Szymon nie do końca zarejestrował, że zostawili go na całą noc przywiązanego do krzesła. Był w kompletnej rozsypce i nadal płakał. Płakał za nią. Za niewinną twarzą małej Eleny, za zabawą w chowanego, za wdrapywaniem się na drzewa. Za chwilą na bankiecie, kiedy powstrzymał ją przed odjazdem autem Michała i za wieczorem spędzonym w jego domu. Za momentem, kiedy kupował dla niej tę zieloną suknię i za jej uśmiechem. Za tymi krótkimi chwilami przy winie, kiedy oboje zapomnieli o wszystkim co ich otacza. Za trzymaniem jej w objęciach, kiedy naprawdę tego potrzebowała. Wiedział, że tego potrzebuje. Nie musiała tego mówić. Trzymanie jej w ramionach było największym darem, jaki mógł dostać. Uspokoił oddech wspominając zapach jej włosów i czując ciepło jej skóry. Siedział ze spuszczoną głową i zamkniętymi oczami. Jedynie wyobraźnia przez chwilę sprawiała mu przyjemność. Niestety, gdy tylko o tym pomyślał przed oczami znów miał Helenę z pokoju hotelowego i ze swoich koszmarów. Przypomniał sobie też wyznanie odnośnie mordowania. Nie przyszło ci do głowy, że w całym swoim popapranym życiu tylko to sprawia mi przyjemność i tylko to daje mi poczucie, że robię coś pożytecznego? Te ciemne obrazy nasunęły mu myśl, że za tym wszystkim musi kryć się coś większego. Nie chciał wierzyć, że Helenie tak łatwo przyszło zabijanie i nie chciał wierzyć, że wykonując daną zbrodnię czerpie z tego przyjemność. Sam do końca nie był pewien jak zabił tego młodego w hotelu. U niej musiało być podobnie. To jakiś rodzaj zamroczenia, na pewno. Próbował się uspokoić, ale w zasadzie nie musiał. Był na tyle wykończony, że nawet nie był w stanie już płakać, ciężej oddychać, spinać mięśni. Czuł już totalnie nic. W jego głowie przewalało się tysiące myśli, a jego ciało pozostawało bierne. Z całą tą gonitwą myśli w końcu zasnął, ale w głowie nadal pojawiały się obrazy. Otworzył oczy czując na policzkach przyjemny ciepły wiaterek. Niebo nad nim miało kolor fioletu, a nieopodal słyszał szum fal. Poruszył dłońmi, które miał ułożone wzdłuż ciała, a pod palcami poczuł delikatny i ciepły piasek. Usiadł powoli, dostrzegając przed sobą czerwony zachód słońca, a tuż nad brzegiem cień kobiety. Włosy, tak jak i chusta narzucona na ramiona powiewały delikatnie z wiatrem. Podniósł się z piasku i zaczął powoli iść w jej kierunku. Wiedział, że to ona. Jej orzechowe włosy unosiły się, po czym opadały łagodnie na oliwkową skórę. Widział zgrabny kształt jej ciała i wyobrażał sobie jej rozmarzony wyraz twarzy. Czuł spokój. Żadnych zmartwień i wiedział, że i ona jest spokojna. Cały obraz był w kolorze pomarańczy i fioletu. Jedyne czego pragnął, to wziąć ją w ramiona. Podszedł na tyle blisko, że wystarczyło nachylić się i ucałować jej ramię. Mógł opleść jej ciało ramionami i zostaliby w tej pozycji podziwiając zachód. Nie chciał, ale odezwał się. – El? – i nie wiedzieć czemu od razu poczuł niepokój. Gdy tylko wypowiedział jej imię, widział tamtą scenę. Nie pomylił się. Kobieta odwróciła się z przerażeniem w oczach, trzymając w ręce męskie przyrodzenie. Zachłysnął się powietrzem i wyrwał się ze snu, przewracając się razem z krzesłem. – O! Nasz bękałrt się obudził. – Zaklaskał Dionigi. – Odwiąż go. – Nakazał karkowi, a ten posłusznie wykonał jego polecenie. – Musisz się umyć, żeby dostać śniadanie. – Śniadanie? Szymon poczuł jak bardzo mgliście, ale jednak, pojawia się w nim energia. Jego umysł podrzucił mu od razu obraz suto zastawionego stołu. Z kawą, świeżym pieczywem, dużą ilością mięsa i warzyw. Widział jak smaruje pieczywo świeżym masłem, a potem wypija szklankę soku do dna. Jakiś drugi głos w jego głowie chciał wymazać te obrazy i oszczędzić mu nadziei, ale ten pierwszy był silniejszy. Już zdążył wyryć w jego brzuchu ogromną dziurę i naprodukować nadmiar śliny w ustach, która mieszała się z krwią i powodowała odruch wymiotny. Było mu niedobrze od własnej wydzieliny, która nie chciała dać się przełknąć, choć gardło usychało pozbawione nawodnienia. Wstał z pomocą karka, który pomógł mu w drodze do drzwi. – Przed nami podłróż. Stałry, to znaczy don, chce cię już widzieć i musisz jakoś wyglądać. – Mówił niczym dobry wujek, a przecież to on doprowadził go do tego stanu. Zanim opuścił pomieszczenie, w kieszeni Dionigiego rozbrzmiała komórka. Wyjął telefon i zerkając na ekran odebrał obojętnie. Po chwili jednak jego twarz się zmieniła. Kark stał razem z Szymonem i czekali. Szymon widział już nieco lepiej, ale ledwo stał na nogach. Dionigi słuchał chwilę w skupieniu, po czym odparł do swojego rozmówcy – Cieszę się, że do mnie dzwonisz. Możesz mnie też na siebie naprowadzić, jeśli podasz mi dokładniejsze dane? Halo? Elena? – Odsunął aparat od ucha, a Szymon ledwo zapanował nad swoimi emocjami. Rozmawiał z nią. Gdzie jest i co robi? Nie mógł o to zapytać, więc tylko słuchał i patrzył. – Kułrwa mać! – Dionigi wyraźnie się wściekł. Podniósł wzrok na Szymona, a potem jeszcze bardziej wściekły wydarł się na karka – Na co tu jeszcze stoisz?! Wypiełrdalaj z nim!

(fragment niepublikowanej powieści)

Rita Włodarczyk – (H)Elena
QR kod: Rita Włodarczyk – (H)Elena