W chwili gdy

W chwili twojej śmierci
kochankowie spoglądają
sobie w oczy. Muskają
się ustami… pieszczą
językami i wsłuchują
w bicie swych serc.

W chwili twojej śmierci
Jemiołuszka przysiadła
na gałęzi, zatrzepotała
skrzydłami i wbiła
dziób w jagodę
śnieguliczki.

W chwili, gdy twoje
ciało spalają płomienie
krematorium, słońce
pada na twarz dziecka.
Basia, bo tak ma na
imię dziewczynka,
idzie z mamą do sklepu.
Ma przed sobą całe życie…
noce do przetańczenia i
nadzieję do wypalenia.

W chwili, gdy urna
z twoimi resztkami
wędruje w głąb ziemi,
ktoś rozcina nadgarstki
żyletką – ktoś zachodzi
w ciążę.

W chwili, gdy piszę
te słowa, gaśnie
ostatnia z iskier
i nadchodzi
ciemność.


Wywracam na

Wywracam ciało na drugą stronę.
Wysypuję okruchy z dna torby.
Rozchlapuję krew po ścianach.
Tańczę! Pląsam niczym rażony
prądem epileptyk! Wysuwam język.
Jak najdalej tylko; jak najdalej
tylko. Mogę, mogę, mogę.
Rozsmarowuję ślinę na
powierzchni twego oka. Krzycz,
płacz i błagaj o jeszcze. Odrobina
rozkoszy – ucieczki. Rozdarcie
między ciałami i cichy śmiech
bogów, gdy leżymy w kałuży
przemieszanego potu.

Wywracam twe ciało na drugą
stronę. Wkładam palce do nosa,
Zwilżam małżowinę brudną
szmatą; wyrywam kawał
mięsa. Z lewa na prawo szarpię
tym, co ze mnie zostało.
Niewiele, niewiele, niewiele…
Coraz głębiej i głębiej. Jak
najdalej tylko; jak najgłębiej
tylko. Ruch, rozkosz, poczucie
winny i śmiech. Spogląda na
kolejnych produkujących. On
bez powiek i bez imienia
stworzony na potrzeby tego
wiersza, samobójstwa
i całej ludzkości.


Ostatni

Dzisiaj.
Ostatni raz umyłem zęby.
Ostatni raz obmyłem twarz,
przejrzałem się w lustrze
– uczesałem włosy.

Pozostało 9891 kroków.
Nadchodzi seria
spazmatycznych oddechów.
Moje płuca i serce kończą
bieg.
Dotarłem do ostatniej
prostej.

Zimno, ciemność i
nieistnienie.

Chaos.
On tworzy i niszczy.

Trochę mrugnięć i
przełknięć… Nie dotrwam
nawet do popołudnia.
Nie dotrwam do wieczora.
Nie zobaczę spadającej
gwiazdy… przelatujących
samolotów. Nocna syrena
pociągu nie dotrze do
moich uszu.

Podzieliłem się energią
ze światem,
(czasem była ona nawet
pozytywna!)
a teraz przestaję
istnieć na wieczność.

Zero bólu. Smutek
i samotność również
znikną. Wrócę do
czasu sprzed narodzin.

Anihilacja świadomość.

Nim postawię ostatnie
kroki, przejdę przez
pasy na czerwonym
świetle, spojrzę
w oczy kobiecie
w białej sukni i
przypomnę
bolesną rzecz
z przeszłości.

To stanie się
nagle.

Marek Trusiewicz – Trzy wiersze
QR kod: Marek Trusiewicz – Trzy wiersze