Rzecz znaleziona
Zostaw mnie. Nie układaj,
nie przekładaj, nie organizuj.
Odłóż.
Po starciu kurzu z opinii i nazw –
to tylko nalot.
Wyrzuć jak musisz.
Mogłam się przeterminować.
Puste też bez sensu trzymać,
na puste rąk nie starczy.
Tylko nie naprawiaj,
nie sklejaj, a już na pewno
nie na siłę.
Tętno dodatnie
Jeszcze śnią mi się,
majaczą pokątnie, ukradkiem
twoje kły, ramiona,
palnik w oczach, rozedrgane żyły.
Jeszcze zawala mi się
nowe budownictwo myśli,
gdy zagradzasz mi ciałem przejście
na urojonych drogach.
Jeszcze kolor oznacza puls,
a puls oznacza ciebie.
Czas na promocji
Tyle oddaliście, a mi do szacunku
jeszcze kilkadziesiąt kilometrów
zrozumienia. Zrozumienie jest
warunkiem.
Jeszcze rozdzieram
krzywe wargi w sklepie
z życiowymi artykułami.
Co z tego, że tańsze o pięćdziesiąt
groszy, skoro do tych oszczędności
jest o dwa metry dłuższa kolejka.
Grosze i tak wyjdą z portfela,
czasu nikt nie dołoży.
Chyba, że stanie w kolejce
potraktować hobbystycznie,
a czas próbować oszukać.
Nie kwestia tego, czy płacisz
pytanie tylko jak.
Mała czarna niezmieszana
Rajstopki czerwone, rozmiar
życia trzydzieści trzy, siedem i pół
roku stażu. Obstawiona
jeansową falbanką królowa
karuzeli. Dusza lekka, jeszcze
nieprzemeblowana.
Lista życzeń zbrokaconym lakierem
na łapkach. Motylek na policzku,
ale tylko w święto szkoły. Za maminym
pozwoleniem. Po zabawce
w dłoni, trzy piosenki dla uroku
na babci i dziadku. Tak uczyły czarownice.
Wierszyk, kiedy zmuszają. W zamian
za brak ok w rosole. Rozwydrzenie
przy kąpieli, rozmoczone argumenty,
sen nieprędko, gwiazdki mają dosyć
sufitowych nadgodzin.
Na te święta już – przysięgam – będę
grzeczna.