Czy możecie powiedzieć mi, jak wyglądały wasze początki. Co robiliście zanim stworzyliście zespół w latach 70.?

Anthony Brightly: Założyliśmy zespół w 1972 roku i, szczerze mówiąc, w tamtym czasie byliśmy po prostu dzieciakami, które ekscytowały się tym, że mogą grać muzykę. Prawda jest taka, że zostaliśmy backing bandem konkursu talentów, do którego sami chcieliśmy przystąpić. Więc nasza ekscytacja była jeszcze większa, że mogliśmy być częścią tego konkursu.

Jak nazywał się ten konkurs talentów?

Anthony: To miało miejsce w Phoebe’s Night Club i nazywało się Opportunity Knockes. W pewnym momencie odezwali się do nas i powiedzieli: hej, potrzebujemy zespołu, który będzie grał z wokalistami startującymi w konkursie. Desmond i Chris zdecydowali się wtedy grać razem, potem dołączyłem ja i stworzyliśmy grupę, która nazywała się  Young Ones From Zion. Tak właściwie się to wszystko zaczęło i robiliśmy to przez ile, Desmond? Pięć lat?

Desmond Mahoney: Tak. Wydaje mi się, że graliśmy tam około czterech czy pięciu lat.

Anthony: Po tym czasie zdecydowaliśmy, że chcemy stworzyć nasz własny zespół, który nazwaliśmy Black Slate. Ta nazwa pojawiła się z dwóch powodów. Pierwszym z nich była komunikacja. Chris pracował w BT, które było niczym innym jak pocztą w tamtejszych czasach. Oferowano tam usługę połączeń telefonicznych, które nazywało się Black Slate. Drugim powodem było to, że w Indiach Zachodnich ludzie pisali na czarnych łupkach i używali ich do nauki. My zawsze chcieliśmy mieć z tym jakiś związek, dlatego też nazwaliśmy się Black Slate.

Lata 70. były bardzo ważnym okresem dla muzyki reggae w Wielkiej Brytanii. Jamajscy artyści przyjeżdżali z Jamajki, żeby występować w Zjednoczonym Królestwie. Dodatkowo cały gatunek jakim było reggae rozkwitał w szczególności w takich miejscach jak Londyn. Wy założyliście zespół właśnie w Londynie, więc czy moglibyście powiedzieć mi jak lata 70. wyglądały z Waszej perspektywy? Bo bez wątpienia był to bardzo specjalny czas.

Anthony: Damy Ci trzy wersje tego, jak wyglądał tamten czas. W porządku?

Jasne.

Anthony: Powiem Ci, jak to wyglądało z mojej perspektywy. Kiedy byłem młody i chodziłem do szkoły, to ciągle próbowaliśmy odszukać siebie, bo ciągle mówiono do nas, że jesteśmy obcokrajowcami pomimo tego, że urodziliśmy się w Wielkiej Brytanii. Ja byłem jednym z nich, urodzonym na Wyspach. Moi rodzice byli Jamajczykami, a mnie wciąż nazywano obcym i to było dla mnie dość dziwne. Później kiedy zacząłem grać reggae i zaczęliśmy występować z wieloma różnymi artystami. Po tym jak zobaczyłem Boba Marleya w 1971 albo 1972 roku, zaczęliśmy grać z takimi ludźmi jak Dennis Brown, Prince Jazzbo, Nicky Thomas, Errol Dunkley… Generalnie z wszystkimi artystami wczesnego reggae. Kiedy pojechałem na Jamajkę, usłyszałem od tamtejszych ludzi, że wcale nie jestem Jamajczykiem. Więc wprawiło mnie to w zakłopotanie, bo w oczach innych nie byłem ani Jamajczykiem, ani Brytyjczykiem. Byłem niczym nomad. Poza tym wielu Jamajczyków mówiło mi, że nie mogę i nie potrafię grać reggae. To wszystko spowodowało, że nabrałem siły i przekonania, żeby odpowiadać im, że to brytyjskie reggae. Wydaje mi się, że to był też moment, kiedy zorientowaliśmy się, że to, co robimy to roots rock reggae. Mieliśmy swoją energię, ale mieliśmy też powód, dla którego robiliśmy taką muzykę, która nas reprezentowała.

Chris Hanson: Dla mnie granie muzyki to była wielka radość. Pomimo tego, że nie wyniosłem muzyki z Jamajki. Kiedy przyjechałem z rodziną do Wielkiej Brytanii, byłem młodym chłopcem zorientowanym przede wszystkim na sport. Ściślej ujmując na krykieta. Kiedy spotkałem się z Desmondem, wszystko się zmieniło, bo nagle byłem w stanie przenieść swoje umiejętności do muzyki. Dorastając w Londynie, miałem trochę inne doświadczenia niż te o których mówił Anthony. Kiedy zacząłem zajmować się muzyką, umożliwiło mi to obcowanie z różnymi ludźmi, poznanie innej drogi życia, wliczając w to granie z wieloma artystami z Jamajki. Prawda jest taka, że ci ludzie nas kochali, bo graliśmy to, co oni chcieli, żebyśmy grali. Tak to wyglądało z mojej perspektywy, co bardzo mnie osobiście cieszy. Nawet teraz wiem, że Jamajczycy słuchają tego, co grają inni ludzie, bo w dzisiejszych czasach muzyka jest bardzo zintegrowana i to bardzo, ale to bardzo, mnie cieszy.

Desmond: Przyjechałem do Wielkiej Brytanii gdzieś w okolicach 1967 roku, kiedy miałem dwanaście lat. Kiedy byłem jeszcze na Jamacje, słuchałem różnej muzyki. Takich artystów jak Toots & The Maytals, Prince Buster, który był w tamtym czasie bardzo popularnym artystą. Desmond Dekker, Dennis Brown, który był wtedy wschodzącym talentem czy Bob Marley. Jak widzisz, było wielu artystów, którymi można było się wtedy inspirować. Kiedy dorastałem w Londynie, to tak jak powiedzieli Anthony i Chris, przyjeżdżało tam wielu artystów, z którymi zaczęliśmy pracować. W tym samym czasie w Wielkiej Brytanii działali tacy ludzie jak Count Shelly czy George Brightly, którzy mieli sound systemy, które też wywarły na ludziach ogromny wpływ. Dodatkowo miałeś ludzi, którzy posiadali kluby jak Phoebe’s Club i organizowali dużo imprez reggae, więc muzyka ciągle nas otaczała i inspirowała nas przez całe nasze nastoletnie życie. Poza tym będąc poza Jamajką, granie reggae w kraju takim jak Wielka Brytania było czymś innym. Tak jak powiedział Anthony, wypracowaliśmy swoje własne brzmienie. Wydaje mi się, że wzięło się ono z tego, że pracowaliśmy z wieloma jamajskimi artystami, a oprócz tego dołożyliśmy do tego wszystkiego swoją wrażliwość i nazwaliśmy to brytyjskim reggae. Później to wszystko ewoluowało i powstał styl, który został nazwany lovers rock. Stworzyliśmy swoją muzykę, która nawet Jamajczycy musieli brać pod uwagę. Pojawiło się wiele zespołów i wielu wokalistów i wokalistek. Miałeś takie zespoły jak Black Slate, Steel Pulse, Matumbi i wiele innych. Bardzo dużo się działo i dzięki temu pojawił się nasz styl reggae. To wszystko jest utrzymane w duchu jednej miłości, bo to przede wszystkim pochodzi z serca i jest to muzyką reggae.

Kiedy dostaliście propozycję zagrania z takimi artystami jak Ken Boothe czy Delroy Wilson? Bo graliście z nimi jako ich zespół.

Desmond: Tak jak wspominałem, działali tacy goście jak Count Shelly czy George Brightly i inni ludzie, którzy mieli sound systemy, a niektórzy z nich zaczęli zakładać labele płytowe. Wtedy też zaczęli ściągać artystów z Jamajki. W tym momencie byliśmy jednym z dobrze znanych lokalnych zespołów, z którym kontaktowali się różni promotorzy z propozycjami ,czy nie zagramy z Kenem Boothe, Errolem Dunkley’em, Patem Kelly czy Princem Jazzbo czy kimkolwiek innym. Przez tego typu działania powodowałeś też to, że twój zespół stawał się coraz bardziej rozpoznawalny. Wtedy byliśmy młodzi, więc była to dla nas dodatkowa frajda, że mogliśmy podróżować po naszym kraju i grać w różnych miejscach.  Staliśmy się znani w różnych miejscach zanim jeszcze zdecydowaliśmy się robić swoje autorskie rzeczy. To był naprawdę świetny okres i bardzo dobrze to wspominam.

Anthony: Dokładnie. Pamiętam, że pierwszy raz zagraliśmy jako backing band w 1973 roku. Jak widzisz, zaczęliśmy dość dawno temu. Cała historia wyglądała tak, że wybieraliśmy się do Huddersfield, bo grali tam The Heptones, ale z jakiegoś powodu ich zespół nie mógł się pojawić, więc dostaliśmy propozycję zagrania. To było nasze pierwsze doświadczenie jako backing band artysty z Jamajki. To był w zasadzie nasz pierwszy koncert poza Londynem. Wyszedł dobrze i później pojawiły się kolejne opcje na granie z takimi ludźmi jak Errol Dunkley, Prince Jazzbo, Johnny Clarke, Dennis Alcapone i tak dalej.

Chris: Co też ważne, znaliśmy wszystkie te numery, bo byliśmy backing bandem podczas konkursu talentów, więc każdy uczestnik występował z nami. Wszyscy próbowali naśladować jamajskich artystów, więc siłą rzeczy znaliśmy wszystkie topowe utwory. Więc kiedy przyjechał Errol Dunkley, to znaliśmy jego materiał. Podobnie było z Dennisem Brownem. Pamiętam, że jedyna próba jaką zrobiliśmy z Dennisem była w garderobie, bo przyleciał spóźniony z Jamajki, ale wtedy też znaliśmy wszystkie jego numery. Wszystko było tylko kwestią złapania jego tonacji i potem wszystko już szło. Dlatego znacznie łatwiej było się nam wpasować.

W 1977 roku wydaliście swój pierwszy numer Sticks Man

Anthony: Nie, to było w 1975 roku.

W takim razie w oficjalnej biografii jest błąd. Poza tym znalazłem też sporo sprzecznych informacji, więc może stąd ten błąd.

Anthony: Nasz pierwszy numer nosił tytuł Mixed Up Man i został nagrany w 1972 roku, a potem został nagrany ponownie i wydany w 1976 roku. Wcześniej czyli w okolicach 1974/1975 roku zaczęliśmy nagrywać album Six Plus One. Nagraliśmy wtedy swoją wersję numeru Errola Dunkley’a Write A Letter To Myself. Także jeśli chodzi o nagrywanie w ogóle, to zaczęliśmy to robić już w 1972 roku. Z kolei Sticks Man został nagrany w 1975 roku i wydany tutaj w Belgii i stał się naprawdę wielkim hitem. Niestety nie został podpisany właściwie, bo gość, który to wydawał zrobił z nami powiedzmy sobie dość lewy interes i na płycie widniało Disco Reggae Band, a dopiero potem było Black Slate. Nie wiedzieliśmy o tym dopóki nie przyjechaliśmy do Belgii zagrać koncert i w momencie kiedy zaczęliśmy grać Sticks Man, ludzie kompletnie oszaleli. Bardzo nas to wtedy zdziwiło, bo teoretycznie nikt nie powinien znać tego numeru. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że Black Slate jest tak naprawdę bardziej znane niż nam się to wydaje.

Założyliście też swój label płytowy – TCD.

Anthony: Tak jest. Zgadza się.

To było jeszcze w latach 70.  Dlaczego zdecydowaliście się na taki ruch? Chcieliście być bardziej niezależni czy był jakiś inny powód?

Anthony: W porządku. Zacznijmy od tego czym jest TCD. (Anthony wskazuje palcem na siebie, Chrisa i Desmonda) T (Anthony/Tony) C (Chris) D (Desmond). (śmiech)

Prawda jest taka, że bardzo tego potrzebowaliśmy. Wiesz, kiedy zaczynasz to chodzisz od drzwi do drzwi i prosisz, żeby ktoś wydał twoją muzykę. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że możemy to robić po prostu sami. Pracowaliśmy razem, wspólnie zarabialiśmy pieniądze i mogliśmy inwestować i wydawać swoje. Tak zaczęliśmy nasz biznes.

Desmond: Dodatkowo w tamtym okresie większość producentów z Wielkiej Brytanii nie było zainteresowana lokalnymi zespołami. Nikt nie chciał wziąć młodego zespołu do studia, każdy chciał raczej wydawać swoje pieniądze i inwestować je w jamajskich artystów. Wtedy też powiedzieliśmy sobie: w porządku, możemy zaoszczędzić nasze pieniądze, zrobić własne rozeznanie i nagrywać się samemu. Założyliśmy nasz własny label, a później uczyliśmy się na temat produkcji nośnika itd.

Album Amigo był dla was przełomowy, bo to dzięki niemu wylądowaliście bardzo wysoko, jeśli chodzi o brytyjską scenę reggae. Ponadto dotarł do 9. miejsca na brytyjskiej liście przebojów. Czy możecie powiedzieć nieco więcej o tym okresie?

Anthony: Tak naprawdę album Amigo nagraliśmy w 1977 roku, ale nie zyskał on rozgłosu aż do końcówki 1979 i początku 1980 roku. To był nasz drugi album, bo pierwszy z nich to Six Plus One. Prawdą jest, że nigdy go w całości nie wydaliśmy. Pojawił się jeden singiel Live Up To Love, dzięki któremu zaczęliśmy regularnie grać. Później pojawił się Sticks Man i wszystko poszło. Wróciliśmy do studia i tak powstała płyta Amigo. To było dość sporo przed tym zanim album Amigo oficjalnie się ukazał, a ten pojawił się w naszym labelu TCD.

Popularność numeru Amigo to też zasługa DJów, którzy uwierzyli w ten numer i zaczęli go grać. Reszta jest historią.

Później wyszedł Ogima, czyli jej dubowa wersja.

Anthony: Dokładnie Ogima. Widzę, że dobrze znasz naszą historię (śmiech). W tamtych czasach bardzo duży nacisk kładło się na melodie i instrumentalizację numerów. Oczywiście miałeś wokalistę i słowa, ale tak naprawdę muzyka była silna, była czymś bardzo mocnym. Ta moc była odczuwalna w całym beacie, w basie, w brzmieniu bębnów, w całej sekcji rytmicznej. Wtedy było to bardzo ważne, że kiedy nagrywało się lub miksowało się album, to robiło się od razu jego wersję dubową. Wszystko dlatego, że wywodząc się z kultury sound systemu wiesz, że najpierw gra się wersje z wokalem, a później gra się tzw. wersje lub też czysto dubowe numery. Wtedy to też było coś naturalnego. Dlatego też mamy w swoim katalogu ten dubowy album i dużo tego typu numerów.

Po sukcesach AmigoOgima nagraliście jeszcze jeden album i w 1985 roku zniknęliście na 10 lat. Co się stało?

Anthony: Wydaje mi się, że było to nieco dłużej.

No ale w 1995 roku wydaliście album Black Slate i potem znowu słuch o was zaginął.

Anthony: (śmiech). Po sukcesie Amigo i zagraniu w wielu różnych zakątkach świata… Graliśmy m.in. w Nowej Zelandii i tego typu miejscach. Wiesz, byliśmy wtedy jeszcze młodzi, a niektórzy z nas założyli już rodziny. Zdaliśmy sobie wtedy sprawę, że ludzie idą na studia z różnych powodów, żeby dowiedzieć się wielu rzeczy. Jedyną profesją jaką znam, do której nie przygotują cię żadne szkoły, jest zawód muzyka. Nikt nie nauczy cię, jak się tam dostać i jak się utrzymać. Rozejrzeliśmy się dookoła siebie i zobaczyliśmy wielu muzyków, którzy odnieśli sukces, ale nie byli w komfortowym miejscu.

Potem pojawiły się dzieci i musieliśmy podjąć świadomą decyzję. Czy chcemy nadal to robić? Czy mamy ku temu dobre podstawy? Errol i Keith doszli do wniosku, że będą kontynuowali swoje solowe kariery. My z kolei zdecydowaliśmy, że zostaniemy w biznesie muzycznym. Pamiętam, że Chris powiedział: to ja będę biznesem, a nie będę jego częścią. Pamiętam, że kiedy on to powiedział, wtedy ja odparłem, że zostanę producentem i będę produkował płyty. Desmond powiedział, że też chce się tym zająć. W tej kombinacji spowodowało to, że stworzyliśmy solidny i stabilny biznes, który zapewnił nam pracę. Harowaliśmy od 8 do 8 i zawsze powtarzaliśmy, że wrócimy do tego wszystkiego, że na pewno to się stanie, ale powiedzieliśmy sobie wtedy też, że wrócimy do grania nie dlatego, że będziemy zmuszeni, ale dlatego, że będziemy chcieli. Stąd ta cała przerwa.

Obecnie robimy to, bo chcemy i możemy, a nie bo musimy. Kochamy muzykę i robimy to, co zawsze chcieliśmy, więc robimy to wszystko z wielką radością.

Kiedy mieliście ten moment, że doszliście do wniosku, że to dobry moment na powrót?

Anthony: To było jakieś pięć lat temu. Odbyliśmy wtedy rozmowę. Tak jak zawsze wszystko co robiliśmy dyskutowaliśmy między sobą. W wyniku tej dyskusji doszliśmy do wniosku, że jesteśmy gotowi na powrót, że chcemy robić to dalej. Wszystko odbyło się w bardzo dobrej atmosferze i z dużym entuzjazmem.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy to weszliśmy do studia i nagraliśmy trzy numery. Wszystko poszło tak gładko i naturalnie jakbyśmy grali nieprzerwanie od lat 70. To było też dość zabawne doświadczenie, bo zdaliśmy sobie sprawę, że ciągle potrafimy to robić. Chwilę później dostaliśmy propozycję zagrania na Miami Reggae Festival w Stanach Zjednoczonych, a reszta jest już historią. Zagraliśmy w Miami w listopadzie 2013 roku, później pojawiliśmy się na Sierra Nevada World Music Festival w czerwcu 2014 roku, a później w listopadzie zagraliśmy naszą pierwszą trasę po Stanach. Obecnie właściwie wróciliśmy z naszej kolejnej trasy po USA i jesteśmy gotowi na Europę.

Wasz ostatni album nosi tytuł World Citizenship. Jeśli popatrzymy na to co dzieje się na świecie to mamy kryzys obywatelski. Wystarczy popatrzeć chociażby na to, co dzieje się w USA. Zamieszki w Balitmore, brutalność policji przeciwko czarnoskórym mieszkańcom itd. Jak myślicie, jakie jest z tego wyjście?

Anthony: Wiesz, w dzisiejszych czasach informacje stają się chodliwe. Wiesz, złe informacje dobrze się sprzedają. Nie od dzisiaj policja zabija czarnych obywateli USA. To dzieje się od bardzo dawna. Tu nie chodzi tylko o czarnych, ale o wszystkich pozostałych. Czarnych, białych, czerwonych itd. Brutalność wśród służb to żadna nowość. To był też drugi powód, dla którego wróciliśmy, bo numery, które napisaliśmy w latach 70. są ciągle bardzo aktualne. Zobacz, media skupiają się na tym, co obecnie jest na topie. Były zamieszki, więc wszystkie media nagle chodzą i zaglądają do wszystkich posterunków policyjnych i sprawdzają, co się tam dzieje. Prawda jest taka, że mogą mieć zamieszki każdego tygodnia, bo ludzie są zabijani przez innych ludzi z różnych powodów w zasadzie każdego dnia. To, że teraz każdy się na tym skupia w mojej ocenie jest przesadzone, bo świat jest w potrzasku i jest w nim od naprawdę długiego czasu.

Popatrz, jeszcze kilkanaście lat temu wszystko było winą Rosji. Później wszystko było winą terrorystów i tak dalej. Media zawsze znajdą sobie jakiś powód i zawsze będą szukać sensacji. Czy trzeba dawać temu wszystkiemu jeszcze więcej miejsca niż to potrzebne? Nie wydaje mi się. To po prostu zwykła strata czasu i chęć zyskania jakiejś sensacji.

Nasz nowy album, który będzie wydany w październiku, a pierwszy singiel pojawi się w sierpniu, nosi tytuł Peaceful Demonstration. Dlaczego tak go nazwaliśmy? Bo wszystkie te zamieszki nie są częścią demonstracji, nie są czymś, co pozwoli zrozumieć nasz punkt widzenia. Chcemy, żeby ludzie skupili się na tym, co mamy do zademonstrowania, a nie na tym, że wybuchły kolejne zamieszki. Zobaczysz sam, że kiedy ludzie zaczną słuchać to o czym się mówi, zamieszki po prostu ustaną.

Na sam koniec dam wam parę słów kluczy i chciałbym, żebyście powiedzieli mi co przychodzi wam do głowy kiedy je usłyszycie? W porządku?

Anthony: Nie ma sprawy.

Na początek Londyn.

Anthony: Londyn dla mnie to podstawa, to fundament, to miejsce, gdzie wszystko się zaczęło jako młodego człowieka, ale też jako muzyka i producenta. Londyn jest początkiem mojej drogi.

Chris: Londyn będzie zawsze kojarzył mi się z miejscem, gdzie przybyła moja matka, kiedy opuściła Jamajkę. Nie bardzo miałem więc wybór. Chociaż mogłem wybrać coś innego, ale znając moją matkę, to musiało się tak skończyć, nie było miejsca na dyskusję, więc nie miałem wyboru (śmiech). Mieszkanie w Londynie naprawdę bardzo mi się podobało. Wiele razy jeździłem na Jamajkę, ale tak naprawdę Londyn to miejsce, gdzie wszystko się kręci. Stamtąd wychodzi muzyka, tam mam i miałem swoich przyjaciół.

Desmond: Londyn to jedno z wielu miast na świecie, w którym młodzi ludzie chcą się wyrazić. Dlatego też zawsze kładliśmy mocny nacisk na to, żeby w naszej muzyce był przekaz. Po to by pomóc młodym ludziom zmierzyć się z problemami jakie na nich czekają w ich życiu. Mam nadzieję, że udaje się nam to i że młodzi ludzie nie będą chwytali za broń. Tu nie chodzi tylko o Londyn, ale o wszystkie duże miasta na świecie. Dotyczy to w takim samym stopniu Jamajki, która ma te same problemy. Mam nadzieję, że uda nam się wpływać na ludzi i odegrać swoją rolę w kształtowaniu młodych ludzi.

Kolejne słowo to reggae.

Desmond: Reggae to specjalny rodzaj muzyki, który znają ludzie na całym świecie i który ma w sobie niespotykaną siłę. Ten fakt jest powszechnie znany, ale chcę powiedzieć, że ludzie którzy rządzą naszymi społeczeństwami powinni traktować reggae na równi z innymi gatunkami. Po to, żeby ludzie, a w szczególności młodzi mogli przyjść, posłuchać, poczuć się dobrze i być może na tym zarabiać. Wielu przetarło drogę. Kiedy pojedziesz do jakiegokolwiek kraju na świecie, to usłyszysz reggae. Ludzie mają tego pełną świadomość. Niestety niewielu tych, którzy zajmują się tą muzyką, mogą godnie żyć.

Chris: Dla mnie reggae to czysta radość. To radosne dźwięki. Kiedy patrzysz na reakcje ludzi, kiedy są wystawieni na kontakt z reggae i jak ta muzyka ich nosi na różne strony. To reakcja, uczucie, to coś naprawdę pięknego. Tym właśnie dla mnie jest reggae.

Anthony: Dla mnie reggae to kultura. To styl życia. To jedna z tych rzeczy, która kiedy cię dotknie, zostanie z tobą do końca życia. Łatwo można dostrzec człowieka, który został dotknięty reggae. To prawda. Jeśli porozmawiasz z ludźmi, to każdy opowie ci swoją historię o tym, jak po raz pierwszy usłyszał tę muzykę. Reggae to nie moda. To prawdziwy styl życia. To coś co w pełni mnie odzwierciedla.

Ostatnie słowo to amigo.

Anthony: Amigo znaczy miłość, przyjaźń i jedność. To słowo jest niczym klucz, który otworzył przed nami wszystkie drzwi na świecie.

Chris: Jak dobrze wiesz, amigo to hiszpańskie słowo oznaczające – przyjaciela. Jeśli wszyscy ludzie potrafiliby żyć w jedności i przyjaźni, to świat byłby lepszym miejscem. To było naszym głównym celem, żeby pokazać to w naszej muzyce, czyli pokój, miłość i nieść to przesłanie życia w jedności.

Desmond: Reggae to przede wszystkim jedna miłość, jedno serce, jedno przeznaczenie. Cała starszyzna zawsze o tym mówiła. Od Boba Marleya przez Toots & The Maytals, Ken Boothe i tak dalej. To główne założenia. Jedna miłość, jedno serce, jedno przeznaczenie.

Dziękuję Wam bardzo za rozmowę.

Anthony: Dzięki!

Desmond: One Love!

Rozmawiał Rafał Konert
Bredeene, Belgia, 30.04.2015
Korekta tekstu Katarzyna Dwornik.

Wywiad w wersji audio ukazał się w 726 odcinku audycji Pozytywne Czwartki.

fot. RASTAtrooper

fot. RASTAtrooper

Amigo znaczy miłość, przyjaźń i jedność – wywiad z Black Slate
QR kod: Amigo znaczy miłość, przyjaźń i jedność – wywiad z Black Slate