Tymczasową pracownię zrobiłem sobie w garażu. Podłogę i regały przykryłem podwójną warstwą folii, na środku ustawiłem stół, obok wielką lampę i skrzynki na narzędzia. Dopiero wtedy zabrałem się za rozbiórkę kominka z salonu. Samo palenisko było jeszcze w dobrym stanie, ale stuletnie marmurowe okładziny zaczynały się kruszyć i odpadać od ściany. Kolejno poprzenosiłem okopcone elementy do garażu dzieląc je na te, które nadają się do powtórnego użycia oraz na te, które trzeba zastąpić nowymi. We wszystkich czynnościach towarzyszył mi Shadow.

Czarny pies jakkolwiek ufny w stosunku do innych, do mnie przywiązał się szczególnie mocno. Niemały w tym udział miały kawałki wędzonej ryby lub surowego mięsa rzucane wprost do psiego pyska. Kiedy kręciłem się po obejściu państwa Courtney, Shadow chodził za mną jak cień. Gospodarze dziwili się trochę tej zażyłości, ale nie protestowali.

Lubiłem jego towarzystwo, intrygował mnie swoją godnością. Jeżeli rację miał Miłosz domyślając się istnienia “esencji psiości”, to Shadow jako przedstawiciel rasy labrador miał tej esencji bardzo dużo. Był od niej aż czarny.

Szorowałem krawędzie marmurowych bloków za pomocą specjalnej korundowej kostki, od czasu do czasu wygładzałem je suchą ściereczką i szorowałem znowu. Czasem używałem szlifierki elektrycznej i wtedy biały pył wypełniał cały garaż, osiadał na moim ubraniu i twarzy. Tak musiał wyglądać Michał Anioł, kiedy rzeźbił swojego Bachusa, Davida, Pietę, Mojżesza i inne figury z mitologii greckiej, rzymskiej i żydowskiej. Biały jak młynarz.

Shadow przyglądał mi się badawczo. Leżał w progu garażu i cierpliwie czekał na moment, gdy zdejmę lateksowe rękawiczki i go pogłaszczę. Na wszelki wypadek, żeby sobie nie poszedł, zagadałem do niego.

Czy wiesz, że Michał Anioł był geniuszem?

Odpowiedzią było uniesienie głowy i wyprostowanie uszu. Było oczywiste, że pies nigdy wcześniej nie słyszał o geniuszach ani o wytworach kultury. Ani o estetyce.

No co tak patrzysz? Ludzie są istotami nieco bardziej skomplikowanymi, mają inne potrzeby, chcą na przykład mieć w salonie ładny kominek, żeby było na czym ustawiać bibeloty. O bibelotach też nie słyszałeś? No cóż, człowieczeństwo różni się mocno od psiości.

Gdybym zamiast szlifierki nastawił płytę z koncertem fortepianowym Czajkowskiego natychmiast zacząłbyś wyć do rododendronów na skarpie. A mnie, gdy słucham początkowych akordów, za każdym razem ciarki przechodzą po plecach. Czuje się tak, jak ty byś się poczuł na widok miski pełnej pasztetówki.

Po ostatnich słowach Shadow uniósł łeb jeszcze wyżej i zrobił minę, jakby miał przemówić. W ostatnim momencie zrezygnował i nie przestając się we mnie wpatrywać położył kształtną głowę na przednich łapach.

W świecie zwierząt nie ma muzyki, nie ma doznań estetycznych i filozoficznych systemów. Nie ma geniuszy i herosów. Nie ma też kłamców i wyrachowanych zbrodniarzy – tutaj macie przewagę nad nami.

Ale zauważ piesku, gdyby ludzie nie byli ani próżni i zachłanni, nadal siedzieliby w jaskiniach, jedli półsurowe mięso, grzali brudne stopy przy ognisku i iskali wszy ze skołtunionych głów.

A jednak ruszyli z tych jaskini i szałasów, chyba w tym samym czasie kiedy udomowili psa. Nie pytaj, co ich stamtąd wypędziło. Czy chęć dominacji, próżność czy potrzeba ładu i piękna. Cokolwiek to było, spowodowało rozwój gatunku i postęp cywilizacyjny. Żeby przeżyć i płodzić potomstwo wcale nie musieli rysować tych rogatych bawołów na skalnych ścianach. Nie musieli wplatać piór we włosy, nakłuwać sobie uszu, wieszać korali i rozmazywać roślinnego soku w geometryczne wzory. Wystarczyłoby, żeby udoskonalili radło i naostrzyli narzędzia do ścinania roślin i patroszenia zwierząt. A jednak zaczęli się stroić, budować domy, wynaleźli koło, wyprawiali się nie tylko po mięso ale po bursztyn, jedwab i barwniki. Grali na bębnach i piszczałkach, dłubali rylcem w glinie, malowali na skórze, kamieniu i na pergaminie. Objawili się pierwsi artyści. To wtedy zaczęło wydobywanie złota i jaspisu, ozdabianie, dekorowanie i upiększanie. Powstanie sztuki to chyba najwspanialsze, co ludzkości mogło się przytrafić.

Nie podchodź tutaj, leż! Wytrzymaj tam jeszcze trochę, zaraz przyjdzie twoja pani zawołać mnie na kawę, wtedy otrzepię się z pyłu i cię pogłaskam, dobrze?

Barbarzyński świat potrzebował sztuki, do końca nie wiadomo dlaczego. Po co Wikingom były ozdoby ze złota formowane w misterne zawijasy? Postęp techniczny wynikał głównie z wymyślania nowych narzędzi do zabijania. Sztuka przez długie wieki służyła indoktrynacji czyli masowemu praniu mózgów. Ale to nic, najważniejsze, że ocalała do naszych czasów. Miło popatrzeć na zabytki, rozdziawić buzię w zachwycie nad kunsztem snycerzy, malarzy i złotników, którzy mając tak prymitywne narzędzia i ograniczoną wiedzę dokonywali prawdziwych cudów, aby tworzyć arcydzieła i zadowolić swojego pana.

Wiedz, że za każdy detal w zamku z mostem zwodzonym, setką komnat i stajniami artystom i budowniczym płacił jakiś bogacz, który najpierw złupił swoich poddanych. Za kościoły z dzwonnicami, dębowe ołtarze i złocone lichtarze płaciła armia bosonogich chłopów oddających klerowi dziesięcinę albo pracująca niewolniczo w klasztorach. Myślę, że twoje pieskie życie jest o sto razy lepsze od życia milionów nieszczęśników wegetujących w cieniu książęcego zamku, opactwa lub strzelistej katedry. Sztuka, a może cała cywilizacja, jest jak nenufar: widzimy tylko piękny kwiat, ale jego korzenie zanurzone są w gnijących szczątkach.

Obracając kamienną płytę na drugą stronę zerkałem na Shadowa. Nadal tkwił na swoim posterunku, trochę znudzony, ożywiał się tylko wtedy, gdy do niego mówiłem.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że bez bogaczy sztuka by nie powstała. Dzięki ich zachciankom, artyści mogli pokazać siłę swojego talentu, zmierzyć się z nowymi wyzwaniami, tworzyć nowe style w architekturze, rzeźbie , malarstwie i muzyce.

Zapamiętaj jedno piesku: potrzeba posiadania efektownych rezydencji i unikalnych dzieł sztuki nie ma nic wspólnego z moralnością. Tyle namalowano scen wzruszających, ukazujących dobro, szlachetność i inne cechy z najwyższej etycznej półki. Na tych obrazach jakiś bohater ginął w obronie ideałów, ktoś oddawał płaszcz biedakowi, kobiety o anielskich twarzach tuliły dzieci do piersi i tak dalej. Sądzisz, że posiadacze tych dzieł, kiedy się już napatrzyli, stawali się szlachetniejsi i zdolni do współczucia? A skądże.

Papież Juliusz II, inicjator krwawych wojen, chciwiec i despota, był pospolitym skurwysynem, ale to jego megalomanii ludzkość zawdzięcza malowidła na suficie Kaplicy Sykstyńskiej oraz posąg Mojżesza. Przy rzeźbieniu takiego kolosa musiało się dopiero kurzyć, nie tak jak tu przy kominkowych kostkach. I wiesz co Michał Anioł powiedział po skończeniu dzieła, kiedy już ostatnia rysa na obliczu rogatego proroka została wypolerowana? Powiedział mu: “A teraz przemów!” Ale Mojżesz nie przemówił. Tylko patrzył z głębin swojego tajemniczego jestestwa, tak jak ty teraz. Choć niezupełnie tak samo, bo Mojżesz nie machał ogonem i nie prostował uszu.

A co w tej historii jest najlepszego? Geniusz! Michał Anioł wielokrotnie upokorzony przez Juliusza, zmuszany przez niego do nadludzkiej pracy, zostawił po sobie dzieło tak wielkie, że nawet szkolne dzieci wiedzą, że największym rzeźbiarzem pozostaje Michał Anioł. Tymczasem imię dziadygi w papieskiej koronie pamiętają najwyżej badacze kryminalnej historii kościoła rzymskiego.

Jeszcze parę minut i przyjdzie Caroline, pewnie już nastawiła czajnik i podśpiewuje jakąś arię, a być może rozmawia z rudzikiem dziobiącym okruszki na parapecie. Albo po raz setny tłumaczy kotu, żeby nie obgryzał sukulentów i paprotek. Wygłasza kotu dydaktyczne pogadanki, jakby znajdowała w tym przyjemność, choć wie, że kot niczego nie zrozumie. Dziwna kobieta, prawda piesku?

Przekładam bloki kamienne, jedne oczyszczam szmatką nasączoną impregnatem, inne układam na roboczym stole, przykładam miarkę, rysuję ołówkiem linie, po których poprowadzę ostrze szlifierki.

A teraz odsuń się, bo będzie sie strasznie kurzyć, idź o tam, pod krzaczek. No zobacz, trzymam szlifierkę w rękach, zaraz będzie hałas. No idź…

Hałas też człowiek ucywilizował: ilu ludwisarzy, lutników, bębniarzy i innych majstrów dostało zatrudnienie tylko dlatego, że jakiś kapryśny książę lub biskup chciał by jego uszy pieściły dźwięki porywiste jak wiatr lub łagodne jak syreni śpiew. Nie zapominaj o kompozytorach. Na przykład Beethoven. Trzeci koncert fortepianowy zagrał po raz pierwszy publicznie, nie mając jeszcze wszystkich nut zapisanych na partyturze. Zamiast nich porobił sobie tylko jakieś szkice i tak grał z wyobraźni i zebrał wielkie brawa, których zresztą nie słyszał. O, Beethoven to był geniusz największy. Nie dlatego, że komponował utraciwszy słuch. On pchnął muzykę o sto lat do przodu, pokazał ludzkości, że zdolna jest do tworzenia wielkiej muzyki. Bo ludzkość nie od razu wiedziała, jaka jest zdolna, musiała się o tym rok po roku, wiek po wieku przekonywać.

Rozmawiasz z psem po polsku? – w drzwiach stanęła gospodyni lustrując pobieżnie, spoza chmury pyłu postępy mojej pracy.

Uczę go słówek.

Ho, ho! Natasza czasem odzywa sie do niego po mołdawsku, a mój wnuk wydaje mu komendy po niemiecku. Jak tak dalej pójdzie, Shadow będzie znał więcej języków niż ja!
Shadow, słusznie przekonany, że o nim mowa, dawał zwykłe oznaki radości merdając ogonem. Patrzył to na nią, to na mnie, sprawdzając czy cieszymy się razem z nim.

Shadow, bądź miłym pieskiem, zaproś naszego majstra na kawę. Właśnie zaparzyliśmy – Caroline zwróciła się bezpośrednio do mnie – przyjdź od razu, zanim Philip zje wszystkie ciastka.

* * *

Wróciłem z jadalni i korzystając z tego, że mam czyste ręce, przykucnąłem przy czekającym psie i pogłaskałem go po lśniącej sierści. Shadow wydawał się jakiś nieswój. Co ci jest, Szadołku? Coś taki poważny? Może kiedy piłem kawę, przestraszyła cię sarna wyskakująca z krzaków? Mogłeś na nią szczeknąć. Ty nigdy nie szczekasz. I nic nie mówisz. Jesteś najbardziej przemądrzałym niemową jakiego znam.

Wszedłem do garażu i zabrałem się do pracy. Z krawędzi płyt usuwałem brud i resztki starych spoin dbając, żeby nie zarysować dłutem wypolerowanych płaszczyzn.

O czym ci ostatnio mówiłem? A, o tym, że genialni artyści wytyczają drogę swoim następcom. Podobnie myśliciele, filozofowie i prorocy. Tylko, że oni nie zostawiają po sobie żadnych przedmiotów, tylko idee i systemy filozoficzne. Następni myśliciele dokładają swoje pomysły na to jak zbudowany jest świat i tak rośnie warstwowo ten cały filozoficzny galimatias. Dziedzictwo kulturowe czyli inaczej mówiąc wytwory ludzkiej wyobraźni. W większości ciekawe, nawet fascynujące, ale nie do tego stopnia, żeby traktować je jak fetysz, żeby przed nim padać plackiem. Niestety większość ludzi pojęcia zaczerpnięte z przekazów kulturowych traktuje jak rzecz ostateczną.

Dasz wiarę piesku, że są ludzie, którzy czczą wytwory własnej wyobraźni? No tak! Latami trenują bojaźń i drżenie przed zmyślonymi duchami, bo grupa cwaniaków wmówiła im, że rozmowa z duchami jest najwyższą, kurwa, formą człowieczeństwa. A przecież nie ma jednej miary na człowieczeństwo, ani wzornika wzniosłości. Nie wiem, czy od religijnego opętania nie lepsze jest przemawianie do rudzika na parapecie albo śpiewanie operowych arii sukulentom i paprotkom.

Tak, w ludzkim świecie jest mnóstwo szaleństwa i wzajemnej wrogości. Nie masz nam czego specjalnie zazdrościć. Bądź sobie tym czworonogiem. A wiesz co jest najgorsze? Że cywilizacji nie można zanegować bez popadania w śmieszność. Nie możemy być na powrót dzicy, choćbyśmy nie wiem jak się starali. Rodzimy się i umieramy w cywilizacji.

Od ciągłego mówienia, kamienny pył zaczynał zgrzytać mi w zębach. Chodź Szadołku, przejdziemy się na spacer, popatrzymy na ogród, niech nas wiatr owieje. Wszystko już wyczyszczone i przycięte na wymiar, jutro będziemy dopasowywać i składać w całość. Niech kurz w garażu opadnie, mniej się naniesie do salonu.

Ruszyłem przodem, po drodze nachyliłem się nad ogrodniczym wiaderkiem z deszczówką, umyłem twarz i ręce, pies dreptał za mną, ale bez entuzjazmu. Nadal miałem wrażenie, że coś go trapi. Wiedziałem, że nie była to żadna fizyczna dolegliwość. Sierść mu błyszczała, ogon miał uniesiony na zwykłą wysokość, nos zimny. Był to raczej problem natury psychicznej a nawet intelektualnej. Ten ostatni domysł wymaga pewnej brawury, ale kto udowodni, że w kształtnej głowie czarnego labradora nie zachodzą głęboko skrywane procesy myślowe?

Przeszedłem przez podwórze, minąłem samochody i wszedłem w gęstwinę, tam gdzie dziki ogród zmieniał sie w regularny las z paprociami, omszałymi konarami, jelenimi ścieżkami, szczątkami rozszarpanych ptaków i głazami wystającymi spod listowia. Zatrzymałem się pod rozłożystym klonem, który o tej porze roku jarzył się pożółkłymi liśćmi jak gigantyczny lampion, rozpiąłem rozporek, żeby sobie ulżyć po dwóch kawach. Spojrzałem na Shadowa, który nawet tu mnie nie odstępował. Stał czarny i lśniący naprzeciw mnie ubielonego marmurowym pyłem. W jego oczach wyczułem zniecierpliwienie, a nawet pewną złość, że oczywistego pytania nie może zadać głośno.

Ach, o to ci chodzi? Pytasz, dlaczego mając do dyspozycji cztery łazienki w domu państwa Courtney przychodzę pod drzewo?

Błysk w oczkach i machnięcie ogonem wystarczyły za potwierdzenie domysłów.

Tobie pierwszemu to powiem: sikając tutaj czuję się całkowicie wolny, a zawsze chciałem być wolny. Ten ciepły strumień wzmacnia mój związek z przyrodą, może nawet z utraconą zwierzęcością. Sikanie z dala od porcelanowych muszli to nie żaden kaprys, to obrona konieczna. Przed czym? Przed wynaturzeniem, czyli zapomnieniem, skąd się wziąłem. Trawa, las i moczolubne krzaczki to moje środowisko, dopóki je mam pod stopami i mogę sikać z dala od ludzkich oczu – wiem, że życie ma sens. Dzięki tej banalnej czynności – mówiłem zapinając guzik spodni – utrzymuję równowagę między kulturą a naturą. Nie chcę się wyrzec dzikości, bo ona we mnie tkwi. Gdybym się wyrzekł i uznał wyższość kultury, pewnie bym cię nawet nie głaskał za uszami, nie rzucał ci patyka do aportowania i nie przywoził łososia w szeleszczących torebkach. Wiem, zabrzmi to okrutnie, ale prawdopodobnie uznałbym, że twoje marne psie życie toczy się w cieniu naszej wspaniałej cywilizacji. O, niech mnie złocisty klon chroni przed takim mniemaniem. Chodź Shadow.

Mirosław Drabczyk – Shadow w cieniu
QR kod: Mirosław Drabczyk – Shadow w cieniu