Pociąg do Lod

poznaliśmy się na wiecu karl
gustaw nosił bokobrody ja byłam
małą żydówką

skazana za autoagresję bez prawa
łaski wnikałam jak kornik w chrystusowe stopy
na krzyżach schło pranie

nie znałam imion możnych ani współrzędnych
galaktyk od święta przynoszono nam wodę
żyliśmy
jak zwierzęta
gdyby nawet czas się zatrzymał nie zauważyłabym
pozostałych

współpasażerów


Przyszłam na świat w siedemdziesiątym siódmym

odchodzili kolejno zabierając wielkanocne
cukrowe kurczęta w porze karmienia
puchły powieki

palce należały do Boga

przez własną skórę mogłam zobaczyć wszechświat
pękała głowa od drutów wystających z tapczanu
piekły plecy
byłam krzykliwym nieistnieniem
drzewem powalonym na rzece

każdego dnia

niosła w piersiach zimny grysik
rodzina dbała
o gustowne fotografie
wpadałam w każdą szparę w podłodze
do każdej drzazgi mówiąc – mamo


Sweet home

zagłębienie w dłoni dawało złudne
poczucie bezpieczeństwa
jak przegroda w szafie
jack był prostym człowiekiem
wystarczyło zagryźć zęby i przeczekać

by nastał świt

ściana w kolorze lepkiej nasturcji symbiotycznie
współżyła z paznokciem
mdliło od niespełnionych wyrzeczeń

ciepła uryna zmywała wspomnienia
każdy włos nawinięty na palec
był kartką z kalendarza
urwaną myślą

Monika Luque-Kurcz – Trzy wiersze
QR kod: Monika Luque-Kurcz – Trzy wiersze