miłość jeszcze chwilowo pokonuje śmierć

...She was my woman
As she deceived me I watched and went out of my mind
(Tom Jones „Delilah”, 1968)

właściwie mógł się tego spodziewać
wszak na wszelki wypadek zawsze
oczekuje wszystkiego najgorszego

myślał jednak że lepiej zniesie
tego typu historię – w sumie niby nic
bo co wielkiego się stało

po prostu zakochała się w innym

gwoli sprawiedliwości należało się jej
co miała robić dalej z takim fantem
jak on – swoją główną życiową przegraną

(nie raz zastanawiał się czemu ją zawdzięcza
niezasłużoną nagrodę złośliwe nie całkiem
nieodwzajemnione i beznamiętne wznowy)

więc choć próbuje grzecznie się wycofać
a nawet nieudolnie cieszyć jej szczęściem
to dlaczego – skoro jest dla niego wszystkim –

stale ją rani… kwiatami… pocałunkami…
zbędnym dotykiem… i tą swoją cholerną
nieznośną natrętną wciąż obecnością


DNR

gdy nad ranem mu odmówiła
(„seks był wczoraj!”)
pomyślał to wszystko się nie dzieje
(od początku teraz i na wieki)
być może po to tylko by znów
móc opisać miłość
która jak człowiek gdy się rodzi
wymaga opieki
i gdy umiera

tymczasem leżą obok siebie
w pozycji bocznej ustalonej
a on – zgodnie z zasadą
nikt nie jest martwy póki
nie jest ciepły i martwy –
wciąż próbuje beznadziejnie ogrzać
jej wiecznie zimne palce stóp

i serce w głębokiej hipotermii


miłość w czasach zazdrości

jeszcze się łudzi że to tylko zespół otella
chorobliwe urojenia walka o pozycję
w związku lub własne niezaspokojone ambicje
tudzież kolejne zwykłe małżeńskie kwiprokwa

choć tworzą się w głowie chore scenariusze –
gdy co dzień do pracy wybiera się jak na randkę
trzy komplety ubrań uszykowane do wyboru
i (dla kogo kupiona?) ta wyszczuplająca bielizna –

to nie śledzi jej nie przeszukuje korespondencji
przecież wie dobrze od lat jaka jest naprawdę
i nie straci tego co sam musiałby zyskiwać u innych
chyba że dla tamtego zupełnie inna będzie ona

i na nic te zaklęcia – wspaniale że jesteśmy
razem (bla bla bla) tylu szuka się bez skutku
nam się udało z jego inicjatywy próby zbliżenia –
bo choć chciałby to na wiek jej zrzucić albo/i hormony

to oto staje w prawdzie – jest tak jak było zawsze
zimny chów ciche dni brak chemii obojętność a może
i obrzydzenie więc niby dlaczego miałaby akurat teraz
nagle odpowiadać na tę jego żałosną wieloletnią mantrę

bardzo cię kocham bardzo cię kocham bardzo cię kocham


jeśli nie może być już dobrze, niech będzie źle jak dotąd

Zaczęło się to tak, jak zaczynają się tego rodzaju historie,
najzwyklej w świecie… („Do widzenia, do jutra”, 1960)

jak to się stało? po prostu wszedł do pokoju
zobaczył ją usłyszał i trafiony-zatopiony

nosiła wtedy długą spódnicę do stóp
myślał krzywe nogi i co z tego?

a gdy odebrała złe wyniki badań (nim okazały się
błędne) stał przy niej niewzruszony

(czasami żartowała nie raz próbowałam pozbyć się
ciebie ze swojego życia ale nie chciałeś się odczepić)

chwilę później wracają od jej rodziców
na dworcu robi zdjęcie patrzy w deszczu w obiektyw

i wie że nie ma takiej miłości która by ich rozdzieliła
poza tą zdradliwą od pierwszego wejrzenia

we wspólnej podróży między flautą a chorobą morską
o to co rośnie dbał co dzień starając się

nie za bardzo chwaścić choć niekiedy ciężko
było być samotnym ogrodnikiem na pustyni

a gdy tak hymnił to ich nieustanne wieczne
epitalamium – wypowiedziała mu małżeństwo

ten związek to porażka źle się dobraliśmy
chcesz mnie zawłaszczyć i odizolować

wtedy przeprasza czyżby czegoś nie zauważył
coś mu umknęło czyżby przez te lata był ślepy

może nazbyt zajęty zapamiętałym winszowaniem
im (sobie?) szczęśliwego starego roku

Pana Bu cztery wiersze o miłości, śmierci i zazdrości
QR kod: Pana Bu cztery wiersze o miłości, śmierci i zazdrości