Przypomniałem sobie Wierzbową w Łodzi,
ulicę mojego dzieciństwa

Mieściło się przy niej przedszkole,
do którego chodziłem,
ale krótko,
bo kiedy rodzice mnie w nim zostawiali,
to strasznie się mazałem.

Po drugiej stronie,
na narożniku,
stał lokal z dancingiem.
Już w szkole, podczas wieczornych spacerów,
kiedy nad barem rozbłyskiwały kolorowe kule,
zastanawiałem się jak to jest,
kiedy dorośli piją i tańczą, zapominając na chwilę
o swoich mrocznych sprawach.


Moja była teściowa, kiedy umierała,
dostawała morfinę

Było lato, miała zamknięte oczy
i wychylona z łóżka
w kierunku szpitalnego okna
ciężko oddychała.

Po dwunastu latach
wciąż nie wiem,
gdzie wtedy była –
jeszcze tutaj czy już tam.

Wyglądała, jakby
wciąż walczyła,
a przecież jej ciało
dawno powiedziało pas.


Dwie staruszki rozprawiają o czymś
nieopodal przejścia dla pieszych

Ta po lewej – dobrze po osiemdziesiątce –
nagle przypomina sobie coś wyjątkowego,
jej twarz przebiega młodzieńczy uśmiech
i poprawia włosy w taki sposób,
jakby znów była podlotkiem.


Niektórzy chodzą jeszcze ciepło ubrani

Ale na przedmieściach młode dziewczyny
sprzedają już pierwsze tej wiosny tulipany.


Czarny kapelusz z niewielkim
zawiniętym do góry brzegiem ronda
zachodzi kurzem na jednej z półek

Kupiłem go w tym samym dniu,
co wiosenny płaszcz,
którego też ani razu nie założyłem.

Twoja nowoczesna
maszyna do szycia
milczy w nieotwartym kartonie,
a stary, poniemiecki Singer mojej babki
trajkotał co wieczór
i różnokolorowe nici
śpiewały pod stopką.


Całe przedpołudnie walczyłaś
z koszem wiklinowym

Nie mam pojęcia czym jest
taki kosz w twoim świecie.

Czy to większe wyzwanie
od towarowego pociągu,
który zobaczyłaś
podczas porannego spaceru?

Jak ty,
chciałbym tańczyć
na widok dzięcioła,
który robi swoje
w gałęziach świerku.


Od strony szosy niesie się szum silników

Dym nad ubojniami i przetwórniami mięsa –
to tam zmierzają ciężarówki pełne lęku.

Mariusz Grzebalski – Siedem wierszy
QR kod: Mariusz Grzebalski – Siedem wierszy