MAJ – SEN 13510a

Wracamy z imprezy, jest jesień, może początek zimy,
śniegu nie ma, ale jest szelest jesiennych liści, mokre
ulice po deszczu. Konrad Góra śmiejąc się mówi:
Nie pierdol, rzucimy orła i reszkę i ci wyjdzie
co masz w życiu robić i wyciąga garść monet
i chce rzucić a ja na to: ej, kurwa, zaczekaj, nie rzucaj,
tu jest kupa kasy a nie ustaliliśmy, która reszka, który
orzełek, i co to znaczy. Konrad się wahał, poleciało
kilka piątek na ulicę, ale nie spojrzał za nimi
nie martw się, znajdą się tacy, co pozbierają.


Maj – Sen 13510b

Widzę – obroża, łańcuch i pies, trawnik – to jest lato.
Ktoś szarpie ten łańcuch, obrożę, pies ma czerwoną
sierść. I myślę, co za skurwysyn go tak urządził, kopię
łańcuch i czuję, że nie od parady jest. Ktoś ciągnie za
łańcuch i pies potyka się, plącze krok albowiem długi jest
łańcuch, ciągnie się po ziemi, a na jego drugim końcu
na czterech łapach, ale to nie pies, to człowiek udający
psa, przecież pies nie potrafi tak. Wiem że zaraz mnie
zabije, tak jak na tych filmach na Youtube, gdzie byk
rzuca człowiekiem po ulicach Pampeluny. Łapię to coś
za łeb i przytrzymuję z całych sił, bo przecież jestem
nagi a wokół nikogo. I wtedy zaczyna zadawać pytania.
Kto nie wrócił z Brzegu? Dlaczego? Jak miał na imię?
A ja kurwa nie wiem, bo skąd mam to kurwa wiedzieć,
nie jestem twardym dyskiem, skąd mam to wiedzieć.


Maj – Sen 13544

Ona pali papierosa w moim pokoju!
Ona, która nie paliła, a wszystkich wywalała
do kuchni bez pardonu, a potem nawet z kuchni
na korytarz, a teraz śmie w tej sukience, czerwonej
i krwawej szmince kopcić „Marlboro”?! I żeby
to jeszcze się zaciągało, ale nie, po prostu kopci,
nabiera do ust i wypuszcza ten tłusty dym w pokój.
Wynocha mówię, pokazuję drzwi i sam wychodzę
w miasto. Na rogu Długiej i Mlecznej nie ma kamienicy.
Zaraz będą wyburzać – mówi ktoś z boku – dlatego tak
ściskają mury rusztowaniami, żeby sypało się do środka.
Widać bez ofiar to się nie obejdzie.


Czerwiec – Sen 13605

Słyszę dziecko, które zza zasłony mówi głośno i ze złością,
że coś jest niedobre, a ja w słoneczny dzień wkraczam w jasne
podwoje empiku i nagle widzę na półce, och, to nie do wiary
biało wydrukowany z klejonym grzbietem 48 numer pisma
literackiego „Portret”. Okładka biała i druk na niej. A skąd?
To jasne. Odwracam pismo na IV stronę okładki, a tam w pozach
księżycowych czarodziejek uproszczone do zarysów trzy mocne
kobiety. Stoją z zaciśniętymi pięściami i opuszczonymi rękami.
Środkiem, skosem – wielkie, bezszeryfowe, masywne czcionki
„Jak nie MY to KTO?”. No właśnie.


Listopad – Sen 13712

Idziemy szlakiem przez lodowiec po zboczu góry, wielkiej
jak Cerro Illimani. Z boku, mówią, oberwała się lawina
i przechodząc w poprzek jęzora zerwała fragment lodu
odsłaniając katedrę. I teraz stoi wśród bieli wyjęta
sprzed kilkuset lat, jasny kamień, przypory, zdobienia,
rozety. Wchodzimy do środka, a tam lód odsłonił krypty.
Można powoli rozmrażać ludzi, bo nie umarli, ale nadal
świetnie się rozmnażają i żyją. Przebudzeni są obok,
ale strach puścić ich od razu w dolinę, przecież nie żyli
tyle lat. Zatem stoją w beżowych workach, a wszyscy
mają po jednym oku w środku głowy. No co –
mówię do dziewczyny obok – jest inaczej niż przed
tamtą śmiercią?


Grudzień – Golibroda Albo Sen 13106

Śniło mi się, że się goliłem, więc po przebudzeniu
się ogoliłem. Śniło mi się, że chodziłem brzegiem
morza, więc po przebudzeniu poszedłem na dworzec.
Śniło mi się, że do naszego domu na poddaszu
kościoła trzeba było wejść po drabinie, więc nieufnie
patrzę na schody. Śniło mi się, że Bałtyk powstał w wysokie
fale, które zalewały wszystko, poza naszą wydmą. Dlatego
po przebudzeniu wykręciłem numer do konsulatu
i poprosiłem o azyl dla naszych dzieci,
których nie ma.


Grudzień – sen 13109b albo jacy Żydzi, jacy Żydzi, tam nie było żadnych ludzi!

śniło mi się, że chodzimy po terenach dzikich i pagórkowatych.
Czego to myśmy mieli tam szukać? Zapomnianych rękopisów?
Listy zakładników? Sześcian z żelbetu wyrastał z piachów, znać
było dobrą, niemiecką robotę. Wleźliśmy na wierzch, oderwaliśmy
plomby i otworzyliśmy właz, do środka wpadło światło. W dole
było puste pomieszczenie, pokój, ale urządzony jak w wiejskiej
chacie. Drgała podłoga z desek. Po chwili podniosły się jedna za
drugą. Jak kadry z filmu, gdzie w nocy Żydzi wychodzą z kryjówek
Jacy Żydzi ?! No właśnie, tyle lat po wojnie? Skąd ta postać w dole
owinięta jest czarnymi szmatami? Położyłem jej ręce na głowie.
Miała dźwięczny śmiech i gęste włosy, które kryły każdą bliznę.

Zenon Kałuża – Siedem wierszy (vol. 2)
QR kod: Zenon Kałuża – Siedem wierszy (vol. 2)