

   Dlatego zdziwili się kiedy zobaczyli trzech brudnych wyrostków uzbrojonych w metalowe rurki, siedzących przy głównej ulicy i grających w kości. Straży w pobliżu nie było, ale Loyal nie obawiał się o Sarę ani trochę – miał dziadkową strzelbę, a człekopodobni strażnicy już skierowali lufy karabinów w kierunku młodocianej grupki. Gang podniósł się powoli, wszyscy unieśli ręce, a jeden z wyrostków, chudy blondyn o wyłupiastych oczach, uśmiechnął się trochę niezdarnie i rzekł:

– Spokojnie, szefie! My tu tylko gramy…Tego też nie wolno?

   Loyal zaśmiał się tryumfalnie nie odpowiadając wyrostkom. Jego grupka nie zatrzymała się nawet na sekundę. Gdy gang zniknął im z oczu, zerknął na Leo i powiedział z cieniem obawy:

– Trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby udało im się kiedyś zmusić do posłuszeństwa wojskowe automaty. Wierzę jednak, że nie są na tyle sprytni, a poza tym – Mózg nigdy do tego nie dopuści!

   Po godzinie od chwili rozpoczęcia niecodziennej wyprawy zauważyli, że główna ulica poziomowa kończy się wysoką, jasnoszarą ścianą zwieńczoną dużymi lampami i czarnymi, półkulistymi guzami, czyli najpewniej czymś, co było zespołem kamer. Loyal zatrzymał się marszcząc brwi – nie sądził, że dotarli już do dziobu, a właściwie – do legendarnego mostka. Mylił się. Wzdłuż ściany bowiem maszerowały stosunkowo duże, zgniłozielone roboty uzbrojone w karabiny, a więc musiała to być ochrona mostka.  

   Chłopak wahał się. Chciał oczywiście wejść do najważniejszego pomieszczenia na Statku, ale maszynowa ochrona bramy podniosła już broń. W odpowiedzi to samo uczynili strażnicy młodych ludzi. Tymczasem, trochę niespodziewanie, z głośników zainstalowanych na wysokich, łukowatych ścianach poziomu, rozległ się głos samego Centralnego Mózgu Pokładowego:

Zostaliście rozpoznani w ponad 90%. Zbliżcie się teraz do bramy i połóżcie  dłonie we wgłębieniach identyfikacyjnych realizując procedury podstawowe !

   Obserwując każdy ruch wysokich, zgniłozielonych obrońców mostka, grupka ruszyła nieśmiało w kierunku potężnej, jasnoszarej płyty. Stanąwszy przed nią, młodzi podróżujący wyszukali niewielkie, charakterystyczne nisze a następnie przyłożyli dłonie do ich chłodnej powierzchni, jakby nieco rozjarzonej zielonkawym światłem. Roboty strażnicze obu stron zachowywały spokój.

   Tymczasem, po krótkim komunikacie brzmiącym rozpoznano, masywne skrzydła bramy podzieliły się na mniejsze fragmenty. Wydzielona, dolna i środkowa zarazem część drzwi, syknęła przeciągle a potem wsunęła się powoli w grubszy fragment bramy ukazując duże, przyciemnione, niebieskawe wnętrze z łukowatym rzędem ciemnych foteli na pierwszym planie.

   Puszczając przodem uzbrojony automat, grupka ostrożnie przekroczyła niski próg a Loyal wciąż rozglądał się jakby chciał wyłowić jak najwięcej szczegółów, jakby pragnął zarazem uprzedzić szybkie roboty z ochrony mające reagować na najmniejsze zagrożenie. Nie działo się jednak nic, co mogłoby zagrozić młodym ludziom ciekawym wielkiego Statku a z każdym krokiem odkrywali nowe szczegóły wyposażenia mostka. I tak oprócz wspomnianych foteli, nieco dalej zaczęły zarysowywać się szerokie, płaskie ekrany stojące na okrągłym, przezroczystym stole i ukazujące jakieś barwne wykresy i schematy, ciemnogranatowe nisze ułożone przy ścianach, po bokach pomieszczenia i mieszczące jakieś szare, podłużne urządzenia oraz wisząca na tym wszystkim jasnoszara, jakby spękana kula pulsująca teraz żółtawym światłem. Na mostku nie było widać ani jednej żywej duszy, panował tam chłód, ale kiedy Loyal dotknął pierwszego z pięciu foteli pokrytego grubą warstwą kurzu, ponad głowami młodych ludzi rozległy się pierwsze słowa Mózgu:

Witaj, Loyalu Patonie! Witaj, Saro Paton! Witaj, Leo Serra!

Chciałbym najpierw utwierdzić was w przekonaniu, że znajdujecie się na mostku, czyli w miejscu skąd całe wieki temu sterowano statkiem, kierowano wszelkimi zespołami ludzkimi oraz dowodzono istniejącą jeszcze wtedy żywą armią i szeregiem rozmaitych  automatów oraz robotów.

Tak działo się przez pierwsze dwa wieki lotu, przy czym pierwszych dwóch pilotów, głównego astrofizyka oraz dowódcę wyprawy znacznie wcześniej poddałem hibernacji. I stało się to przede wszystkim za ich zgodą .Zawsze bowiem, niezależnie od czasu, będziemy potrzebować specjalistów z najwyższej półki, a takimi byli i są ci właśnie ludzie. Tylko jeden z nich, główny mechanik, życzył sobie dotrwać swoich dni poza stanem hibernacji. Jak się domyślacie, nie doczekał spotkania z Nowym Światem. W porozumieniu z kolejnymi osobami z mostka, zastąpiliśmy go drugim mechanikiem czekającym teraz na przebudzenie w nowej rzeczywistości.

Już podczas pierwszych lat wyprawy, czyli na początku XXIII wieku, dotarliśmy do pierwszej gwiazdy nazwanej Proxima. Zgodnie ze znacznie wcześniejszymi badaniami i obserwacjami tego słońca, miały tam być planety skaliste, przede wszystkim zaś – Druga Ziemia. Niestety, planet typu ziemskiego nie znaleźliśmy w tym obszarze a jedynie kilka gazowych. Najprawdopodobniej przez wiele dziesięcioleci używano niewłaściwych przyrządów obserwacyjnych.  

Kolejne lata bezkresu, kolejne systemy gwiezdne i – kolejne rozczarowania. Chociaż muszę przyznać, że w układzie potrójnym Gliese 667 oddalonym od Ziemi o 22 lata świetlne, natknęliśmy się na ciekawy świat okrążający czerwonego karła w niewielkiej odległości, ale niezbędnej do zaistnienia tam warunków życiowych. Wysłaliśmy sondy, potem nawet kilka promów zrzutowych zajętych między innymi przez wojsko i naukowców. I tam niestety nie można było zamieszkać – świat ów ma większą grawitację niż Ziemia, ale to przede wszystkim na swój sposób fantastyczna podczerwień stała się głównym problemem. W związku z tym ostatecznie podjęto stamtąd ludzi i maszyny, promy wróciły na statek, który przez dłuższy czas musiał znacznie wyhamowywać i zapanował potem głęboki smutek.

Już wtedy doszło do pierwszych kryzysów natury psychologicznej, ludzie zaczęli poważnie wątpić w znalezienie Nowego Świata. I chociaż zajmowali się ciągle pracą zawodową zerkając jeszcze w niebo i produkując między innymi żywność oraz ubrania, stan podobny do dzisiejszego zaczął coraz bardziej dominować.

Na szczęście błysnęła nadzieja: przyrządy mostka namierzyły nową planetę znajdującą się na granicy ekosfery. Chociaż już wtedy podejrzewano działanie sił pływowych gwiazdy, wysłano sondy ze skomplikowaną aparaturą obserwacyjną. Potwierdziły się niestety pierwsze diagnozy: planeta zwrócona była do swego słońca jedną stroną, co sprawiało, że półkula ta rozpalona została do kilkuset stopni w skali Celsjusza. To nie były warunki sprzyjające życiu i zamieszkaniu tam.

Wydawało się, że złamie to ludzi całkowicie, jednakże – ku mojej maszynowej radości – większość podróżujących pozostała aktywna zawodowo, szła ciągła produkcja żywności, co niejako zwalniało mnie z działalności podobnej do dzisiejszej. Okazało się, że podróżujący czekają już na dotarcie do układu TRAPPIST, trochę dziwnego systemu złożonego z co najmniej siedmiu planet krążących wokół czerwonego karła. Ja musiałem jednak dokonać korekty kursu.

Do czerwonej gwiazdy dolecieliśmy w osiemdziesiątym roku podróży, nie wszyscy więc mogli dożyć tej chwili. Ci jednak, którzy ujrzeli system TRAPPIST zaczęli uważać się za szczęściarzy. Na pewno domyślacie się również, że między Gliese 667 a układem siedmiu światów na pokładach statku urodziło się sporo dzieci, były one świadkami tak bliskiego spotkania z pierwszą gwiazdą w ich życiu.

Znów musiałem przyhamować statek, tuż za sondami w przestrzeń wyszły promy zrzutowe, podróżujący świętowali już zasiedlenie jednego ze światów zachęcająco barwiących się w lodowatej próżni. Tym razem jednak chodziło o wysokoenergetyczne promieniowanie tamtego słońca, o protony, które uniemożliwiły kiedyś powstanie tam życia i zapewne stanowiłyby zagrożenie dla ludzi. Choć, łapiąc się jeszcze nadziei należałoby dodać, że najbardziej zewnętrzna planeta układu jest wszechoceanem, który w dużym stopniu chroni życie przed szkodliwym promieniowaniem i prawdopodobnie nosi jakieś życie. Podróżujący nie byli jednak dobrze przygotowani do ciągłego trwania na wodzie, a właściwie – pod wodą. Pozostawiono tam wprawdzie sporo rozmaitego sprzętu z ewentualnym zamiarem powrotu, większość populacji jednakże – na czele z pięcioosobowym mostkiem – ostatecznie zdecydowała się kontynuować poszukiwania innego Nowego Świata.

Statek ponownie rozpędził się do maksymalnej szybkości, czyli połowy prędkości światła i niełatwo go było już zawrócić. Mijały kolejne lata, dziesięciolecia i całe wieki a nadzieja na znalezienie Nowej Ziemi właściwie zgasła, patrząc na zachowanie większości podróżujących. W tym czasie spotykaliśmy rozmaite światy, nie dorównywały one jednak nawet planecie pokrytej oceanem, na którą niejeden pragnął jeszcze powrócić. Czas dolotu do niej, wliczając w to jeszcze stosowne manewry,  byłby jednak bardzo długi, a nieliczni wierzyli wciąż w znalezienie odpowiedniego świata.

Dziś mogę wam powiedzieć, że statek mknie w przestrzeni już około tysiąca pokładowych lat, jednak najbliższa konstelacja Oriona gdzie istnieje szansa na spotkanie ciekawych planet,  jest jeszcze dość daleko. Jaka sytuacja panuje w waszym pokładowym świecie – wiecie sami.

   Mózg zamilkł na dłuższy czas i młodym ludziom zdawało się, że niczego więcej nie oznajmi. Jednakże odezwał się w pewnej chwili emitując więcej żółtawego światła:

W łukowatych ścianach mostka znajdują się nisze na hibernatory. Jest ich ogółem siedem, ale zajętych – cztery. Jak wam wspomniałem, pierwszych dwóch pilotów wyprawy, główny astrofizyk oraz dowódca statku już po czterdziestu latach lotu poddani zostali hibernacji, a więc trwają w tym stanie ponad dziewięćset lat!..

   Mózg zawiesił głos a Sara krzyknęła, ni to z zaskoczenia, ni to z przerażenia. Loyal objął siostrę i długo tulił, zwłaszcza, że na mostku panował chłód. W końcu poprosił Móżg o kontynuowanie prezentacji urządzeń.

Z waszej lewej strony – mówiła maszyna – znajduje się hibernator  pierwszego pilota. Jeśli chcecie, możecie podejść i przyjrzeć się temu człowiekowi po przetarciu szklanej osłony. Chodzi o swoisty mikroklimat panujący wewnątrz urządzenia i oddziałujący na otoczenie pod postacią zjawiska przypominającego szron zbierający się na oszklonej części hibernatora.

– On…on na pewno żyje? – spytała Sara korzystając z krótkiego milczenia Mózgu i patrząc nieco trwożnie w stronę ciemnogranatowej niszy mieszczącej szary, trochę wrzecionowaty przedmiot.

Zapewniam cię, że tak – odrzekła maszyna. – Jego życie i związane z nim parametry nie są oczywiście takie same, jak u ciebie. Temperatura jego ciała jest niższa od waszej a cały szereg niewidocznych urządzeń bez przerwy przesyła mi odpowiednie dane informując o najdrobniejszych awariach.   

   Przełknąwszy głośno ślinę, Sara jako pierwsza ruszyła ku wskazanemu hiberna- torowi. Chłopcy też nie zwlekali pociągając za sobą dwóch cybernetycznych strażników. Trzeci automat wyprzedził dziewczynę i zatrzymując się tuż obok szarego urządzenia, stworzył sobą rodzaj osłony i zmusił w ten sposób młodych ludzi do zachowania dystansu.

   Loyal zauważył, iż obok hibernatora stoi proste narzędzie najprawdopodobniej służące  do przetarcia oszklenia. Bez porozumienia z Mózgiem podniósł czyszczarkę, jak sam nazwał w myślach ów przedmiot, po czym delikatnie przesunął nią po pokrywie urządzenia. Oczom młodych ludzi ukazała się blada, trochę wychudzona twarz człowieka w średnim wieku. Sara cofnęła się nieco.

   Przyglądając się hibernatusowi, Loyal kątem oka dostrzegł, że siostra zbliżyła się jednak do przezroczystej pokrywy. Człowiek wprowadzony w odmienny stan nie był już młody, nosił zaś coś, co można było nazwać błękitnym kombinezonem, trochę jednakże odmiennym od tych, których używały ostatnie podróżujące pokolenia. Uniform ów bowiem miał stosunkowo wysoki kołnierz i wiele rozmaitych kieszeni, prawdopodobnie i tak niepotrzebnych podczas swoistego uśpienia. Nad jedną z nich, na czarnym pasku w zrozumiałym wciąż języku, widać było kilka białych słów. Młodzi ludzie odczytali je głośno: komandor William Jones.

                                                        VI  

Od godziny już wracali z rufy. Szli niespiesznie wierząc w skuteczność cybernetycznych obrońców omiatających przestrzeń czarnymi lufami karabinów. Pokonanie dystansu dzielącego mostek od najdalszych sekcji maszynowni zajęło im około dwóch godzin, przy czym na ogół poruszali się bardzo powoli zaglądając jeszcze na niższy poziom gdzie wokół dawnych, zielonych wciąż ziemskich krzewów spoczywały prastare odłamki skał.

   Część rufowa była oczywiście inna niż dziobowa chociaż sporo zabudowań wzniesiono tam w stylu renesansowym a ciągi instalacyjne nadgryzione zębem czasu i gangów, przypominały te z przedniej części Statku. Pod częścią rufową znajdowały się także duże hangary gdzie spoczywały między innymi cztery wrzecionowate, zgniłozielone promy zrzutowe wykorzystywane głównie przez wojsko całe wieki temu lądujące na co najmniej kilku światach z cywilnymi ekipami naukowymi. Grupka Loyala nie mogła jednak dotrzeć do hangarów gdyż nastąpiła awaria kilku wind i klap poziomowych prowadzących na poszczególne odcinki schodów.

   Sama maszynownia, oddzielona od korytarzy przestrzeni publicznej wysoką, szarą bramą, oszołomiła młodych ludzi rozmiarami poszczególnych urządzeń. Sześć potężnych, srebrzystych generatorów podobnych do cylindrów zwieńczonych kopułą, znacznie przewyższało rozmiarami każdą budowlę Statku. Na stałe przebywało tam trzydzieści obłych, szarawych automatów techniczno – remontowych nieprzerwanie nadzorowanych przez systemy kontrolowane przez Centralny Mózg Pokładowy. Nikomu nie trzeba było tłumaczyć, jak ważną rolę odgrywały wszystkie sekcje maszynowni, do których prowadziły szerokie, niebieskawo oświetlone korytarze.

   W pierwszych wiekach wyprawy zaglądali tam jeszcze ludzie, specjaliści w granatowych uniformach nadzorujący maszyny. Każde kolejne dziesięciolecie nacechowane przede wszystkim słabnącą nadzieją na znalezienie Nowego Świata, charakteryzowała coraz większa aktywność maszyn. Centralny Mózg Pokładowy musiał przejąć całkowitą kontrolę nad Statkiem, co zresztą brano pod uwagę już na etapie projektów poszczególnych sekcji oraz modułów.

– Niezwykły jest ten nasz latający dom! – odezwała się w pewnej chwili Sara zerkając na brata. Loyal milczał jednak zadumany, ale z akcentem sarkazmu odezwał się Leo:

– No cóż, innego nie mamy!  

– Wreszcie jesteście! – usłyszeli głos starszej kobiety zbliżającej się w towarzystwie dwóch rosłych, człekokształtnych robotów. Dopiero teraz zorientowali się, że doszli niemal do domu Loyala i Sary, a kobieta naprzeciw jest matką rodzeństwa.

– Przepraszam, mamo – jęknął Loyal sięgając do niewielkiego urządzenia kontaktowego przymocowanego do paska kombinezonu. Czerwony przycisk uruchamiający je pozostawał wciąż wyciśnięty.

– Przepraszam jeszcze raz – powtórzył chłopak i mocno objął starszą kobietę.

CZĘŚĆ DRUGA

                                                              I

Już od dłuższego czasu systemy czujników dziobowych Centralnego Mózgu Pokładowego, ukryte częściowo pod wiekowym pancerzem zewnętrznym Statku,  rejestrowały pewne anomalie przestrzenne. Nieprawidłowości te nie dotyczyły jednak ani zwykłych gwiazd, ani pulsarów, ani nawet hiperolbrzymów czy brązowych karłów. Mogło się czasem wydawać, że Mózg jest dość tajemniczy w tym względzie albo szykuje jakąś niespodziankę.

   Pewnego dnia zaś z licznych wciąż głośników umieszczonych w przestrzeni publicznej, rozległ się jego charakterystyczny głos:

Do wszystkich podróżujących!

Stosunkowo niedawno zewnętrzne systemy rejestracyjne powiadomiły mnie, że statek znalazł się blisko horyzontu zdarzeń obiektu zwanego czarną dziurą. To bardzo niebezpieczny twór, jednak nie mam już czasu na manewr omijający, dlatego proszę was o zachowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa. Twórcy statku w tej sytuacji poleciliby, aby każdy żywy pasażer przypiął się do łóżka – specjalne pasy powinny być tam zamontowane niejako od zawsze. 

Kochani, wiem, że mogłem coś przeoczyć, chociaż maszyna nie powinna popełniać błędów. Jeśli była to moja wina, przepraszam więc jako maszyna. Tym niemniej ciągle jest nadzieja na przetrwanie człowieka, przez czarną dziurę bowiem można się przeprawić. Nikt jednak nie wie dokąd.

   Kiedy przebrzmiały ostatnie słowa Mózgu, na wszystkich pokładach zapanował chaos. Podniosły się wówczas głosy nienawiści do podłej maszyny podsycane przede wszystkich przez licznych wciąż członków młodych gangów. Na szczęście zwyciężyło coś, co można było nazwać iskrą nadziei , dlatego po godzinie od chwili ogłoszenia komunikatu, zdecydowana większość podróżujących pozostawała już w pozycji leżącej, przypięta oczywiście do swoich łóżek. Nieliczni próbowali jeszcze siać zamęt, żegnali się z życiem i przeklinali Centralny Mózg Pokładowy. Ostatecznie zaś zadziałały cybernetyczne siły porządkowe i dlatego zanim Statek wszedł w czarną sferę, wszyscy podróżujący byli już w pozycjach leżących.  

                                                             II

Loyal widział siebie bardzo dobrze, jednak widzenie to było tak niezwykłe i szokujące, że początkowo szarpnął się mocno na łóżku chcąc je odpędzić. Pasy przytrzymywały go właściwie, a obrazy przesuwające się przed oczami chłopaka, nie pozwalały skupić się na odpięciu klamer.

   Loyal widział siebie jako znacznie młodszego chłopca, który szybko cofa się w latach i w pewnej chwili osiąga wiek niemowlęcy, a potem – staje się płodem i embrionem zawieszonym w macicy matki. Matki stojącej nago w jakimś dziwnym, ale pięknym miejscu – otaczały ją zielone wzgórza porośnięte kwiatami a ponad głową piętrzył się błękit nieba zalany słonecznym blaskiem.

   Loyal szarpnął się jednak ponownie: obraz Starego Świata widywany wcześniej w bibliotekach, zaczął wiotczeć i pękać, przypominał teraz zwinięte kawałki barwnego papieru, pod którymi szybko zaczęła rozprzestrzeniać się bezgwiezdna i bezdenna próżnia…

   Otworzył oczy: ciągle był w swoim łóżku przypięty do niego pasami. Świat Statku musiał więc nadal istnieć !  Dziwny sen odpłynął w niepamięć, a chłopak uśmiechnął się z ulgą i sięgnął do klamer.

                                                           III

Na Statku panował chaos, lecz nikt już nie przeklinał Centralnego Mózgu Pokładowego bo większość podróżujących nie interesująca się dotąd kosmosem i nie mająca odpowiednich monitorów w swoich domach, przepychała się teraz biegnąc do najbliższych urządzeń publicznych ukazujących rozmaite, niewielkie czasem fragmenty przestrzeni. Każdy pragnął wiedzieć, gdzie znajduje się Statek.

   Loyal siedział obok mamy i Sary podekscytowany coraz bardziej: domowy monitor dziewczyny współpracujący z wieloma kamerami zewnętrznymi, ukazywał zupełnie nowy kosmos, w centrum pola widzenia zaś świecił mocno żółty karzeł.

-To Słońce! To na pewno Słońce! – zawołała Sara podrywając się z prostego stołka.

   Loyal nie zdążył zareagować bo z zewnątrz, mimo zamkniętych drzwi, zaczął dobiegać komunikat Centralnego Mózgu Pokładowego. Rodzeństwo wybiegło z domu korzystając ze schodów i zderzając się prawie z jednym z dwóch domowych robotów ochronnych. Pierwszych zdań już nie usłyszeli, mieli jednak nadzieję, że dotyczyły one powitania poszczególnych grup podróżujących:

…i tak po wielu wiekach los zaczął wreszcie nam sprzyjać mimo bardzo niebezpiecznego ostatniego etapu podróży – mówił Mózg. – Chciałbym zatem upewnić was w waszych wcześniejszych podejrzeniach: jesteśmy w Układzie Słonecznym! Jesteśmy tuż obok Starego Świata, tuż obok Ziemi!

   Na wszystkich pokładach rozległy się okrzyki radości. Ludzie zaczęli ściskać się i płakać, podskakiwać i śpiewać dziękczynne pieśni przypominając sobie nagle o starych bogach. Tymczasem jeszcze tak niedawno na ich Statku panowała zupełnie inna atmosfera, szerzyły się choroby wynikające z niedożywienia, dochodziło do rozmaitych aktów przemocy, nawet do kanibalizmu poprzedzonego całkowitym odrzuceniem przez większość społeczności tak ważnych przecież Zasad Podróży. Przypomniał o tym sam Mózg kiedy już społeczność pokładowa uciszyła się nieco:

A jeszcze nie tak dawno sytuacja człowieka w jego mechanicznym domu była przecież zupełnie inna. Wiecie, co chciałbym powiedzieć… Nie o to jednak dziś chodzi. Dziś stajemy na progu nowego życia! I może właśnie szczególnie dzisiaj powinniśmy ściśle współpracować na każdym polu!

Przestrzegając procedur, wysłałem już w kierunku Ziemi kilka większych sond atmosferyczno – powierzchniowych, a w najbliższych dniach rozpocznę także wybudzanie dowództwa statku oraz przygotowania dwóch dużych promów zrzutowych do lądowania na Starym Świecie. Naszym wojskiem będą na razie uzbrojone roboty – nigdy przecież nie wiadomo, co może dziać się na szerszych obszarach planety.  

Proszę was zatem, abyście cierpliwie oczekiwali dalszych zdarzeń i wciąż zachowywali Zasady Podróży. Niechaj pociesza was perspektywa stałego zamieszkania na jedynym w swoim rodzaju świecie, w kolebce waszych praojców!

   Znowu rozległy się radosne okrzyki, coraz częściej pochwalne w stosunku do Centralnego Mózgu Pokładowego. Nawet gangi młodzieżowe trzymające się jeszcze razem przed wejściem Statku w zasięg horyzontu zdarzeń czarnej dziury, teraz jakby przestały wreszcie dostrzegać sens swego istnienia. Wszyscy młodzi ludzie przełamywali wszelki opór, podchodzili do siebie, ściskali się i cieszyli tak niespodziewaną przecież sytuacją.

   Chociaż więc wkrótce nastała pokładowa noc i zapaliły się niebieskawe i fioletowe lampy, nikt nie spał. W każdym domu i na każdej ulicy świętowano na swój sposób przestrzegając wciąż Zasad Podróży.

                                                           IV

Do hangarów Statku powróciły sondy atmosferyczno – powierzchniowe wysłane na Ziemię siedem dób wcześniej. Po przesunięciu sond do laboratoriów, Mózg uruchomił procedury rozpoznawcze wykorzystując najlepsze automaty i urządzenia. O wszystkim poinformował społeczność pokładową, dlatego z rosnącą niecierpliwością oczekiwano już kolejnego komunikatu. Mózg wygłosił go trzeciego dnia po rozpoczęciu badań treści pamięciowych sond.

Do wszystkich społeczności statku!

Pragnę poinformować was przede wszystkim o tym, że Ziemia nadaje się do zamieszkania! Chodzi oczywiście o skład atmosfery planety, o średnią temperaturę na powierzchni i związany z nią klimat. Mogę dodać, iż pod tym względem Ziemia jest bardzo ciepłym miejscem.

Sondy badające różne obszary Starego Świata zarejestrowały również dużą aktywność życiową rozmaitych organizmów. Chciałbym w tym miejscu poinformować was, że Ziemia znajduje się w erze mezozoicznej w okresie kredy. Być może niektórzy z was domyślają się już, co to oznacza. Tak, czy inaczej postaram się to szybko wyjaśnić.

Zgodnie z tym, co wasi praojcowie wiedzieli na temat historii Ziemi, okres kredy był ostatnim etapem życia na planecie tak zwanych wielkich gadów. Sondy wysłane przeze mnie na powierzchnię nie potrafią sprecyzować, jak długo jeszcze wspomniany okres będzie istniał. Jeżeli znajdowalibyśmy się teraz w dniach poprzedzających hipotetyczne uderzenie w Ziemię wielkiej asteroidy, nakłaniałbym was do pozostania na statku do czasu uderzenia i ustabilizowania się sytuacji na planecie. Trudno powiedzieć, jak długo Stary Świat dochodziłby do siebie po tak wielkim wstrząsie.  

   Mózg przerwał na dłuższą chwilę a ponad pokładami Statku zaczął podnosić się jęk zawodu. Wróciła niechęć do głupiej maszyny, która wodzi człowieka za nos. Mózg tymczasem kontynuował  komunikat:

Z pewnych danych wynika jednak, że w Układzie Słonecznym nie ma obecnie asteroid, które mogłyby poważnie zagrozić Ziemi, dlatego rozpocząłem już procedury mające przygotować was do lądowania i stopniowego zasiedlania Starego Świata. Tysiąc dwieście sześćdziesiąt trzy osoby powinny zamieszkać tam w ciągu najbliższych miesięcy. Dowództwo statku zostało obudzone i dochodzi do siebie po długotrwałym pozostawaniu w odmiennym stanie, wiekowe promy zrzutowe wstępnie udało się uruchomić a cybernetyczne wojska tworzą pierwsze proste siedziby dla przyszłych mieszkańców planety.

Chciałbym was jednocześnie przestrzec przed obecnymi mieszkańcami Ziemi: są nimi przede wszystkim wielkie gady, które najpewniej nie potraktują was jako przyjaciół, dlatego pierwszy zrzut stanowić będą roboty i automaty niezbędne do zbudowania prostych, ale mocnych siedzib z materiałów dostępnych teraz na statku. Każdy dom powierzchniowy otoczony zostanie polem ochronnym, co jednak nie musi zapewnić  całkowitego bezpieczeństwa, nie znam bowiem jeszcze tych gadów na tyle, abym mógł postawić wiarygodną diagnozę.

   Gdy przebrzmiały ostatnie słowa Mózgu, na monitorach pojawiły się zdjęcia wielkich, drapieżnych gadów z sylwetką człowieka obok. Nie wyglądało to dobrze i społecznością pokładową zaczęły targać mieszane uczucia. Z jednej strony znów cieszono się możliwością zamieszkania na Starym Świecie, z drugiej zaś – pojawiły się słuszne obawy. Zdecydowanych na lądowanie było jednak znacznie więcej. 

                                                           V

Loyal stał w drugim szeregu obok Leo ściskając w dłoniach starą dziadkową strzelbę. Przed nim i przed kilkoma innymi chłopakami uzbrojonymi podobnie do niego, piętrzyły się szerokie, zgniłozielone plecy robotów armii wyposażonych w czarne karabiny. Przed cyborgami poruszyły się już potężne paprocie i lada chwila mógł wychynąć z nich kolejny przeciwnik.

   Pierwsze lądowanie ludzi na Starym Świecie odbyło się zgodnie z planem Centralnego Mózgu Pokładowego i wkrótce sto osób zamieszkało pośród zastrzalin i araukarii wbijających się w błękit nieba. Dowództwo wyprawy pozostawało na Statku. Maszyny, które zrzucono znacznie wcześniej, spisały się na tyle dobrze, że rośli mieszkańcy Ziemi często wyposażeni w szpony, nie zdołali przebić się przez pola ochronne aby zniszczyć potem kopulaste budynki mieszkalne oraz techniczne. Tak było jednak do czasu pierwszej awarii pola…

   Teraz awarią objęte było to osiedle.

   Pierwsze straty osobowe na Starym Świecie, pierwsze pogrzeby obok osiedli mieszkaniowych i pierwsze kwiaty na grobach.

   Loyal obejrzał się: jakieś trzydzieści metrów za nim stał jego dom i przebywały w nim teraz dwie najważniejsze dla niego istoty – mama i siostra Sara. Za domem i za kilkoma podobnymi do niego budynkami mieszkalnymi, na niewielkim wzgórku porośniętym zastrzalinami, pozostawiono zgniłozielony prom zrzutowy prezentujący teraz cztery czarne lufy działek. Do wszystkiego zaczęło jednak brakować amunicji…

   Loyal uśmiechnął się: wciąż wierzył w Statek.

   Tymczasem przed szeregiem cyborgów poruszyły się gwałtownie potężne paprocie i oczom obrońców ukazały się trzy dwunastometrowe tyranozaury. Zwierzęta ruszyły na maszyny i ludzi. Loyal zerknął jeszcze na Leo, znów się uśmiechnął, ale trochę sarkastycznie, a potem, patrząc śmiało na biegnące drapieżniki – ścisnął w dłoniach naładowaną dziadkową strzelbę i powiedział: 

– No cóż, kolejny dzień i kolejna walka!                                                                         

KONIEC                                                        

Piła 2017 – 2021

Jagliński Waldemar – Statek
QR kod: Jagliński Waldemar – Statek