112

wpadam bieso kumpla od do chaty,
bo byłem mu oddać sonkę trójkę dwa piętra wyżej,
a i przy okazji
gadka trawka, znaczy bletka szmatka z trzy okręgi grubej na tarczy,
pierwsza w noc zaraz,
wbijam z powro w dół na chajs,
brat ogląda papadżiego na kompierze,
a ja spać bo do roboty na rańcucha przecież,
no to w ciucha kołdry bach i bach,
brat mi czekaj, czekaj,
patrz i zrób co mówi, mówi,
pomyśl myśl,
obserwuj ją,
mija sekund ileś,
no i pomyślałeś?
nie wiem, nie mam żadnych myśli, stary,
idę spać,
muszę wstać,
brat w śmiech, bo jakoś wyniuchał żem baobab,
ja też w śmiech, bo przecież weź się jebnij w łeb,
myśl obserwuj,
ty oświecenie


133

pod urzędem stał w jesionce i zaroście człowiek, którego
w pierwszej chwili wziąłem za mirka pe z tezetenu, ale
to nie on był, co mirek by tutaj zresztą,
podszedł z tyłu jakiś inny jegomość i kto
jest ostatni w kolejce, mówię, że ja, zagaił coś, uśmiechając się
okularami, że co pan tu robi, że nie warto, odparłem coś od niechcenia,
że no tak, acz siak, a on, że ja tu od dwunastu lat
przychodzę,
to wiem, i że i tak nic pan nie załatwi, ja
mu więc na to czy podobną motywacją sam
pan się kierował
przychodząc tu dzisiaj, on z kolei coś tam
odgmerał i popędził do głównego wejścia,
bo mu zdradziłem, że ja na szkolenie, a on też, i albo się
przestraszył, że dla niego
zabraknie, albo coś mu się tam innego ukluło,
przedarł się więc truchtem wyrozumiałego łosia przez tłum
pod drzwiami i wbiegł do środka, aż druga pani, która za nim głowę
wsadziła, czy już można,
została zbesztana, bo strażnik się wpienił, że ten pierwszy zadrapał mu
kompetencje prześlizgując się pod jego okienkiem,
osobiście spodziewałem się, że strażnik pójdzie go szukać
i wyrzuci jedynie po to, aby podreperować swoją renomę, ale uśmiechnięte
okulary musiały się
dobrze ukryć w którymś z pokoi albo kibli,
bo nic takiego się nie stało,
później już na piętrze, jak czekałem na świetlny dzwonek, widziałem go
wychodzącego spod sto osiemnaście, z jego miny o wyrazie wygaszacza
ekranu niewiele dało się wyczytać,
ale nad pokojem, jak mówię, nie świecił się jeszcze żaden numer, więc
nieoficjalnie raczej mało tam załatwił, bo nawet gdyby miał
znajomą, czy mego
w urzędzie, to by się obeszło
bez ćwiczeń motorycznych przed wejściem, nie wspominając już
nawet tych dwunastu lat, co zrobić, rozumiem człowieka,
nawet moje nieuczesane myśli mu same
pożyczyły w pewnej
chwili, żeby desperat jednak załatwił sobie w końcu co tam
chciał,
ale tutaj tratatach: dzięki wieloletniemu treningowi
introspekcji, uwaga, uwaga, coś
we mnie, użyj mocy, luk, zdążyło w ostatniej chwili
chwycić za ogon moralność pani dulskiej zanim zdążyła fałszywie wskoczyć
mi gdzieś do jakiejś
nory
pod szyldem
altruizm bezinterere albo dobro innych
ponad swoje, czy pod inną taką
samozwańczą
brednią, bo prawda jest tik taka, że takie życzliwe to te moje
nieuczesane by już
nie były, gdybym
sam nie był
umiarkowanie zrelaksowany mięciem numeru drugiego w mojej
dziesięciokieszeniowej kurtce dżistara od kumpla z wysp, wtedy to od razu
grzebień w dłoń
i żel wyrzutów na grzywkę stresu,
a najlepiej to kamień w lustro
projekcji


134

kac na kacu,
cac nad cace, patelnia, palec rozgrzebany,
mózg rozczochrany,
idę w dresach, kozakach
i ciemnych okularach po jajka do sklepu i papier, ale to wy to,
to ale to wy,
zacierajka rączów, ciężki kabłąk,
jajecznica z masalą łuhuhu,
pyszka na kaczce,
wczorajszy dekiel łiskacza na popitkę,
jakiś zlot graficiarzy na tej budowie, tam, gdzie wtedy
maciek kończył mur, a ja malowałem kałuże, idę tam, chcę
iść,
to znaczy
chcę bardzo, z tym,
że mi się bardzo nie chce iść po prostu,
poryło koryto,
ajata, gdzie ty, czy ty wciąż piszesz?
jesteś,
niech rzeżucha autostylu ci obrasta miskę głowy,
niech ze szklanki serca mech wylewa się,
czy się kiedyś przeczywodospady wzajemnie?
albo chociaż przeczytamy,
chyba tak, chociaż
ta beznadziejna świadomość straty płynąca z odpowiedzi
przeciwnej jest również tak cycowna,
bezsensownie tak sycąca,
że aż nieprawdziwa, ponieważ wiraż,
a moja kobieta kiedyś to przeczyta i wejdzie jej znów zazdra zadry,
zadra zazdry,
no i bardzo dobrze, ech, kobiety,
szczerości chcecie, ale tylko tyle
ile zjeść naraz
jesteście wstaniecie kawienie
koniecznie

Jakub Wawrzyńczak – Trzy wiersze
QR kod: Jakub Wawrzyńczak – Trzy wiersze