Widzenie

Markowi Kołodziejskiemu

Nocą w łazience zamieszkał ptak.
Pióra zmatowiały, wygląda na martwego.

Wzdragam się przed dotknięciem,
zamykam cicho drzwi, próbuję zasnąć.
Oboje przewracamy się na bok.

Rano jest już tylko zabłoconym butem.


Maszyneria niebieska (wiersz na zamówienie)

Markowi K., urodzinowo

Kiedyś wierzyłam, że nauka może wszystko.
Takie XIX-wieczne podejście, wiek pary i elektryczności.
Kosmos o krok. Świat w skali makro – pasjonujący i bliski.
Skala mikro nie liczyła się w tej grze. Wielkie nadzieje
skończyły się wielką klapą. Trzymamy się kurczowo
naszej niebieskiej kulki i koncentrujemy się na tym,
żeby nie spaść.

Próbuję spojrzeć na sytuację pod innym kątem.
Kiedy rozluźniam chwyt, odkrywam, że wszystko
jest wszystkim, a skala mikro jest równie dobrze skalą makro.
No bo zobaczcie: z zimowego nieba spada spiralnie
wielki płatek. Przypomina te z orszaku Królowej Śniegu;
obiecywały ciepło i miękkość, a w rzeczywistości –
zresztą co ja wam będę opowiadać, wiecie, co zrobiły
z Kajem.

Pod mikroskopem odkrywam ich prawdziwą naturę.
Nakrętki, śruby, mutry, przekładnie, wiatraki.
To jest mechanizm nieba, skrystalizowana niebieskość.
Porusza wszystkim, nie ma się dokąd wspinać.
Ani po co.


Eksploatacja Pocztowa Wagon Specjalny

(Markowi na dekadę)

Znaki snów są widoczne, powinieneś był wcześniej je dostrzec.*
Tymczasem ty zapominasz sny, nie dbasz o nie,
a przecież wszystko jest możliwe tylko we śnie.

We śnie pojawiają się alfabetycznie ułożone słowa,
takie posłuszne, jak nigdy, karnie stoją w dwuszeregu,
możesz zrobić z nimi wszystko, czego chcesz.

Więc zrób to. Zmuś je, żeby tańczyły egzotyczne tańce
albo wlokły się w rytm marsza żałobnego. Śmiały się
albo płakały. Są twoje. Nie wierz nikomu,

kto szuka w słowach czegoś innego, niż mówią.
Nie kocha ich naprawdę. Nie chcemy zmieniać
kogoś, kogo kochamy, kochamy go za to, jaki jest.

*Mark Twain


Nie każda drabina jest Jakubowa

Markowi Kołodziejskiemu

Spinasz się i wspinasz, żeby je zadowolić
– blisko celu walisz głową w beton
i budzisz się na dole.

Milcząco wykonujesz hapczang
i zaczynasz od nowa.

Przyjrzyj się, widać wyraźnie –
to ich stropy są za niskie,
nie drabina za krótka.

Może nie warto sobie łamać nóg
na podciętych szczeblach.
Nie da się trafić do raju,
kiedy ktoś szachruje.

Elżbieta Lipińska – Wiersze dla Marka
QR kod: Elżbieta Lipińska – Wiersze dla Marka