Rdza

To jest wiersz dla niezadowolonych.
Zadowoleni wyszli z domu łowić resztki lata,
niezadowolonym trzeba o tym opowiedzieć.

Kaligraficzne znaki białych chmurek
sprzed dwóch dni rozpłynęły się w szarą maź.
Zniknął blask od wewnątrz i wokół.
Tak znikają imiona i nazwy bez znaczenia;
zapomniane, chociaż na końcu języka.

Niezadowoleni narzekają na zbyt słodkie winogrona,
za gorzkie pestki. A przecież rzeczy idealnych
nie ma, limit się wyczerpał. Jest to, co jest.
Przezroczyste światło próbuje zaznaczać cienie.

Przestaję słyszeć perkusję na parapecie.
Uszy słyszą w temperowanej skali.
Reszta dźwięków dała się pogrzebać pod mokrą trawą,
porasta pleśnią. Słychać, jak chrupie rdza.


Nocne notowania

Cassandra śpiewa o księżycu w pełni,
a nam pełnia spada na poduszkę
i robi dzień w środku nocy.

Chcemy dzikości, a litery
wychodzą gładkie i krągłe
jak wypieczona bułeczka.

Język staje kołkiem i ledwie się obraca,
zrywa związki, nie szuka nowych.

W pustej pełni
próbujemy doczekać nowiu bez snu.
Trzeba nam ostrości jak nów, jak nóż.


Akwarela

Roberta prosi, żeby ją zabijać delikatnie,
jakby chciała nas przekonać, że to mniej boli.
Mówią, że nie ma śmierci albo nie ma nas.
Może to i prawda, ale zanim umrzesz, delikatność
może się przydać.

Roberta śpiewa, że zima zamienia się w wiosnę,
a w nas wstępuje nadzieja. Kolejny raz ten cud
ma szansę się spełnić. Ptaki zapomniały o ziarnie
na parapecie, a one wiedzą najlepiej,
czy to już.

Przerzucamy most nad wzburzoną wodą. Po nim
szybciej uda się przejść na drugą stronę zimy.
Więc do what you gotta do, nie ma na co czekać.
Uśmiechasz się i jest wiosna.
Teraz.


Migawki

Koło przeskakuje po parę obrotów; zacina się mechanizm,
kręcimy się jak chomiki.

Skok. Stoimy w śniegu po kostki
i nie ma stamtąd wyjścia, na pewno dobrego.
To się nie może udać, jednak się udaje.

Skok. Ktoś chowa buty, wtedy nie wyjedziesz.
Taka rozpacz zaklęta w tych kawałkach skóry.
Potem patrzysz na niego, nie możesz uwierzyć.

Skok. Kobieta jedzie daleko od siebie
nie chce już być ze sobą, to za bardzo boli.

Skok. Oszukany ptak śpiewa ciemną nocą.
Wiatr jest po jego stronie, głos rozpuszcza się
w czerni.


Nie wiem

Lusterko pękło, a ty odbijasz się
tylko w telewizyjnych oczach kota
(pamiętasz, jak mi zazdrościłeś tego określenia?)

Woda stoi, bo nie ma kto jej burzyć,
i jak to w stawie, lęgnie się
paskudztwo, piękne stworzenia
odpłynęły z nurtem. Dno jest grząskie,
a niebo puste i na wysokościach.

Ty byś wiedział, o co w tym chodzi,
ale nie pozwoliłbyś mi tego napisać.
Nie wiem jest dobre. Czy już wiesz,
skąd ten kurz?

Elżbieta Lipińska – Pięć wierszy
QR kod: Elżbieta Lipińska – Pięć wierszy