Staliśmy

pod ciemnym zimnym drzewem
reszta świata była daleko
całe światło było daleko
przed nami


Na safari – bizon chętnych nie brakuje

westernowy wóz upchany po szczeble
ludzmi wjeżdża między agroturystyczne widoki
kurozwęckich pałacowych posiadłości

młode o jasnej sierści zajęte igraszkami
starsze patrzą jedzą wylegują się dzień mija monotonnie
kolejna klatka z ludźmi wieziona przez pastwisko

chwila i brama zamyka się tak jak się otworzyła
łąki zostają po stronie bizonów ludzie podążają pod parasole
reklamowanej restauracji w menu obfity wybór

bizon na zimno bizon gril w cieście rosole
pełne walorów carpaccio stoliki oblężone chętnych
po przejażdżce wcale nie brakuje


Wiesz ile morza nosił w sobie?

gdy stanął
po raz pierwszy
z nim
twarzą w twarz
miał je
całe
w oczach


Głupia

mucho chciałaś do mnie tak
namiętnie że jeden
klaps wystarczył


Wielkie halo w papierniczym

ludzie z tego
i zwierzęta z kalendarza roku przyszłego
który właśnie rozciął mi rękę
gapią się
na portfel ze skóry

i żywą na nim krew


Jabłoń w ogrodzie ma znaczenie

trafimy dzięki niej do cmentarzyska jeży
ptasich łebków i porzuconych żuchw z ocalałymi zębami

odkupioną ziemię uznajemy za naszą
i ze zdziwieniem za naszą nie całkiem

odkąd siejemy nasiona i rękami wygrzebujemy
kości i czaszki poprzedników terenu

stróże prawa polegli ale dają znać i trzeba się zmierzyć
z pytaniem dziecka co to gdy dłubie palcem w oczodole

okiem sięgam w żywot jabłoni i swoją rękę z dojrzałym jabłkiem
nic się nie zmieniło od tamtego nie myśl zerwij ugryź


Z lepiechem

zaczynaliśmy długo po Wielkanocy
zaraz za gospodarstwem Jantosi (miała piękne imię
ale wtedy nikt tego nie rozumiał. podobnie było ze starą Jaźbitką
i dopiero co urodzoną moją siostrą – jedno wspólne Elżbieta)

Jantosia nie miała dzieci za to przychodziły
z połowy wsi byle zrobiło się cieplej

ostry szelest szuwarów rozcinał
dziecięce palce
ale środek w plastrze tatarskiej trawy był słodki
do wyssania
jak krew

niby nic takiego ale lubiliśmy to robić
taki przerywnik podwórkowych zabaw

w okolicy zielonych świątek
lepiechem zajmowali się też dorośli
na progi pod nogi
niech się darzy niech się odczarzy

Nadieżda Siemionowa twierdzi że na tym
życie polega: kto kogo zje

zalewam kłącze wódką leżakuje
piję rozcieńczone na czczo

niech nie zje
mojego środka to co jest we mnie w środku

niech znów będzie słodko
niech znów będzie słodko

Marzena Mariola Podkościelna – Ptak i inne wiersze
QR kod: Marzena Mariola Podkościelna – Ptak i inne wiersze