Wędrowcom Ziemi

Ι

Ul wszechświata roi się od wszelkiego życia, tylko Ziemia – jak obłożnie chory –
odizolowała się od Kosmicznej Wspólnoty ołowianym spojrzeniem człowieka.

Czy Światowe Misterium może się ograniczać do ziemskiej wędrówki?
Czyż alpinista będzie powątpiewał o istnieniu szczytów?
Po cóż upierać się przy glinianych lepiankach,
skoro katedry Światła naszym przeznaczeniem!?

Wędrowcy Ziemi! Dzieci Kosmosu! Rycerze!
Nie tę pieśń śpiewamy!
Nowego, świętego hymnu nam trzeba!
……………………………..

W drogę!
Z gór widać daleko!
Przez radość poznawania, przez wszystko, co istnieje, przez sanktuarium życia – idźmy!

W podróży dbajmy o czystość i nieskazitelność myśli.
Niech nasze myśli, słowa i czyny stanowią Jedno.
I bądźmy żarliwi, niezłomni i szczerze przejęci.

ΙΙ

Nie ryk stada – lecz pieśń zmartwychwstania,
nie bezpieczeństwa kaftan – lecz płaszcz suwerenności,
nie zapchlony kocyk – lecz Ducha świetliste szaty!
– Nie sposób balią wyruszać w bezmiar wzburzonego oceanu!

I skrzydła mi rosną na wieść, że troszczysz się o ekwipunek:
Wolność Wyboru – twą opoką,
Nieskazitelność – twą ewangelią,
Bohaterstwo – twą słoneczną zbroją,
Współpraca – rękojmią osiągnięcia celu,
Spontaniczność – matką zrealizowanej utopii,
Niezwykłość, Nieznane, Niecodzienność – kwiatami na drogę,
Współczucie – probierzem twego człowieczeństwa,
Prostota – sztandarem zwycięstwa nad sobą,
Wielkoduszność – twą powszednią strawą,
Wieczna Odnowa – twym drogowskazem,
Humor – twoim życiodajnym zdrojem,
Serce – twym okrętem.
Za latarnię zaś — odpowiedź na jedyne pytanie:
– Kim jesteś?! – Kim jesteś?!! – Kim jesteś?!!!
Odpowiesz? – Wszak wszelka Mądrość w tobie!
A czas upadnie.
I światłość wiekuista się stanie.

Wędrowcze – jesteś drogą,
Pielgrzymie – razem cieszmy się ze sprężystości kroku,
Podróżniku – bądź mi siostrą i bratem.

ΙΙΙ

Pielgrzym nie może się błąkać bez celu.
Kapitan okrętu nie dopłynie do portu przeznaczenia dryfując.
Wędrowiec nie wyruszy w drogę, nie znając intencji swej wędrówki.

Misja wędrowca to latarnia wskazująca mu drogę,
To gwiazda, co przewodzi i wspiera – jego święty Cel, wzniosły i wielki Ideał!

To jego największa aspiracja, skarb najgłębiej zakopany,
To najbardziej szalone i niedosiężne marzenie.

To pełna rozmachu i mocy wizja jego pierwotnej tożsamości – tego, kim jest,
To splendor Nieskończoności rozśpiewujący i egzaltujący cały jego byt.

To świetlany rdzeń nadający jego życiu poczucie jedności i spełnienia,
To kamień węgielny życia wiedzionego z poczuciem sensu.

To wspaniałość, szlachetność, majestat i ogień jego pragnącego się począć serca,
To kosmiczny zew do czynu, krzeszący z niego iskry heroizmu, śmiałości i męstwa.

To spontaniczność, oczarowanie i niewinność dziecka w szatach dojrzałości,
To wieczna odnowa i świeżość – magia i pierwotna gracja odnalezione.

To bycie sobą – przebudzenie w wędrowcu alchemika, świętego, demiurga
i wyrażenie jego kwintesencji, której imię: twórczość!

ΙV

Wędrowiec wiedział, że w każdej chwili swą myślą albo tworzy, albo niszczy.
Wiedział, że sukces każdej wyprawy zależy od dyscypliny myśli.
Wiedział, że egoistyczne myślenie uniemożliwia jakąkolwiek podróż.

Dlatego myślał w sposób promieniujący.
Dlatego nasycał swe myśli substancją woli.
Dlatego wzmacniał każdą myśl dźwignią swego serca.

Myślał, jak godnie nieść proporzec Ducha.
Myślał o gwieździe, co przewodzi i wspiera.
Myślał nieustannie o Pięknie – o Świecie Wyższym.
Myślał z czcią o Świętym Ogniu – talizmanie alchemików.
Myślał o młodszych braciach i siostrach – o cywilizacji zwierząt.
Myślał o górze Kailash, o ciągłym wznoszeniu, myślał o szczytach Kosmosu.
Myślał jak patrzeć w sposób świeży, odkrywczy, niewinny – zawsze po raz pierwszy.
Myślał o zwycięstwie Człowieka nad człowiekiem.
Myślał z wdzięcznością o porannych modlitwach ptaków.
Myślał jak uczynić każdy dzień piękniejszy od poprzedniego.
Myślał o tym, jak wyjść poza horyzont – jak piękne jest jutro.
Myślał o cywilizacji pokoju, o uśmiechu każdego dziecka na Ziemi.
Myślał, że wszystko jest możliwe, że mniej niż wszystko jest nie do przyjęcia.
Myślał o tęczy między Wschodem a Zachodem, o moście między niebem a Ziemią.
Myślał o spełnieniu Woli Wyższej.
Myślał o sercu jak o świątyni, jak o fontannie miłości.
Myślał o służbie, o niesieniu pomocy ludzkości i Ziemi.
Myślał o tym, że Ziemia jest bytem czującym i świadomym.
Myślał o tym, jak najlepiej naśladować szczodrobliwość Słońca.
Myślał o społeczności Agarthy, o narodzie galaktyki, o nieograniczonej współpracy.
Myślał o Chrystusie i Marii Magdalenie, o Hukadern i Koridwen, o Ozyrysie i Izydzie.
Myślał o Szkołach Myśli, o planecie ludzi – świadomych twórców w świecie myśli.

Tak – troszcząc się o to, co niezbędne – sposobił się Wędrowiec do drogi.

V

Wystarczy zaufać znakom, by spotęgować swe siły.
Wizja, sen, strzęp rozmowy, głosy dolatujące z przestrzeni, tajemnicza koincydencja, niespodziewany list, uśmiech przechodnia – wszystko może być oczekiwanym omenem.

Dlatego Wędrowiec miał oczy szeroko otwarte, by w lot pojąć święte znaki prowadzące.
Dlatego utrzymywał wyostrzoną świadomość swych potrzeb i wynikających z nich pytań.
Dlatego dbał o cudowny zaczyn oczekiwania, które w nim nieustannie narastało.

Gdy zaś zanurzał się w nurt synchronicznych wydarzeń, czujnie wnikał w znaczenie chwili:
– Dlaczego właśnie teraz?
– Dlaczego akurat w takiej a nie innej formie?
– Dlaczego to, a nie co innego?

Różnorodne mogą być odpowiedzi. Różnorakie możliwości połączeń.
Każdy odpowie według swojego pojmowania.
Serce będzie najlepszym przewodnikiem, by nadać właściwy kierunek myśli.

Tak tkał Wędrowiec cierpliwie złotą szatę rozumienia Ducha.
Tak – niczym jastrząb – sunął nieustraszony za iskrami możliwości.
Od iskry powstaje wielki płomień.

Wędrowiec zna twórczą potęgę słowa i wie, że każde – pozostawia niezatarty świat.
Wie, że kto błotem krytyki bruka świetlaną szatę bliźniego, ten dla siebie tka całun.
Wie, że trywialność i miałkość słowa zmniejszają szansę dotarcia do Celu o połowę.
Wie, że wulgarność w podróży oznacza zamianę rączego wierzchowca na ochwaconą szkapę.
Wie, że przeklinanie to jakby uderzanie maczugą po strunach bezcennego instrumentu.

Jaki był język Wędrowca?
W jaki sposób posługiwał się słowem?
Oto przekazy tych, którzy mieli uszy i słyszeli:

Był wstrzemięźliwy w mowie.
Używał słowa niczym eliksiru.
Czuwał nad swymi słowami jak nad perłami.
Był oazą humoru, był paleniskiem szczerości.
Każda Jego wypowiedź była najwyższą miarą prostoty.
Jego słowo było przeniknięte sercem, zawierało afirmację serca.
Niczym świetlne strzały, Jego słowa trafiały prosto do celu.
Jego język był zawsze jasny, prosty i głęboko znaczący.
Jego głos wibrował miłością Stworzenia.
Jego słowa niosły siłę syntezy.

Czasami milczał – ciszą potężną i bez granic.
Wznosiła się w nas jak tama chroniąca przed naporem chaosu.

VΙΙ

Niewiele wiadomo na temat tego, czym odżywiał się Wędrowiec.
W istocie – nigdy nie widziano Go, by się posilał.
Zagadnięty, odpowiadał enigmatycznie: sarvam-annam*.

Uważał, że spożywanie mięsa czyni niezdatnym do wędrówki.
W annałach przestrzeni zachowały się Jego na ten temat komentarze:

Wydawało się, że epoka troglodytów minęła
a człowiek dalej obgryza zwierzęcą kość, patrząc z zawiścią na Chrystusa.

Chłeptanie krwi z porcelanowej filiżanki nie jest jeszcze oznaką wyrafinowania.

Słoń i goryl to najsilniejsze zwierzęta na Ziemi. – Nie jedzą mięsa.
Lecz żadna argumentacja nie trafia do odurzonego oparami krwi…
Człowieka?

Beztroski pożeracz trupa szybko odpędzi myśl, że wchłaniając rozkład, pieczętuje swój własny.
Niechęć do myślenia zamyka bramy Piękna.

Je człowiek z apetytem strach i cierpienie zwierząt.
A potem się dusi własnymi wibracjami.

Skoro nie widać to nie ma – zapewnia dotknięty mięsną zaćmą.
A jest! – Widzenie duchowe.
I szkaradne zniekształcenia aury pod wpływem jedzenia mięsa.

Przelana krew – woła o krew. To proste prawo.

Ja tylko się posilam – powiada dobrodusznie amator mięsiwa,
Przez myśl mu nie przejdzie pytanie: – Kto kogo zjada?
A może robactwo Ducha istnieje?

Kocham zwierzęta – mówi człowiek, mordując je i pożerając.
Gdzie skamieniałe serce – tam puste skorupy słów.

Gnijące groby – tak nazywano karmiących się mięsem w czasach, kiedy
jeszcze nie bano się Światła.

Machinalne żywienie ciała prowadzi do niedożywienia Ducha.
Jedzenie to eucharystia.

—————————————————————————
(*) Sarvam-annam – (sanskr.) Wszystko jest pożywieniem.

VΙΙΙ

Zmęczony słotą i trudami wędrówki zatrzymał się Wędrowiec w przydrożnej osadzie.
A że warunki atmosferyczne uniemożliwiały dalszą podróż, jego pobyt przedłużył się.
Nauczył się wielu miejscowych obyczajów, obcy stawali się stopniowo znajomymi,
znajomi – przyjaciółmi. Życzliwie dzielił ich troski i radości.
Lecz nie były to troski i radości wędrowca.

Czasami – gdy zapytali – opowiadał im o Nowym Świecie.

– Gdzie twój dom Wędrowcze?
– Tam gdzie jestem, tam mój dom.
– Dokąd zmierzasz?
– Do Braterstwa.

I podczas, gdy przeglądali się w nim podejrzliwie, wsłuchiwał się w gwar ich myśli.
Z handlowego szumu codzienności sunęły nań szare harpuny strachu:

– Kimże jest ten, który prawi nam o miłości i możliwym szczęściu?
– Ciężko pracujemy, by wznieść święty mur wolności.
– Za kogóż on się uważa?!
– My już to wiemy.
– To niebezpieczny marzyciel!

Trudno jest wyprzedzać świat.
Gdy wybiła godzina rozstania, wziął swój tobołek
i – nie oglądając się za siebie – ruszył w teraźniejszość.

Niósł w sobie obraz pewnego górskiego osiedla, w którym go oczekiwano.
Wypełniała go radość spotkania.

ΙX

Wznosząc się, przebijał się przez sny pogrążonych w śpiączce narodów.
Śnili o bohaterach i o drodze do bohaterstwa – pięknego i płomiennego.
Śniące narody… – Miliony czekające na otwarcie Bramy.

Znad brzegu źródła Czarna Madonna słała Mu uśmiech,
obmywając z błota Swą promienną twarz.
W kryształowych wodach potoku odbijało się Niebo Jutra.

Rzeki pielgrzymów Compostelli zbiegały się w oceanie uroczystej pieśni:
Ignis Natura Renovatur Integri.

Napotykał też dzieci indygo niosące swój kolor na budowę Nowego Świata.
Dzieci lubią wszystko, co prawdziwe.

Na skrzyżowaniu dróg Orfeusz śpiewał pieśń o upadku wieży Babel,
o przeznaczonym Braterstwie, o święcie Wesak, o Szambali.
– Pozdrowienie!
– Pozdrowienie Wędrowcom Ziemi!

Rycerze okrągłego stołu z poruszeniem wskazywali na widniejący już Pałac Świętego Graala.
Ich oczy jaśniały blaskiem Świata Ognistego.
– Spieszmy bracia! Spieszmy!

Z każdym krokiem zwierał Wędrowiec coraz bardziej wewnętrzne szyki.
Szedł – jak stado słoni!
Jak galop tysiąca koni!
Szedł bowiem do Mistrzów!

W Jego żyłach płynęła błękitna krew najsubtelniejszych marzeń ludzkości.

X

Aż nadeszła nieuchronnie czarna noc duszy Wędrowca:
gdy stanął przed ścianą rozpaczy, w sytuacji pozornie bez wyjścia
i wszystko – co z takim oddaniem i miłością budował
wydawało się bez końca sypać w gruzy…

Nie raz upadł, nie raz chciał odejść, nie raz…

Potężna jest mroczna mara.
Im większy człowiek, tym większy cień.
Każdy musi umrzeć, by narodzić się na nowo.

Szczęśliwy wędrowiec, który w ciemnościach pamięta o Celu.
Szczęśliwy wędrowiec, który z ufnością dziecka czeka końca próby.
Szczęśliwy wędrowiec, który powtarza: radość nadchodzi, radość nadchodzi.

I pojawili się siewcy cienia.

Szyderstwem i prześladowaniem Go przyjęli.
Odwrócili się od Niego, wyrzekli i zdradzili.
W twarz Mu pluli i gradem oszczerstw okryli.
Sprzedali nie raz i za mniej, niż trzydzieści srebrników.

Miecz hartuje się w ogniu i wodzie pod rytmicznymi uderzeniami młota.
Tylko mierząc się nieustraszenie ze swym cieniem, Duch doświadcza pełni swej siły.
Ten, kto z otwartym sercem przyjmie wszelkie doświadczenia życia, udźwignie trud podróży.

Podniósł się Wędrowiec po raz trzeci.
I – z Jego wizerunkiem w sercu – przyspieszył kroku, szepcąc:
Tak długa droga Panie a moja modlitwa krótka:
– Kocham Cię Panie! Chcę Ci służyć wszędzie i we wszystkim.

Niósł krzyż przez rozstępujące się tłumy, posyłając im myśli najwyższego dobra.

XΙΙ

Po Trzykroć Wielki Wędrowcze! Spotkałeś Chrystusa! Opowiadaj przeto!

Uśmiechnął się Pan i rzekł:

Jednym gestem możesz zerwać okowy iluzji,
jednym gestem rozpostrzeć twe skrzydła,
jednym gestem…

Drzwi ci otworzyłem, lecz próg przekroczyć musisz sam.
Po ukrzyżowaniu – zmartwychwstanie.
Nowy będzie twój śpiew.
…………..

Im wyżej się wznosił, tym bardziej rozrzedzony stawał się świat.
A i On sam – coraz lżejszy i jaśniejszy.

Podchodzili do Niego, by ich błogosławił, uzdrawiał, by mnożył wino i chleb.
Poza twierdzami ciał – Światło łączy serca. Razem przejdźmy most jaśniejący!

Ze śpiewem słońca na ustach, jak ściana ognia – szli z impetem w Nieznane.
Pośród wspólnoty serc – rozkwitały kwiaty Ognia.

Tak dotarli do krainy myśli, do świata Światłości bez cienia – do Domu Ojca.
Tak stanęli na początku nowej drogi.

Om Mani Padme Hum*.

grudzień 2005


(*) Buddyjska mantra, która ma wiele znaczeń. Dosłowne tłumaczenie: Oddaj cześć klejnotowi w lotosie. Inne: Bądź pozdrowiony, klejnocie w kwiecie lotosu.

Wiktor Gołuszko – Legenda o Wędrowcu Ziemi
QR kod: Wiktor Gołuszko – Legenda o Wędrowcu Ziemi