Dokument

Nie potrafiłam od razu jej pokochać.
Pokochałam ją dopiero, gdy zapominałam,
że wyszła z mojego opasłego brzucha.
Oddałam jej część swojego bólu, teraz, kiedy
świat coś do mnie mówi, odbieram to
jakby ktoś krzyczał, wołał pod wodą.

Gdy zostałem ojcem, długo leżałem
w trawie za szpitalnym parkingiem.
Miłość, cierpliwy, uparty strug serca.
Rzeka, która czasem jest tak szeroka,
że nie można jej przepłynąć,
ani przerzucić kamieniem.


Linie

Tak, myślałem obrazami. Ale chciałem,
żeby obraz mówił więcej – kobieta przy oknie
za zazdrostką, zamyślony człowiek patrzący
jak wieprzki pałaszują pod chlewem zeszłoroczne jabłka.
Kalina rysująca serce, które ma zamknięte oczy,
ścierająca z policzka mój pocałunek.

Myślałem obrazami; widziałem, jak od chorego
wybiegł lekarz i posłano po księdza. Ślepia węża,
którego rozłożono mi na barkach, by zrobić nam zdjęcie.
Chłopaka ukrytego w mężczyźnie, kobietę schowaną
w matce: młodą parkę i ich umorusane, syte dziecko
pożerające co dzień ich czas, pieniądze i seks.


Święto żywych

Już ktoś zapalił świeczkę pod pomnikiem
lotnika. Wczoraj cofnęliśmy czas.

Za chwilę skończę pisać, wyjmę córkę z wanny,
uśpię i wykąpię się w wodzie po niej.


Pełnia

Nadchodzi burza, plamy rozjaśniające
ciepłą noc, przełęcz światła karmiąca
maciejkę i wrotycz. Na boisku nasłuchujemy
z córką – ona wiatru, ja Boga, bawiącego się
materią jak kamykiem. Dla komarów
jesteśmy pochodniami z krwi.

Rozpalam ognisko starymi papierami –
w zeszycie uwag moich uczniów znajduję zdania:
„Przyglądał się bójce”, „ Dwa razy brak katechizmu”.
Ostatnie płonące wyrazy, jakie udaje mi się odczytać
z gazetki świadków Jehowy, brzmią: „niewolnicy Boga”,
„na pewno umrzesz” oraz „żywi nie wiedzą nic”.

Łukasz Jarosz – Cztery wiersze
QR kod: Łukasz Jarosz – Cztery wiersze