Maść na piegi

Nanizany na asprocol.
Bezgrzesznie i z napięciem dyktujący reguły programu
Kalkulującego.
Modry sok z trawy i oddech Central Parku lat ’60 tych.
Wykręcam utkwiona w czasie dłoń dotykająca sznura konformizmu
Gdy pieką nadgarstki – niech mamba zachowa mnie na Życie Wieczne,
Niech coca-cola zachowa mnie na życie wieczne
Niech cały cud stworzenia-co trudziliśmy się czasem by oddzielić fetor od nektaru
Zachowa mnie.
Prorocza poezja jest tylko bawełniana kulą otaczająca cierń życia. By z lodówki serc wyjąć upodlenia i konieczności.
TO!
Popiół z kości z nasion winogron-czarna farba- która zastępuje puste pomysły ,
gdy czczość jest niecierpliwym zegarem .
Odliczam czas do runięcia w poranek-tymczasem wystukując na chybił trafił sprośne hasła w okienku search
Witryny Deviant Art.
Oddzielony od świata fauny czytam coś o powstaniu Garibaldiego –
Tyle krwi.
Ptactwo, które nie nadaje się do uprawiania filozofii.
Koszmar dogmatycznego porządku.
Pancerny wóz strażacki życia rozbija
Lampy pieczołowicie pozyskanego poglądu.
Aksamitny obłęd i strumień uryny szyn tramwajowych – jego żółty ruch do serca metropolii. Gdzie namyślmy się jak wydać kieszonkowe.
TAM!
Tupanie kleryków i nieustające prowokacje nastolatek.
Ich matki zapominają o szczęściu wychowanic.
Nie zwierzające się siostry obłudy, zysku i pożądania.
Wkraczając w przygodę dorastania, kruchym lukrowym pączkiem zaspokajam głód.
Jest czas by zastanowić się co różni Naturę
od Pisma Świętego.
Unikam pęczniejącego wrażenia, że dotrę
Przed 2:00 do domu ciasnego jak budka telefoniczna
Gdzie jestem żywym procesorem w programowaniu dynamicznym. Po prostu dla przetrwania
Pomiędzy dymiącymi kraterami popielniczek a sadzawkami kubków kawy.


***

Raz na milion lat
Tadek ubroczony gwiezdnym pyłem.
Odpalający rakiety w Kazachstanie.
– Nie miałem wyboru – ruski poligon.
Nam Choen zabijający kota…
Cisza w parku – ciastko zastępuje Buddę.
Jest nawet lepsze.
Mniam.
Tak bym sobie polatał,
Popływał
W atramentowym sumi-e
Na polach Chełmońskiego, na przyzwyczajeniu
lepszym niż trudny
początek.
Co w życiu najlepsze?
Oczywiście poczucie kompletności.
Całkowita pustka i skrucha wobec choćby deszczu w listopadzie.
„Miasto” oczywiście jest „zrobione” z kebabu i aluminium.
Gdy łapiesz za ogon lisa – on kąsa.

poniedziałek, 19 listopada 2012


Rubedo

Te przebrzydłe
Przemyślane poematy – drewniane marzenia.
Schizofreniczne odpustowe zabawki – pojęcia.

Ona zapomniała kochać – ponieważ w tym czasie spała.
I NIE BYŁO JEJ!
Jakże to – być poza mandalą ludzkiego świata?
Błąkać się jako kura łykająca gorzki kurz.
Lub świnia cedząca krew przez zęby?!

By ostatnim wysiłkiem chorej logiki przetrwania
Dowlec się, dowlec do baru
Gdzie podają piwo z sokiem imbirowym…
– Te szczyny najtańsze-mydliny rozpuszczające neocortex
By ucieszyć się krainą cyborgów z pół sztywnymi z
egzaltacji fiutami.
Marzenko, Kariolko – praca to wypaczenie życia.
Łykanie czekolady kradzionej z ciastek słabszych lagrowanych
Systemem.
Pan Jezus opluwany, potem taki budapesztański Hun i wojownik
Po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu!
Natalko S. wtedy ściągnij dla mnie spódniczkę
Bo bóg istnieje – to jak mniemam
Supernova Dharmakaji i demiurg prawa karmy.
Plus błądzenie.
Mleko z butelki prosto do brzucha, poprzez jamę ustną,
Łamane przez kubki smakowe – jest nauczycielem najwyższej klasy
Przewyższającym Mandziuśriego, i Sophię!
Bronowickie korale, sexy bronowickie korale – od stroju
Ludowego – mam wgląd w zadania Psychodelicznej Partii Pracy!

wtorek, 15 października 2013

Bogusław Duch – Trzy wiersze
QR kod: Bogusław Duch – Trzy wiersze