[Urodziłem się nagi]

Urodziłem się nagi, ale owinięto mnie w ręcznik,
żeby wytrzeć ze mnie wspomnienia sprzed życia.

Urodziłem się nagi, lecz przyodziano mnie w szaty,
żeby zmyć ze mnie grzechy. Jakie to biblijne.

Urodziłem się nagi, ale wciągałem spodenki,
kiedy chłopaki wołali, żebym wyszedł na dwór.
Nie było nic wygodniejszego do biegania za piłką,
skakania do piłki i uciekania przed psami sąsiada.

Urodziłem się nagi i postawiłem na wygodę,
dlatego ubrałem dres, chociaż nie zapisałem się
do partii dresów, skejtów, ani prawilnych ziomali.
Niestety dziewczęta wolały tych w dżinsach,

więc chociaż urodziłem się nagi – ubrałem dżinsy
i to wystarczyło. Nadszedł czas podbojów i zawodów.
Okazało się, że wygoda nie jest najważniejsza w życiu,
więc tak już zostało, zdarzało się jednak, że nawet dżins

był zbyt nonszalancki, więc na okazje rzeczy ostatecznych,
jak liczne sakramenty (własne oraz cudze) zmuszono mnie,
bym wdziewał garnitur, chociaż urodziłem się nagi
i ze złośliwości (bo ludzie są złośliwi) w nim mnie pochowają.


Wieczne sny

Odkąd spłonął bezdomny sąsiad, nie mogę spać,
chociaż mój sen nie ma z nim nic wspólnego.
Może to wina syren wozów strażackich
tnących miejskie arterie, wołających dym.
Myślę wtedy o wszystkich, którzy mogli spłonąć.

Odkąd spłonął bezdomny sąsiad, nie mogę spać,
więc kiedy śpią inni czuję zapach nocy i wilgoć
powietrza. W zupełnej ciszy słyszę lekki wiatr,
deszcz. Kolory nieba zwiastują wschód słońca.

Odkąd spłonął bezdomny sąsiad, nie mogę spać,
i ciągle słyszę kaszlącego sąsiada zza ściany.
Może jutro pójdę do niego, otworzy mi drzwi
i znajdziemy brakujące liczby na tarczy zegara.
Zapalam papierosa od świeczki, gaszę świeczkę.

Palcami.


Retrospekcja

W zasadzie nie wiem, jaki był początek,
pewnie Bóg przechodził na czerwonym świetle.
(Później duży przeskok do moich sennych wspomnień).

To była wycieczka, jeszcze w latach szkolnych.
Patrzyłem na dziewczynę tak, jak ona na mnie,
ale – mam to w pamięci – wiedziałem, że nic z tego.

Później było różnie, z kilkoma imionami
zdążyłem się zżyć, kilka razy zniknąć;
sen jest zbyt pojemny, żeby iść w szczegóły.

Zainteresowało mnie śledztwo kryminalne
dotyczące kilku morderstw kobiet.
W końcu w sporym tłumie na stronę wziął mnie śledczy

i powiedział, że chciałby porozmawiać. Zrozumiałem wtedy,
że to mnie szukają i że w tej sytuacji robi się gorąco,
ale pozwolił mi jeszcze wziąć porządny prysznic

i zmyć wszystkie grzechy. Tylko jedna osoba stała wtedy obok,
a nawet zbliżyła się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
(Całe mnóstwo rzeczy musiałem wziąć w nawias).

Wtedy się obudziłem, z ulgą, jak zawsze po koszmarze
i po sekundzie, doszło do mnie, że ten sen to prawda.
Z dziur w ziemi wyrasta woda. Zamyka nas na wyspach.


Podróże

Mimo kilku dowodów ciągle wierzę,
że śmierć zdarza się w odległym gdzie indziej.
To miejsce położone gdzieś na krańcach mapy,
gdzie panuje głód, terror i tyrania, a w morzach
żyją wielkie potwory wodne udające wyspy.

Czasem nurkuję w tę ciemność, ale tylko do czasu,
aż wszystko stanie się jasne i umywam ręce.
Wtedy wychodzę na brzeg i trafiam na słoneczną plażę.
Biorę głęboki oddech i czuję się dużo lepiej.

Najchętniej podróżuję nie wychodząc z domu.
Znam dźwięk wiertarki każdego z sąsiadów,
rozpoznaję ich kaszel i kroki na schodach,
repetycje Beethovena grane przez sąsiadkę.
Zamykam drzwi, otwieram okno, wietrzeję.


Odbicia

Stojąc przed lustrem oglądam swoje linie papilarne
i zastanawiam się, co muszę zrobić, by miały znaczenie.
Nie lubię, kiedy coś się marnuje. Za lustrem, za ścianą

wije się rzeka dzieląc kraj na dwie zazębiające się połowy.
Podobno płynie w nas ta sama rzeka – czysta z naszej strony,
zakażona z drugiej. Może przez ten dysonans wokół niej

kwitną cmentarze i asfalt; obwieszczają drogę
i jej zakończenie. Odbijam się od tafli w miejscu,
w którym słowa są krótsze, niż echo. Milkną.

Karol Graczyk – Pięć wierszy
QR kod: Karol Graczyk – Pięć wierszy