mistyka polska, albo ballada o ślepym Romanie

nie lubię tego świata
mówię do kobiety
która niczym bańka
nagle pryska
to dzień szary
to dziura zabita
dechami…
czy każde do widzenia
prowadzi nad groby
myślę sobie
drapiąc się
w krocze
zapalam coraz więcej
coraz większych zniczy
wielkich jak
piłki lekarskie…
mówię do niej
lecz ona nie słucha
to idzie noc ciemna
i głucha…
który to już raz
sam na sam
otwieram
drżącą ręką
twoje
czyste piękno
śmieje się i zalewam
strzelam na lewo
na prawo…
i znów zdaje mi się
że widzę…
potłuczone szkiełka
i oczka
rozdarte serca
pod kurewską latarnią
cały świat w proszku…
który to już raz
jak pies przy tobie
stąpam
po kruchym lodzie
wiersza
tracąc zdrowie
przyjaciół
i różne propozycje
intratne
nie wiem…
który to już raz
apiać
wpadam po uszy
w to twoje wielkie
biało-czerwone łono
i znów zdaje mi się
że widzę…
i znów płynę…
coraz głębiej i głębiej
płynę…
i znów wiernie odbijam
cały ten syf i mrok
snuję wiersze w górę
i w głąb…
poruszam się
po zaminowanym
terenie
coraz śmielej…
bez psa i gniazdeczka
bez partii i mamony
bez przewodnika

Paweł Kobylewski – Wiersz
QR kod: Paweł Kobylewski – Wiersz