Miasteczko

idąc czytał drzewa i ptakom wierzył
brał do oczu połacie zamieszkałe
domy widziane od podwórzy
dachy biegnące ku słońcu
pochylone

miasteczko było domem obcym
w którym ludzie nie mówili
do siebie dniu dobry
i mijali się w zamyśleniu

może łatwiej im było zaglądać
do koszy i kontenerów gdzie
na spodzie leżało bogactwo
którego nie chcieli zdobywać

może łatwiej było im witać nędzę
którą wybrali bez przymuszenia
jej twarz szarą bezzębną i ślepą
przed którą nie mieli tajemnic
w którą wierzyli uparcie
że ona ich kiedyś zbawi


Domki Farne

jak kładzie się czas
jak maleją dachy a domy
zakrzywiają się w osi

kulejąca dziewczyna
rozmazuje palcem słońce
na wargach ma wieże
wielu kościołów w których
przetańczyła niejeden różaniec

jak ciaśnieją ulice poskładane
z domków każdy większy
połyka ten spadzistoziemny
gdzieś zakręca widok
ucieka w zaułki
wchodzi w sień bez światła
bez okna bez ruchu

za szybą stoi starzec i ogląda
wszechświat jak żyły na rękach
jego dalekie wyprawy
od ściany do ściany
są ucieczką w bezkres
i miłość dotkniętą
do bezmiaru miazgi


Widok z okna

odeszły kuliste czerwienie
potoczyły się po nasypie
ktoś na rowerze
próbował je zepchnąć

ludzie płynęli z kościoła
na łodziach łódkach pontonach
cała ulica wzburzona cienką
kreską

gdzieś zawodziła syrena
umierał ktoś albo tylko
rozbijał ból drewnianym
młotkiem

stare kobiety w oknach
czule muskały chodniki

widok z ich okna?
tamte kuliste czerwienie
ludzie z kościoła
i rozpacz


Pustelnia

szedłem ulicą wieczorem
pustelnia pomyślałem
ktoś zapytał przy ilu osobach
mógłbym zatrzymać się
by usłyszeć słowo

a kamienice też milczały
przeżyły już tyle śmierci
widziały słyszały

szary jak to miasteczko
niespełniony jak ono
udaję kogoś kim nie jestem
schylam się by podnieść kamyk
podnoszę duszę zwykłości

o tej porze ptaki są takie głośne
zbierają się wołają nie kłamią
i drzewa w których przekroje
zaglądam i ziemia i szarość

pękają myśli które miały mnie
zawieść tam gdzie dalekość
ruchliwość a ja słyszę tylko
stukot pociągu który przybywa
z wiatru powiewem


Piosenka

w moim miasteczku
przystanął wielki świat
ktoś położył mi rękę
na barku
ktoś uśmiechnął się
powiedział coś
nie dosłyszałem

na moim podwórzu
przystanął ktoś
miał opuszczoną głowę
ptak wołał przebiegał kot
w zamyśleniu śledziłem
zamiar

w moim miasteczku
nieznanym i ważnym mało
gdzie bohaterowie
piją wódkę z tchórzami
dziwny przestwór toczył się
zaułkami i odbijał
od oczu mijanych

w moim miasteczku
stolicy wszystkich miast
miłość walczyła ze zdradą
piękna maria oddała się
ojcu wszelkich cnót
który znalazł w niej
dalekie kraje

w moim miasteczku
gdzie słychać monet
dźwięk i gdzie pięści
idą przed sławą
ktoś pojawił się
z odległych dróg

nikt go nie znał
choć każdy wielkość czuł
idącą wraz z nim ulicami

Janusz Urbaniak – Pięć wierszy
QR kod: Janusz Urbaniak – Pięć wierszy