1.
Pokój
Nicsięniedzianiem
Rozpędza wariacje
Chaosu
2.
Dziewczyna
Do kremowej sukienki
Zbyt duży rumieniec
3.
Odwołanie
Koncept twojej wieczności
Złamał moją intencję
Teraz
4.
Syf
Zdjąć maskę
Rozpalić papierosa
W pierwszym oddechu
Zduszonego
Być
Powietrza i smogu
Wieczne zamykanie mi tego okna, z którego miałam rozłożyć ramiona
Kiedy ten pył przedwiecznego waszego dziedzictwa opada mi na włosy
Niczego już nie muszę opowiedzieć tak rozkopana
Gnilne skrzydła w spadku
Jak anioł stróż w modlitwie na dobranoc
Pomarańcza
Spływał jej po podniebieniu ten sok owocu świątecznego
Po omacku dotykała pokoju od serca
Zobaczyła go trzymał wciąż ten obrazek
Z pierwszej komunii wielkomajowej
Srebrna dziewczynka krzyżuje rączki
Wywyższona siłą jego jedynego
Gwóźdź jasno niekompletny
Nie połączy spraw ludzkich ze sprawami boskimi
Wianek główki usycha wciąż czekając
W Boże Narodzenie łaskawie zdjęła z niego ten ciężar
Schowała do szafki przełykając ślinę
Interpretacja
Konstelacje jednego koloru
Chaotycznie brudzącego twoją twarz
Poniżej brwi spływa po policzku
Zaschnięta wilgoć
Wyglądasz jakbyś szła na wojnę
Choć umierając w bezruchu nie myślisz o walce
Spojrzałaś w lustro tylko raz
Siedząc na taborecie rysując
Średnio precyzyjnym pędzelkiem cienką kreskę
By zostawić jakiś ślad na sobie choć nietrwały
Rozwodniona leje się po całej twarzy
Gdy nie obronisz kolejnej chwili przed końcem
Horrendum bycia przecierasz dłonią
Twoje duże spuchnięte oczy
Dotykasz nadwrażliwej skóry mokrej i młodej
Rozmywasz w pełni twój pierwszy raz bez namysłu
Czujesz to
Rozlanie (od rozlanej)
Nie umyłam głowy
To podobno niezdrowe na schorzenia
Liczby mnogiej ja jednej
Dążę do pozyskania wynaturzonej odporności
Niewypitej z mlekiem matki ani krowy
Dlatego hoduję cały ten ból który zgromadziłam w głowie
Nie z troski o dostatecznie już rozchorowaną ziemię
Chcę wierzyć że przeżywa załamanie panny z brudną głową
Nabieram teraz tę niewymytą wodę w usta
Zanurzam się w sobie tracąc oddech
Gdy rozmyśl zalewa mi czucie
Gubię ostatnie u u u u u u u u