Byłeś w Polsce wiele lat temu, w 1986 roku. Pamiętasz tamtą wizytę?

W tamtych czasach w Polsce ludzie byli pod presją i nikt nie był w stanie wyrazić siebie do końca. Od tego czasu Polska dojrzała. Widzę różnice i to jest wspaniałe. Polacy powinni się czuć dobrze, że wzrastacie jako naród, że idziecie do przodu. Właśnie takie różnice zobaczyłem od 1986 roku. Wielu Polaków zainteresowało się też ruchem Rastafari i to z czym my jako Rasta się zmagamy.

Jeśli ktoś nigdy nie słyszał African Head Charge, to jakbyś opisał Waszą muzykę. Co byś o niej powiedział?

To muzyka, która powstała naturalnie. Takie rzeczy do nas po prostu przychodzą. Czasami coś planujemy, czasami coś się po prostu dzieje. To jest tak, kiedy wszystko powstaje naturalnie, tak jak powstaje człowiek czy dzieci, które też powstają naturalnie. Jest I and I. Tak powstaje nasza muzyka.

Czy African Head Charge to regularny zespół, czy raczej projekt skupiający się wokół lidera?

To jest coś, co chciałem zrobić od dłuższego czasu. Zdecydowałem się zrobić coś zupełnie innego, niż wszyscy. Poszedłem do studia i zrobiłem to, bo spotkałem odpowiednich ludzi, którzy też tak chcieli. Jeśli ktoś drugi czuje to co ty, wtedy podejmujemy decyzje, aby coś razem zrobić. I to jest fajne. Można jednak powiedzieć, że to jest projekt i można mnie uznać za jego twórcę.

Początkowo nagrywaliście tylko płyty, nie grając koncertów. Czy występy przed publicznością mają jakiś wpływ na to, co później nagrywaliście? Czy fakt jakichś żywszych reakcji na dźwięki sprawiał, że myśleliście: to będziemy teraz robić?

Nie za bardzo. Robię to, co jest w moim sercu, w moich korzeniach, które są na Jamajce. Rano wstajemy i wszędzie jest muzyka. Wszędzie są bębny, to nasza modlitwa. To nie jest coś, do czego musiałem się przyzwyczaić. To było we mnie. Jeśli wychowujesz się na Jamajce wśród Rasta, to używasz swoich bębnów i muzyki, aby modlić się do Jah. Pomimo tego, że się zestarzałem, to cały czas moja muzyka jest po to, aby oddawać cześć Jah, obojętnie gdzie jestem. Mogę być sam na całym świecie, ale zawsze muzyka będzie taką, jakbym grał w kościele. Muzyka jest dla mnie rzeczą ważną, tak jak na świat przyszedł syn Boga, powstał z martwych. Dlatego muzyka i religia są dla mnie naturalne. Co do samej muzyki, to jest ona transformacją tego, co stało się z jamajską muzyką – pocomania jest naturalną wibracją muzyki afrykańskiej. To przeszło później w mento, dalej ewoluowało w ska, w rocksteady, w reggae. Jest też nyahbinghi.

Opowiedz o swoich początkach i czasie, kiedy poznałeś się z Adrianem Sheroodem.

Na początku przyłączyłem się do zespołu Creation Rebel. Byliśmy backing bandem Prince Far I i wielu innych jamajskich artystów, którzy przyjeżdżali wtedy na Wyspy. Byliśmy szalonym dubowym backing bandem. Prince Far I został zastrzelony na Jamajce, a ja chciałem robić coś o czym marzyłem od długiego czasu – czym właśnie jest ten projekt. Weszliśmy do studia i zaczęliśmy nagrywać takie rzeczy jak My Life In A Hole In The Ground, Off The Beaten Track, Songs Of Praise, Shashamane i wszystkie te albumy. Zebraliśmy się w studio i po prostu nagrywaliśmy. Potem ludzie chcieli oglądać nas na żywo więc zaczęliśmy koncertować, by móc wyrażać się na żywo.

Opowiedz coś więcej na temat sesji nagraniowych w Berry Street Studio. Czytałem, że to studio znajdowało się pod ziemią.

Tak właśnie było. Dlatego mówiliśmy – My Life In A Hole In The Ground. Spędzaliśmy lata pod ziemią. Spędzaliśmy tam dzień i noc, noc i dzień i tworzyliśmy to, co kochamy. On-U Sound tak właśnie wyglądało w tamtych latach. Tak naprawdę dalej tam chodzę. Adrian Sherwood nadal tam chodzi. Przychodzi tam całe mnóstwo ludzi i tam zostaje. To wszystko trwa tam cały czas, nieprzerwanie. I to są nauki Rasta, które mówią, że Chrystus powrócił do nas w postaci Jego Cesarskiej Mości. To są nauki, za którymi my jako Rasta podążamy. Podążamy za Haile Selassie I, który jest dla nas inspiracją od czasów dzieciństwa, aż do teraz. Wszystko co robię jest inspirowane przez niego.

Skąd wzięła się nazwa zespołu?

To powstało samo z siebie. Prawdę mówiąc, nie wiem skąd te wszystkie określenia pochodzą. Po prostu przyszły, tak jak powstaje wiele rzeczy. Tak jak przychodzą do nas wibracje. Nie zastanawiam się nad tym, ale to po prostu przychodzi. To jest jakieś proroctwo, że my brzmimy tak jak powinniśmy i odpowiednio odbieramy oraz czujemy. To wszystko są tylko nazwy. Nawet kościoły mają różne nazwy. Są też przecież różne imiona – Samson, Mojżesz. One określają tylko pewne rzeczy. Z nazwy naszego zespołu wynika, że głowa pochodzi z Afryki, to prawdziwe korzenie. Ale my jesteśmy z  Jamajki. Dla każdego ta nazwa może znaczyć coś innego, ale dla mnie oznacza, że jestem tak na prawdę Afrykańczykiem.

W 1982 roku miałeś projekt – Noah House Of Dread – opowiedz o nim coś więcej. Wydaliście album Heart.

To zupełnie inny projekt. Różne rzeczy przychodzą do głowy i to jest wszystko we mnie. Staram się wyrażać swoją ekspresję tak, że w różny sposób komunikuje się z ludźmi poprzez muzykę. Zarówno Noah House Of Dread to jak i African Head Charge, to również ja. To wszystko jest moją muzyką, a nosi tylko różne nazwy i powstało w różnych okresach.

W 1993 roku African Head Charge nagrało płytę In Pursuit of Shashamane Land – rok później w 1994, opuściłeś Londyn i przeprowadziłeś się do Ghany. Jak wygląda Shashamane – Afryka – w oczach Rastamana, który spełnił sen o repatriacji?

W proroctwie jest powiedziane, że obowiązkiem każdego Jamajczyka jest powrót do Afryki, tak nakazał Wszechmogący. Trzeba wrócić do korzeni. Ja wypełniłem to marzenie. Niektórzy ludzie oczywiście zapominają o tym obowiązku. Nie mogłem o tym zapomnieć i musiałem spełnić te marzenie. Kiedy widzę roślinę, to nie mogę zapomnieć o nasieniu. A ono jest właśnie w Afryce. Wracając do Afryki dowiedziałem się dużo więcej. Uzyskałem odpowiedzi na takie pytania jak powstałem, skąd pochodzę, zarówno duchowo, jak i fizycznie. Dowiedziałem się też więcej o muzyce dzieci Jah, o różnych stylach, gatunkach, sposobach ekspresji. Wracając do Afryki, zacząłem się uczyć. To tak jakbym był znowu dzieckiem i dowiadywał się czegoś nowego, ale w zasadzie to nie jest nowe, bo to wszystko było we mnie, ale dopiero Afryka pozwoliła mi to zobaczyć bezpośrednio.

Ale dlaczego przeniosłeś się do Ghany? Shashamane leży w Etiopii…

To jest stara wizja i to było napisane w przepowiedni. Marcus Garvey mówił, że trzeba wracać do Afryki, do korzeni. Ale gdzie konkretnie one są? Ja twierdzę, że centrum jest w zachodniej Afryce, w Ghanie. Źródło ruchu wolnościowego czarnych nie znajduje się w Etiopii, ale w Ghanie, bo stamtąd pochodzi najwięcej bohaterów walczących o wolność. Zresztą większość Jamajczyków zostało sprowadzonych z Ghany. Dlatego właśnie tam zamieszkałem. Z tym powrotem do Afryki jest tak, że jeśli ktoś coś mówi, wierzy w to, to należy to zrealizować. Dlatego mieszkam w Afryce.

Wasza ostatnia płyta nosi tytuł Visions of Psychedelic Africa. Niewielu ludzi w Polsce miało okazję jej posłuchać, bo jest dystrybuowana tylko w Japonii.

To polega tylko na umowie z EMI. Oni robią z tą płytą, co chcą. My nagrywamy, co chcemy, a oni robią z tym, co chcą. Chciałbym, aby tę płytę można było kupić wszędzie, ale wiem też, że można ją usłyszeć u Was w radio.

Wielu ludzi porównuje Was do Mystic Revelation Of Rastafari, ponieważ używacie bębnów. Ale wy dołączyliście do tego jeszcze dubowe efekty. Skąd wziął się pomysł na połączenie dubu z afrykańskim folkiem?

Kiedy byłem dzieckiem na Jamajce – moją babcię nazywano Rasta księżniczką w Clarendon. To właśnie ona nauczyła mnie wszystkiego. Każdego dnia podczas szabatu sięgaliśmy po różnego rodzaju bębny i śpiewaliśmy psalmy. Count Ossie i Mystic Revelation Of Rastafari byli dla mnie wielką inspiracją, gdy byłem dzieckiem. Przychodzili do naszego obozu i uczyli nas jak grać na bębnach i często dochodziło do takiej sytuacji, że zanim starszyzna jak Bongo Black i cała reszta zaczynała grać – my dzieci w wieku 8, 9 czy 10 lat graliśmy na bębnach na długo przed tym, gdy biali ludzie pojawili się w naszym kościele. Dlatego jestem bardzo silnie powiązany z Mystic Revelation Of Rastafari. Ci ludzie są dla mnie kimś w rodzaju rodziny, dziadków i ojców – ludzi, którzy wywarli na mnie wpływ. To oni przyszli i pokazali mi prawdziwe brzmienie, pokazali rytm poco…, a potem zwolnili go i grali go na wszystkie możliwe sposoby. Count Ossie i Mystic Revelation Of Rastafari wywarli na mnie na prawdę wielki wpływ. Kiedy wchodziłem do muzyki, to wzorowałem się właśnie na nich. Oni przyszli, zrobili co mieli zrobić i odeszli do Syjonu, a ja poszedłem i chwyciłem za drugą nogę i wprowadziłem to na nieco inny poziom.

Co oznacza być Rasta w dzisiejszych czasach?

Rasta oznacza wiedzieć, kto jest Wszechmogącym i podążać za nim. Bo jak mówi Biblia „narodziło się dziecko, syn Boga został nam dany i otwiera do nas ramiona. Jego ramię powinno być ponad rządem. Wszechmogący jest księciem pokoju”. To zostało również zapisane. Przepowiednia spełniła się w Etiopii w 1930 roku. Marcus Garvey powiedział, że trzeba patrzeć na Afrykę, bo stamtąd przyjdzie król. To daje ludziom siłę. To jest prawda boska. W ten sposób działa ruch Rastafari. Dlatego jesteśmy Rasta, bo podążamy za tym. Idziemy za tymi naukami i to sprawia, że nadal jesteśmy wolni. Ten król zresztą znowu nadejdzie.

Obecnie w Ghanie odbywa się Puchar Narodów Afryki. Masz swoich faworytów?

Asante Kotoko! Jestem ich fanem, bo mieszkam w Kumasi, zatem wspieram drużynę z mojego miasta. Zatem kibicuje Asante Kotoko! Jeden z trenerów młodzieżowej drużyny – trener Odro jest moim dobrym przyjacielem. Kocham football, od zawsze, kiedy byłem dzieckiem kochałem grać. Obecnie wspieram młodzież, która gra w Ghanie. Sam mam dzieci i wnuki i lubię patrzeć jak młodzi spełniają swoje marzenia. Poza tym staram się aktywnie brać udział w życiu sportowym – od czasu do czasu organizuje małe rozgrywki. Kocham football, jest on moim życiem i moją drugą miłością po muzyce.

Co sądzisz o obecnej sytuacji w Afryce? O wojnie domowej w Kenii? O sytuacji, jaka ma miejsce w Darfurze?

Wszyscy na tym kontynencie popełniają błędy, a rządy i kościół nie sprawdzają się. Nie będę wymieniał nazwisk, bo tego jest za dużo. Filozofia I and I jest właściwym kluczem do rozwiązania tej kwestii i zaprowadzenia pokoju. Rastafari jest jedyną szansą i ten ruch powinien dojść do głosu. Nie chodzi tylko o Afrykę, ale także w Anglii, Polsce i na całym świecie ruch Rasta jest w stanie pokonać problemy tego świata. Rasta wskazuje właściwe kierunki, właściwe prawo – nieustająca miłość i pokój. Jeśli nie ma miłości i pokoju, wtedy nie ma sprawiedliwości. Rasta jest rozwiązaniem. Bush, Blair i każdy inny rządzący powinien stać się Rasta. Wszystko, co dzieje się w Afryce, powinno się odnosić do ludzi. W pewnym momencie ludzie zrozumieli, że coś się stało, gdy nadeszły zmiany. Teraz zastanawiają się, czy mają ciągle walczyć i zabijać innych ludzi? Przecież zabijanie jest czymś najgorszym, co może się zdarzyć. Nie widzę powodu, aby ludzie musieli się zabijać. Nie wolno zabijać, nawet jeśli widzisz jakiś powód. Dopóki wszyscy nie będą Rasta, świat jest zagrożony. W tej chwili sytuacja na świecie przypomina Wieżę Babel – każdy używa innego języka i innych metod. Tymczasem wiele metod rozwiązywania problemów jest złych.

Rozmawiał Rafał Konert. Toruń, 25 styczeń 2008
Wywiad był opublikowany w 9 numerze Free Colours w 2008 roku oraz na stronie: http://positivethursdays.com/muzyka-jest-po-to-aby-oddawac-czesc-jah-wywiad-z-bonjo-i-a-binghi-noah/
Muzyka jest po to, aby oddawać cześć Jah! – wywiad z Bonjo I A Binghi Noah z African Head Charge
QR kod: Muzyka jest po to, aby oddawać cześć Jah! – wywiad z Bonjo I A Binghi Noah z African Head Charge