Kwiecień – Wielkanoc milczenie

Nie odpisuję. Wolę milczenie ale właściwie zaadresowane
niż świadectwo obecności wyciągane na powierzchnię
komendą „wyślij wszystkim”. Wszystkim znaczy nikomu.
To już wolę nikogo. A tymczasem Rabbi, wyjeżdżasz
w tę mglistą noc i trudno mi się ustrzec melancholii,
gdy myślę o tym, że jest jednak inaczej. Już dzisiaj zaczyna
pomieszkiwać w nas ta cisza, która jest taka sama i tutaj
i koło wyspy Savo. Darta blacha, gięty pręt. Jedyna różnica
to mgła która wyrasta pionowo, zaraz za miastem.


Maj – Gas Und Heizung

Moi przodkowie próbowali przetrwać.
Czasem ginęli. Nie należeli do rasy panów,
musieli ginąć. Podobno ktoś po wojnie wybijał
zęby na Mokotowie, ale to nic pewnego. Pewne
że zadane przez niego razy w prywatnym mieszkaniu
ciągniemy jak ciemny głaz narzutowy. Ale większość
rzeczy jest jasna. Jasny jest dzień gdy w Tiergarten
ustępuję miejsca starszej Pani. Ledwo się porusza
na balkoniku z kółkami w alejce parkowej. Trawa
zadeptana a ziemia pod jej nogami jałowa. Znam
kilka miejsc gdzie do dzisiaj dobrze rośnie. Bo życie
musi być górą. Kim byłaś babciu, myślę i czuję się
nieswojo gdy mija mnie niemiecka ciężarówka
z reklamą: gas und heizung


Sierpień – warsztaty z patriotyzmu futra

to smutny kraj, w którym nie ma wartości
chrześcijańskich wpisanych do konstytucji
ponura to ziemia, która nie zna polityki
prorodzinnej, ta ziemia bezbożna co nie
jest jak wuj, szwagier i rodzina zastępcza,
to zaledwie gleba, która bywa niczym pożar
na działkach, jak zaprószenie od piecyka,
jak konkubent matki podczas libacji alkoholowej,
jak pan z wami zamarznięty na chuj, jak bezdomny,
bezrobotne bydlę, jak wróć ty skurwysynu, wracaj,
mówię tutaj ty szmato, nie będziesz się kurwić. jałowa
to ziemia jak wszyscy kochankowie matki polski,
którą opuszczam nie trzaskając drzwiami, od której
odchodzę na palcach, cicho, cichuteńko tutaj jak w
stuthofie, jeszcze ciszej, żeby tylko nie obudzić
dziecka, które ona nosi w sobie, którym jestem.


Sierpień – Deadliest Catch

„Nic na razie im nie powiem, niech się skupią na pracy”
(Sig Hansen, szyper kutra „Northwestern” o zatonięciu kutra „Ketmai”)

lepiej nic nie mówić albo zmienić zdanie,
co do tego, co się powiedziało. to zapewnia
dobry połów i ciągłość poczucia dowodzenia.
kraby są głuche i ufne, dają się łapać na zimną
rybę w klatce, która wcześniej dała się złapać
w sieć. jeszcze jeden taki numer i ruszymy
na północ. Sig Hansen wytłumaczy ci, że
wszystko jest w porządku, nie ma sztormu
nie pada deszcz. po prostu. ktoś źle
przetłumaczył tytuł tej telenoweli.


Sierpień – armator nie daje nam szansy

Pusty i smutny jest gmach w soboty. Państwo na wychodnym.
Odbierz pocztę. Odbieram i rozdzielam po pustych biurkach.
Cisza i szum wentylatorów. Co innego zimą. Sobota była pełna
gwałtownych ruchów w tabelach. Wydawało się że plany,
procedury, karetki, obwodnice, gminne drogi – osuną się
w otchłań Excela. Poza tym armator nie daje nam szansy.
Dzisiaj decyzja – płyniemy czy nie. Ja stawiam, że tak. Daleko.
Chciałoby się rzec – wpizdu. Na szerokim polu, niedoszłym
pasie startowym kopią doły pod ramę na wielkie koło, zwane
diabelskim. Dobre i to. Polska moja. Cyrk, ale na stabilnych
podstawach. Czas pokaże resztę.


Wrzesień – dziwna polska.

Była awaria. Coś drucik nie stykał w puszce. hi-tech
a wszystko na starym poszwabskim drucie aluminiowym,
w poszwabskiej puszce na poszwabskiej latarni za oknem.
Kiedy idzie burza trzeba wszystko wyłączać. Dziwna ta
Polska. Byłby niezły Meksyk, tylko morze trzeba by podgrzać,
pustynię usypać, dżunglę uprawiać. A potem wszystko spierdolić.


Grudzień – odległe populacje

Widzę was, roczniki osiemdziesiąte, jak wyrabiacie sobie
paszporty. Ufniejsi niż moi rówieśnicy, którzy nie byli
podmiotem. Byli dziećmi, które wyjeżdżały z rodzicami
na wakacje (tak się mówiło) i nie wracali. Pół podwórka,
trochę podstawówki, nawet liceum. Tak się znikało.
Wy, moje dumne osiemdziesiąte, młodsi bracia i siostry
już wybieracie, nawet jeżeli głosicie, że „no future”.
Piękne są wasze twarze i mądre oczy, chociaż wiem,
że wracać będą częściej chłopcy z ponurymi pyskami
gotowi na otwarcie sezonu i pół litra. Dziewczyny nie tak.
Ich jasny genotyp zasili odległe populacje.

Zenon Kałuża – Siedem wierszy
QR kod: Zenon Kałuża – Siedem wierszy