w istocie
byliśmy dziećmi prl-u
żadnych różnic
cokolwiek się przydarzy
jest wspólne jak teraz
kiedy patrzymy w obiektyw
okna Gierka już nie ma
i nie ma komu rozdawać
cukierków więc nie mogę
być pewny tego co widziałem
i co słyszałem świat ślepo
trzymał się trzepaka
to miejsce nawet teraz
przywołuje na myśl
odrobinę ciepłych wspomnień
a od pewnego czasu
każdy zaczął być sobą
więc i ja zajmuję czymś ręce
celowo by pozostać w ruchu
dzieciństwo na podwórku mobilizuje
to już nie jest kwestia
chodzenia po drzewach
czy chowania po piwnicach
bycie dorosłym to frapujące
zajęcie ale tylko wtedy
kiedy ma się w sobie coś z dziecka
romantycy muzyki rockowej
czy grozi nam zapomnienie
a może nieuporządkowana
fraza Joy Division
raczej nie to wyłącznie
melancholijne powroty
do czasów kasetowych
magnetofonów
tworzenia punkowych
zespołów gitar podłączanych
do odbiorników radiowych
petów zbieranych
na przystankach
stęchłego zapachu
piwnicznych klubów
gdzie plakat Iana Curtisa
widniał jak krzyżyk
nad futryną drzwi
za którymi przeżywaliśmy
platoniczne miłości
paląc mnóstwo papierosów
z długimi filtrami
one dodawały powagi
zimna fala
nocą długo patrzę na zdjęcia
nieustająco wracam do przeszłych czasów
stale poprawiam to czego
wówczas nie dało się poprawić
nucąc w myślach piosenki
nieżyjących artystów
mam wrażenie że jestem przebrzmiałym człowiekiem
echem tamtych podwórek
dzieci siedzących od rana do nocy pod trzepakiem
z trzeszczącą muzyką z Grundiga
spoglądających do góry nogami na świat
w którym szarość to filozofia
a słowo solidarność to hasło do wolności
wdzierające się w mury bloków
betonowych płotów naznaczonych zwycięstwami
miłością do zimnej fali
która nigdy nie umarła unosi się w tumanach kurzu
co jakiś czas dochodzi do uszu
szczególnie w takie pochmurne dni
kiedy maluję mieszkanie
a kilka smug farby nałożonej na ścianę
przypomina kreski taktowe
przecinającą pięciolinię codzienności
progi na gryfie gitary
która rozstrojona stoi za drzwiami
chociaż magnetyzm nostalgii już tak nie przyciąga
odległość między nami
to wciąż pięć półtonów
u2
słucham pierwszych płyt u2
one dodają energii
potrafią wstąpić w duszę
zmarłego i go obudzić
tym samym budzę się z letargu
zimy wśród szpitalnych łóżek
wracam z dalekiej podróży
ze wzrokiem wbitym
w biały sufit wiem że nikt
ot tak nie znika nikomu z oczu
nie odchodzi od stołu
bez pożegnania dlatego leżę
przysypany lawiną myśli
w słuchawkach 'tomorrow’
jak klucz w ogólnodostępnym
wymiarze czy taki był plan
oddalić się aby po chwili
wrócić zrozumieć że ze śmiercią
można się zżyć
„tomorrow” – piosenka grupy U2, pochodząca z jej wydanego
w 1981 roku albumu „October”.
karma
szukam śladów
rodzimej historii
po linii matki
dziedziczę album
przyrodnią siostrę
która skoczyła
z siódmego piętra
podobno kobieta
z mieszkania obok
półszeptem
wspomniała coś
o dziesięciu dowodach
na reinkarnację
kotka ociera się
o moją nogę patrząc
w kierunku lodówki
to raczej odruch
niż próba kontaktu
punkt centralny
mam pęknięte serce
lecz nie z miłości
a z niedokrwienia
mięśnia sercowego
wobec tego przed
nie piję a po nie zapalam
papierosa choć lubię
patrzeć na żar tlącego się
nocą nieba
niemniej jednak
mam zakaz wchodzenia
po schodach na najwyższe
piętra jednakowoż
na dachy budynków
zaglądania do domów
do których się nie puka
skąd patrzy sam bóg
skutkiem tego spaceruję
chodnikami unikam
tłumów marzę o wędrówkach
po lesie gdzie instynktownie
można się ukryć w myślach
bądź w zaroślach przytulić
do drzewa próbować
zrozumieć samego siebie
a nieśmiertelność to historia
rodem z horrorów
kina niemego
poniedziałek
na parapecie
nie ma nikogo
bo kto mógłby przysiąść
jedynie gołąb
lecz parter
nie jest bezpieczny
a widok stąd
zwykły codzienny
kontent
chyba umrę w tym hipermarkecie
obok alejki z mięsem
upadając na kobietę
pachnącą słodkimi konwaliami
niech patrzy jak słońce
zachodzi powoli wylewa się
na pobliską półkę
z alkoholem to ja autor
wszystkiego dobrego
dlaczego wciąż myślę o tym
zamiast słuchać muzyki
która oddziałuje na zmysły
klientów ponieważ boję się
bardziej niż inni
wieczne odpoczywanie
na dziale z owocami
to tu czuję się jak w sadzie
spacerując dróżkami z nią
bądź za nią spotkajmy się
jeszcze mówię przechodząc
nieznanymi mi dotąd
przesmykami aż trudno uwierzyć
próbuję złapać swój ostatni
oddech idąc promenadą
z chemią jest w tym jakaś okazja
ale coś się urywa w kolejce
może paragon na którym
wyblakł numer telefonu
imię mówione przez przerwę
w regale świadomość śmierci
wykracza poza ten sklep
spotkajmy się jeszcze
zanim nadejdzie pora nowych
gazetek z resztą pieniędzy
mówiąc sobie dzień dobry przy wejściu