Dziewięć zdań na wypadek śmierci

Ci dwaj to dwa wiatry zabłąkane w wielkim domu.
Ścigają się po pokojach i strychach.

Od jednego ojca wiatrów pochodzą,
z tej samej wiatrowej krwi są.

Jeden z nich mógłby wiosną
wypaść przez okno i nigdy nie wrócić.
Ale wtedy drugi pewnie zawiałby się na śmierć.

Więc żyją. Milczą do siebie przez ściany z powietrza.
Król wiatrów prawy i książę wiatrów lewy.

Z uporem próbują wynaleźć lustro,
w którym przeglądały się nawet wiatr.


Warsztaty z umierania

Niechcący zapisałem się na warsztaty z umierania.
Zajęcia odbywały się w różnych miejscach i w różnym czasie.
Początkowo niektórzy mówili, że to tylko kurs weekendowy.
Później okazało się, że potrwają trochę dłużej.

Właściwie nie do końca wytłumaczono nam,
na czym polegają warsztaty.
Mieliśmy jakieś mgliste podejrzenia,
część z nich później się potwierdziła.

Mówiono nam, że sami wszystko zrozumiemy.
Więc po prostu żyliśmy.
Myliśmy zęby, chodzili do pracy. Czytali książki.

Z lekkim zdziwieniem zauważaliśmy,
że z czasem wypadają nam włosy,
przygarbiają się sylwetki.
Niektórzy z nas gdzieś przepadali.
Więc jak umrzeć – pytaliśmy – jak umrzeć?
– Tak jak się żyło – odpowiadał Wielki Trener – Tak jak się żyło.


Zdjęcie

Pan C. postanowił kiedyś
wyretuszować zdjęcie
przy pomocy komputera.

Na zdjęciu, szczególnie
w jasnych obszarach,
widoczne były ciemne
ospowate plamy.
Skutek brudu,
który przykleił się do matrycy.

– Wiesz już jak to zrobić –
powiedział mu zaprzyjaźniony grafik –
ale im więcej będziesz usuwał brudu,
tym bardziej będziesz powiększał zdjęcie.
Bo wtedy zauważysz nowe plamy do usunięcia.
I to co ci się wcześniej
wydawało niewinną czarną kropką,
albo czymś zgoła niezauważalnym,
teraz stanie się męczącą oczy czarną plamą.

– To chyba niemożliwe – powiedział Pan C.
i poszedł zabrać się do pracy.
Ale stało się tak, jak powiedział grafik.
Im dłużej Pan C. retuszował zdjęcie,
tym bardziej je powiększał.

A wtedy wyłaniały się nowe plamy,
całe ich gromady i konstelacje.
Od tej pracy bolały Pana C. oczy,
a czasem i dusza. I zdjęcie,
które miało zająć chwilę,
Pan C. obrabiał przez całe życie.


Partyzant

Miał w oczach nieskończoność.
Nic stąd nie należało do niego
i on do niczego nie należał.

Żył z wami bez was, był obok.
Może posłano go tu z góry,
żeby zapalił kilka iskier
w kilku oczach.

Żeby przekradał się obok was,
muskał wasze ciała jak wiatr.

Wielkie sprawy nie trzymały się go,
odpadały od niego
niecierpiące zwłoki zdarzenia.

Gubił zapisane kartki,
zapominał numery telefonów.

Do ostatniej kropli zapisywał
sobą świat, rozdawał siebie
na wszystkie strony.

Przełamywał się każdym oddechem.


Wiersz

Wiersz jest lepszy od tego, kto go napisał.
Pióro ma lepsze serce niż ręka.

Poeta robi krok i przerzuca siebie tęczą,
zamaszystym łukiem do krainy,
w której czasem bywa, a prawie nigdy jest.


***

Leżę wyrzucony na brzeg,
owinięty w żagiel z gwiazd.
Zobacz jak bardzo
jestem pojedynczy teraz.

I że w tęsknocie
nie prześcigną mnie
najdalsze mgławice.

Zobacz, że mam
otwartą ranę w boku
po wyjętym żebrze.
A więc żebrzę
o okruch ciebie,
błagam o strzęp światła.

Nie tul już powietrza po mnie,
zabłąkaj się nieśmiało w moje strony.
Przetnij mi niechcący drogę.
Upuść nieopatrznie jakiś przedmiot,
który mógłbym podnieść.

I chcąc zwrócić,
zabłąkać się nieopatrznie
w twoje usta.


Wniosek

Złożyłem wniosek o oddech
do Ministerstwa Życia.

Uprzejmie proszę o oddech
niezbędny mi w celu dalszego życia.
Oddechu obiecuje używać
oszczędnie i nie nadużywać.
Dobrze znam jego cenę
i nie zamierzam być
w kwestii oddechu rozrzutny.
W przypadku nadwyżki powietrza
(gdyby się taka zdarzyła)
podzielę się nim z uboższymi od siebie.
Jeśli nie mogą Państwo inaczej,
gotowy jestem za oddech
zapłacić własnym oddechem.
Uprzejmie proszę o odpowiedź
i łapczywie wdycham resztki powietrza.

Z poważaniem.
Zwykły (to znaczy związany) człowiek.


Miłość

Już jako dziecko zauważył,
że życie składa się z niewielu
heroicznych chwil.

Otwieranie okien, zakładanie skarpetek,
przemywanie twarzy.

Przez resztę dnia prawie
wszystko podobnie.

A jednak z biegiem lat
spostrzegł, że jest coś,
co może temu wszystkiemu
nadać sens.

I jeśli podawał komuś szklankę wody,
dodając właśnie tego,
sprzątał ze stołu właśnie z tym,
albo uśmiechał się do kogoś,
mając to w oczach,
to były to czyny godne
świętych, błogosławionych
i aniołów niebieskich.

Hubert Czarnocki – Wiersze
QR kod: Hubert Czarnocki – Wiersze