znów zaczyna się
przeszłość

Tadeusz Różewicz [znów zaczyna się]

Wyprowadzam oczy na spacer, od jakiegoś czasu dziwnie krótkowzroczne. Wszystko stanęło nagle w jednym kręgu: las, miłość, błahostki, prawdy (niby jednej nie ma, a jednak mi żal). Powoli i gdzieniegdzie słychać, że idzie wiosna.

Niektórzy uwierzyli w to za bardzo, wyjęli prochowce i zdjęli czapki. To wszystko co roku odbywa się zbyt wcześnie i trochę nad wyraz. A jednak ludzie mają tupet, by wierzyć w nadejście tego, co ma nadejść.

A ja wcale nie jestem pewna, czy zima kiedyś się skończy.

W moim lesie wciąż biało. Bazgrzę sobie po ścieżkach, tworząc tajemne pismo. Zdarza mi się, że w ogóle nie widzę lasu, a jedynie twoje myśli. I wydaje się wtedy, że człowiek widzi tylko to, co myśli. Najczęściej patrzę na twoją nieobecność, przylepioną gdzieś pod twardą powieką. Przywołuję cię myślą i białymi szlaczkami, licząc, że twój kalendarz także stanął na tamtej dacie.

I tak wpadłam w dziwną ezoterykę przeszłości. Dziennice, tygodnice, święta umarłych. Drzewa zamknięte w korach, kwiaty zatrzaśnięte w pąkach. Oczy zapadnięte w dołach.

Dlatego chyba lubię zimę. Świat zredukowany do bieli. A wiosna wymaga wielu słów.  Obecność, z którą trzeba coś zrobić. Jak bardzo chciałabym być drobiazgowa i lekkomyślna, by zmieścić przyszłą wiosnę w dzisiejszej zimie.

Chodzę i powtarzam wciąż te same śmieszne kroki. Wydycham nadmiar czasu. Przyszłość jest tylko stałą trasą spaceru.

Śnieg już topnieje, a pod pokrywą te same ptaki (ptaszyska).

Muszę wreszcie spisać od myślników wszystkie moje nadmiary. Zająć wobec ciebie stanowisko. Otulić zmarznięte i niedokochane ptaki.

Powoli i gdzieniegdzie słychać, że idzie wiosna. Niektórzy uwierzyli w to za bardzo, sąsiadka powiesiła ogromny wieniec na drzwiach, który zdaje się być wcieleniem wieńca wiosennego

I znów zaczyna się przeszłość, bo nie pierwszy raz to widzę.

Czas jest gęsty jak syrop z dmuchawców. Znów zaczyna się teraz i nie wiadomo co z tym zrobić. Kolejny oddech niczego, a jednak się żyje. Idę dziś tą samą ścieżką i już wiem, że robię to po raz ostatni.

Bardzo tu biało i smutno. I znów nie wiadomo, czy smutek mieszka w brzuchu czy cały świat jest brzuchem.

Przysiadam na kamieniu, choć wcale nie mam ochoty na zakończenie. Czuję jednak, że rytm opowieści zwalnia (albo nigdy się nie ruszył). Na kamieniu szukam tamtej zeszłoroczności. Bo przecież kropla drąży skałę. Ale dla niej nie jestem nawet kroplą.

A jednak skapnęła. I nagle znów cię dostrzegam.

Smakuję, już wiem – syrop z dmuchawców.

I co z tym teraz zrobić.

Olga Żyminkowska – Syrop z dmuchawców
QR kod: Olga Żyminkowska – Syrop z dmuchawców