Proste czynności

Stają w gardle
ścielenie łóżka
posiłki fizjologia
odmierzają czas
wplątują mnie w zmętniały dzień
gnicie godzin powolne
wżera się w skórę

Proste czynności
używają mnie
popychają z kąta w kąt
przeżuwają długo i cierpliwie
by w końcu mnie wypluć

Włóknisty wiór bez smaku
taplam się w płytkim śnie


***

Mucha zdziwiona wiosną
usiadła na mojej ręce
ogłuszona ciepłem i światłem
musca domestica
jeszcze nie gotowa
na lotne zachwyty
nad gnijącym białkiem

Dałem jej siebie
na kilka niepewnych kroków
na rozprostowanie skrzydeł
odpędziłaś ją rozdrażniona
tym strzępem
niestosownej czułości


Wędrówka miejsc

Miejsca przychodzą po swojemu
zajęte sobą wytrwałe
nie znają czasu
tylko czas je zna
ścieżki pokryte świeżą trawą
parę cisów rozrosłych
w mgnieniu przypomnienia

Późne słońce uwodzi
jarzębinę zagubioną wśród świerków
zamknąłem oczy na chwilę
pożądanie węszy wokół
jutro bez twarzy
patrzy mi w twarz
patrzy jak w lustro

Miejsca odchodzą po swojemu
nie przywiązuj się do nich
puszczą się z każdym
wezmą nowe imię
pójdą w inny czas


Za dużo świata

Zamknij drzwi
za dużo świata
wlewa się przez nie
do środka
kwiaty podlane
noce coraz dłuższe
tamaryszek zzieleniał sierpniem

Wspomnienie przychodzi jak deszcz
który błąkał się długo
szukając mej twarzy
noc ucieka spłoszona
nagłym krzykiem ptaków
świt pełen pożądania
czyha we mgle nad rżyskiem

W ciszy otwiera się dzień
nad horyzontem nabrzmiewa
stara różowa blizna


***

Dzień ma zimne palce
łazi za mną
milczy uprzejmie
słońce wdepnęło w kałużę
wyciera ubłocone buciory
w mech pod brzozą
przy ścieżce

Pożądania nie wolno
trzymać w ustach za długo
trzeba wypluć
jak złe słowo
jak obraną z miąższu
pestkę czereśni

Coś z tego wyrośnie


***

Znowu uczę się milczeć
deszcz pachnie deszczem
las milczy lasem
kwiaty każdego ranka
rozchylają płatki
dla innego słońca

Tylko przedmioty z uporem
nie chcą zająć się sobą
kubek wciąż włazi w ręce
telefon zagląda w oczy
mokry ręcznik zadaje
kłopotliwe pytania

Tylko sen trzaska drzwiami
krąży po pustych pokojach
głośno przełyka ślinę
niewyśniony odchodzi
bez słowa

Tylko niezdarne światło
próbuje coś jeszcze powiedzieć
zbyt zimne i zbyt małe
by ochronić je w dłoniach

Coś ze sobą zabierzesz?
może jutro komuś opowiesz
jak to jest
gdy wysprząta się wszystko
do czysta


Marek Śnieciński Podróż do-słowna

Marek Śnieciński – Podróż do-słowna
QR kod: Marek Śnieciński – Podróż do-słowna