zakłada hełm i tarczę i szepcze: „ognia”
G.R.

kto w ogniu stoi
ten sam
ogniem się stanie

kto sam
stał się ogniem
temu
ogień
nie straszny

ranku
wstawaj

za tych
którzy w ogień
obrócili się

którzy o świcie
rzucą do nóg twych
czarne żądła

wyrwane
ze śmierci


Wszystko to eksplodowało

ze skrawków jednego zdjęcia wychodzi jedno zdjęcie.
więcej skrawków jednego zdjęcia na nic nie starcza.
nie ma ich, nie da się połączyć w bardziej oszczędny sposób,
tak, żeby zostało jeszcze na jedno zdjęcie lub chociażby
jeszcze na pół zdjęcia, na ćwierć – nie udaje się, nie.

odłamki jednego eksplodującego zdjęcia zabijają dwie osoby
plus dziesięcioro rannych, albo jak oni mówią, „poszkodowanych”.

przecież to wowka fotografował w dziewięćdziesiątym pierwszym – albo w dziewięćdziesiątym
drugim – nie, w dziewięćdziesiątym pierwszym, dokładnie, w kwietniu. no co ty?
to przecież natasza, widzisz, siedzi na schodach – wyjechała
w styczniu dziewięćdziesiątego drugiego, piątego stycznia dziewięćdziesiątego drugiego –

tu całkowicie się mylisz, dobrze to pamiętam.

zdjęcie wybucha i zabija dwie osoby, spośród których nikogo
na tym zdjęciu nie ma. na dodatek dziesięcioro rannych – oni też,
to znaczy, ich też – nie ma na zdjęciu eksplodującym pod koniec lutego.
z odłamków jednego zdjęcia wychodzi dokładnie jedno zdjęcie –

a według mnie to lato dziewięćdziesiątego szóstego, koło squatu petlury.
nie, wybacz – ale to w żaden sposób nie może być dziewięćdziesiąty trzeci.
ta kurtka jegora, oddała mi ją jacky – w dziewięćdziesiątym czwartym.
to było dwudziestego pierwszego października, dziewięćdziesiątego czwartego roku –

nie, dobrze to pamiętam, tu się całkowicie mylisz,

ze skrawków jednego zdjęcia wychodzi dokładnie jedno zdjęcie,
na którym na pewno jesteśmy i na pewno ktoś z nas nacisnął przycisk migawki.
nikt z tych, którzy okazali się w kadrze nie pamięta – kiedy, gdzie i jak
wszyscy w tej samej chwili znaleźliśmy się w tym samym miejscu właśnie tak.

lecz wszystko to
eksplodowało.


***

posłuchajmy
głosów innych
którzy utknęli
w lodach
wstępujących
do wagonu metra
leżących
w zmarzniętej ziemi
grających
na bębnach.
nieważne jakich
innych
innych, nie
nasze
głosy, inne
z innym
tembrem
inaczej
intonujące
inne słowa.
on nasłuchuje.
gdzie są
głosy innych?
gdzie są, głosy
z innym tembrem?
ten sam szum na wszystkich
częstotliwościach, te same
trzy minuty
ciszy.
nie, odpowiada
posłuchajmy
ich
opowieści.
o miłości
o rodzeniu
dzieci
o śmierci
dzieci
i bohaterów
o życiu ptaków
i motyli
i fok.
nadsłuchuje.
i niczego
nie słyszy.
powoli
obraca się
samo z siebie
radełkowane
pokrętło strojenia
trzask, szum
paplanina
kilka
cyfr.


***

życie
staje się
łatwiejsze.
rozmija się.
rozpływa się.
samo z siebie
odchodzi.
odstępuje
i prawda to
wpada
w stan
nieważkości.
traci
wagę.
bóle
już.
kto
patrzy
w tył?
na koniec
sforuje,
ostrzega?
ciągną się wzdłuż
niepowstrzymanych
śniegów.
bardzo powoli
znikają,
tracą wagę:
elektrycy,
konstruktorzy maszyn,
ptaki.

przełożył Tomasz Pierzchała

Stanisław Lwowski – Cztery wiersze
QR kod: Stanisław Lwowski – Cztery wiersze