o obrotach
obracają się koła auta
pod nimi
obraca się ziemia
obraca się płyta w odtwarzaczu
obracam w ustach
pestkę ostatniej czereśni
z drzewa
które obróci się w pył
i ponownie
powróci do tkanek roślin
w zamkniętym krwioobiegu życia
i tak mija kolejny dzień rozsypując się w popiół nocy
kręć się kręć wrzeciono, ziemio
filmie z różnych ujęć
choć czas obraca wszystko przeciwko mnie
i tak wciąż mnie kręci
jak palony ukradkiem joint rozsypując się w popiół wspomnień
jedenaście, jedenaście
o mój rozmarynie
uschnięty w doniczce
stoją ostre jedynki w szeregu
jak zasieki
słupy, żerdzie, sztachety
kosy przekute na sztorc
gwiżdże wiatr
przez wybite zęby historii
zimno
mróz zważył
czerwone maki, pąki białych róż
nieostro
mgła, brudna szyba i bliskie wylania łzy
rozmazują kontury świata
za oknem
szara styczniowa wilgoć
matowe tło powietrza
ulice w brudnych skrzepach śniegu
wszystko trwa w swojej zwykłej obojętności
zostały mi podróże przez kolejne zdania
choć i ich tory
to tylko zagniecenia na starej mapie
z burymi lądami
z oceanami jak niebo w kolorze spalin
***
w świetle mijania wszystkiego
ta chwila tuż przed świtem
– jak klejnot
gdy świat
lśni w światłach mijania
mojego auta
skaza
czego brakuje tym dniom
pod landrynkowym niebem
z krajobrazem drgającym
w rozgrzanym powietrzu
co jest tą plamką pleśni
na ledwie dojrzałej brzoskwini
zerwanym rzemykiem u sandałów
i dlaczego choć z wiarą
napełniam stągwie wodą
wciąż znajduję je
pełne melancholii
gęstej ustałej esencji smutku