Dywersyfikacja czasu
Pamiętam sen, w którym ktoś opowiadał
o czasie wewnątrz i na zewnątrz ciała.
To jakby dwa różne czasy. Pierwszy istnieje zawsze;
nie płynie, nie mija. Drugi, rozpędzony pociąg iluzji.
Przez okna życia wyłapujemy migające
krajobrazy, jak przy kartkowaniu książki
ilustrowanej, a przecież
one się nie przemieszczają.
Podobnie czas niezmienny i stały.
On mówi przeze mnie.
On wie o wiele więcej.
Wschód
na biały poniedziałek
luty – klęska śniegu i droga
wylana jak sny niewinne
pierzaste – czy przybyły
żeby mnie i ciebie uratować?
nasz raj od dawna żyje na śnieżnych kartkach
ostatnią książkę stworzą ptaki
co tak dobrze tłumaczą
nasze słowa na przewietrzone życie
czekam
każdego dnia od nowa
walka z obcością w powietrzu
kiedy wracasz rano w innym
odcieniu niż wieczorem
za oknem mandarynkowe chmury na nocnych
zdjęciach mandarynkowe chmury śnieg
śnieg przez okna i drzwi – jak
ostrzeżenie:
czekam
zegary
w szufladzie – przepaście
między jednym a drugim wersem
przestrzenie
coraz goręcej pod śnieżną pościelą
ale kończy się mróz i słychać muzykę
zasianą przez ciebie tamtej jesieni
dziś znów się zaczyna migotać będzie
tak długo jak długo potrwa czarno-
złota wspólnota – powiedziałeś
dziś po południu: na wschód
najdroższa na wschód
cisza
słońce
to szyja olbrzyma
po ścięciu głowy – z szyi
każdego dnia tryska droga
Magnes
jeżeli czas się wyrzeknie przestrzeni
zamieszkam kątem w twoim lustrze
jedno miejsce w lewym górnym rogu
przyciągające wzrok kiedy marzysz
Wysokie rejestry
widziałeś ziemię z kosmosu
szczęście błękitu w błękitnej samotni
gdzie się podziały wszystkie podziały
gdzie walczący ludzie gdzie kominy
i drzewa w pożarze lasów których nie żal
róże w popiele jak zwęglone włosy
kamienie zapomną o rzeczach i słowach
wyrytych na ciałach pomników z prochu
gliny szkła i żelaza – zostaną kości
na dnie oceanu zostanie pamięć
genetyczna mózgów w naczyniu
patrz! życie znów wyszło z wody
rozgląda się widzisz to z góry
albowiem jesteś już czystym
spojrzeniem które – może potem –
powróci w dojrzalszych oczach
Tulpa
za parawanem z szarego płótna cicha
przestrzeń zamieszkiwana przez tulpę
odkąd nabrała koloru i kształtu mojej
przyjaciółki z dzieciństwa wciąż chodzi
tam i z powrotem na palcach żeby
nie spłoszyć wspomnień którymi
maluję wyblakłe ściany gdy sepia
wieje ze zdjęć jak z przytulenia
teraz słońce zalewa mieszkanie
przezroczyste ręce na mojej twarzy
Zalustrzany podgląd
po tamtej stronie fotografii
ludzie żyją tak samo
jak w zalustrzanym kraju
tak wiele minęło słów
szczęśliwych i tragicznych
a oni wciąż trwają
te same pozy uśmiechy
dziecko nad babką z piasku
karty na stoliku w ogrodzie
dwie kobiety z identycznymi
włosami – mężczyzna z gazetą
wyborczą pod parasolem
dziś do mnie przyszli i stałam się
jedną z nich nie wiedziałam
czy spowiedź to czy sen
dlaczego w ustach smak chili
którego nienawidzę?
czas po czasie odpowie
dziś krwawi inną przestrzenią
pierwsze kadry filmu fabularnego
same czerwienne karty
Kod
przyszedłeś przed snem otworzyły się drzwi z widokiem na wodę plaża biało-śnieżny piasek jesteśmy dotykiem smakiem zapisanym na piasku i w lodzie i w zbożu miejscem wygniecionym twoim-moim ciałem piktogramem jesteśmy kometa Swan Atlas i Neowise nad głowami z długim warkoczem – kod wysłany z kosmosu w pijany dzień w pijaną noc widmo księżyca po moim chuchnięciu rozpadło się nagle jak rtęć na tysiące kuleczek każda w swoją stronę mig mig tak posiałam w atmosferze żywe srebro ziemi niech świeci pijany dzień pijana noc wypiliśmy wodę z Lety teraz trzeba tylko lśnić