akt

to moje przebranie kiedy mówisz jesteś tak naga
samochód ucieka nam spod palców, zostaję w tyle
w bocznym lusterku, w obopólnym zdumieniu
drzew, które jeszcze chwilę temu zajęły się sobą

nigdy nie nauczyłam się paradować po rozżarzonych
żonach, po ich długich, przewlekle smutnych cieniach,
które przychodziły do mnie nocą od trzeciej do piątej
kiedy nie widziałeś, subiektywnie badałam twoje rozmowy

piękne pióra, dobre zaślubiny z trawą, która umierała
cold, dark world Weezer mruczał, teraz łagodnieję:
przypadki, słowa, poprawiona fleksja, oprawione oczy
kamienie w gardle, kiedy z czułością dotykasz fotografii

granicy czyichś ust, na których nigdy już nie zagoszczę


dom

w zimnym, cierpkim pokoju. siedzę. niepokój siedzi
we mnie: papugi, które zbierają się na noc na przyjeziorach
przejęzyczają się, gwarzą; karmię je i wołam taś taś głodnaś
wyciągam rękę wgłąb siebie
nie jestem głosem, dlatego bawię się w głos
mam biodra szerokie i kości, o których tworzy się songi

długie, rozpaczliwe melodie w ustach

chowam palce, paliczki z poduszkami wszystkich pań i puś
na których zdążyłeś mnie położyć
a o których jeszcze nie wspomniałeś, ale są – ja też
nie jestem diabłem, chociaż tak, wiem, chciałoby wiele
widzieć we mnie smoka, ósmą katastrofę, tymczasem

wychodzę na spacer, skulona


On air

mam ciebie. słońce podpaliło nam o północy witraż, a potem zamilkło
niewiele z ciebie mam: słońce. nawet nie jestem w stanie zwrócić się
w stronę północy, tak, abym dobrze wyszła na fotografiach. rozalka,
to dziecko, które nie schodzi nam z ust od wczoraj, praży się w absurdzie

myślimy inaczej, czujemy inaczej, bierzemy się od innej strony, ale ja też
gadam o niczym. pięć po sześć, jesteśmy na antenie od rana, i to dotyczy
naszych nóg, naszych zdjęć powyżej nóg, stolika podczas przypadkowego
kontaktu. jestem naga i ukrywam się przed kamerą. powoli, powoli myjesz ręce


raz i dwa

biegałam za tobą w tylu językach, od tylu lat
reagowałam na wąskie hau na ławce nad kanałem
pokorna jak mech, który porastał nasze łokcie
zniżałam ton, żeby odczytać hallo, jest mi źle

dobrze

zimno jest, ale teraz, nawet, kiedy mnie przytulisz
nie wydajesz się zbyt miękki, zbyt sprawny, zbyt _
donaszam ciebie w lekkim letargu, w pozycji miasta
w ulubionej potrawie, w naszych słowach, w których

dziewczynki wyjdą, dziewczynki później przyjdą
lubisz je, zatem – lepkie – zostaną w ciepłym podbrzuszu
w jamie dwuznaczeń; na chwilę obecną albo i dłużej
przymykam oczy, czekam, słucham; omijasz usta

Iza Smolarek – Cztery wiersze
QR kod: Iza Smolarek – Cztery wiersze