Pomysł

opornie przygotowuję się do tęsknoty

moja mama całe dnie leży penetrując podwórka
pogmatwanych chorobą zaułków pamięci
jest tak zajęta
że trzeba dbać o jej podstawowe potrzeby
niekiedy zapomina że siedzę tuż obok
wtedy łyżką zmiksowanego krupniku
budzę ją do współistnienia

znam to z pradawnej autopsji

jako siedmiolatek wdrapałem się na dach kotłowni
ciesząc się jakbym zdobył ośmiotysięcznik
na dole matka obiecywała mi najstraszliwsze kary
włącznie z dyscypliną ojca „kiedy zjedzie z terenu”
śmiałem się zapatrzony w osiedlowy krajobraz
dopóki żołądek nie nastroił uszu do słyszenia
matka czekała ze słabo skrywaną obawą
z ciepłą zupą
i mydłem bambino

dziś ja czekam i gadam jak nakręcony
choć przez blisko pięćdziesiąt lat
najczęściej milczałem
potem myję jej ciało
karmię
może wróci
może znów będzie
jak dawniej

ostatnio wpadłem na pomysł
aby ponownie wgramolić się na dach kotłowni


Z ławki rezerw (gwiazd)owych

Zazdroszczę ci bracie. Nie wysiadłeś na zaludnionej
stacji. Choć czekałem na peronie, gotowy do meczu.
Nie szkodzi, że wkrótce się
zapomniałem. Kiedy podałem futbolówkę na skrzydło
gdzie miałeś zająć pozycję, przecięła pustkę i pękła
pod przejeżdżającym starem. Była spod lady.
Potem długo musiałem kopać gumową,
obciachową plażówkę.

Zazdroszczę ci bracie. Nadal podążasz w gwiazdy,
natomiast mnie, zarzyna tutaj niebo-
ski Chronos. Mebluję wydzierżawioną przestrzeń,
trumnami. Zniczem celebruję tabele wszech-
strachów przed degradacją. W żonglerce snu nocy
wietrznej, studiuję hieroglify ciał
niebieskich, gdzie ty, uwolniony z białego
pudełka, trzymasz pod pachą moją, przechwyconą
nadziemską robinsonadą* piłkę.

Zazdroszczę ci bracie. U ciebie nadal koniec
lat siedemdziesiątych. Przed tobą: rozgrywki
podwórkowej ekstraklasy, Espania 82, awans Wielimia
do trzeciej ligi. W kosmosie, nawet Heraklitowi
inaczej płynie rzeka, a strefa spadkowa oddala się
na kilka sezonów świetlnych.

Zazdroszczę ci bracie. Niezaistnienia
w istnieniu. Nobilitacji do wyższej ligi
przemienienia. Kiedy już udławią mnie cienie
meczów przyszłych, pobiegniemy razem, w ataku
na bramkę legionu mareny. Fleszami zalśni
Camp Nou, wzniesiony tuż za rewersem
sklepienia. Tam po gwiazdorsku przedawnieniu
żadna centra nie ulega.

* W żargonie piłkarskim Robinsonada odnosi się do zagrania, a właściwie interwencji bramkarskiej. Określenie to pochodzi od nazwiska angielskiego golkipera Derby County i Southmapton – Johna Williama Robinsona. W 1899 roku podczas jednego ze spotkań Robinson zaprezentował zagranie, jakiego piłkarski świat dotychczas nie widział. Rzucił się do lecącej po ziemi piłce z poziomo ułożoną sylwetką i wyciągniętymi rękoma.


Elegia trzynastomarcowa

świt czarny jak komin krematoryjny
po nieprzespanej nocy na jeden dzień
stwarzam boga aby nie bluźnić
tylko do obrazu
mentalny konzentrationslager bez możliwości
desperackiej zasmażki z mózgu
na drutach

początek czterdziestego czwartego apelu
jak pierwszy rozdziera krzyk oniemienia
przeklinam ejakulację ojca
przeklinam ból jaki zadałem matce
nim łyknąłem pierwszy haust świadomości
przepraszam własne dzieci
za pomnożenie istnienia

wokół dymią pogorzeliska
po wieżach babel i liryka przechodzi
w skowyt deliryka
nic tu
po mnie
dla mnie
gonitwa za wiatrem
i rozdeptany paproch jaźni

patrzę w zacharkane żółtą flegmą słońce
recytując z pamięci dwudziesty rozdział
Księgi Jeremiasza
od czternastego po osiemnasty werset
rzęzi podduszona lufcikiem jutrzenka

13.03.2017


Dendrologia na czas ostateczny

Skoro wykiełkowałeś nie myśl,
że uciekniesz. Zanim wystrzelisz
smukłym pniem w obłoki twój rdzeń
przepowie przyrosty, ukorzeni, wkomponuje
w jakieś Borne. Ufność młodnika jest wątła
i krótkolistna. Beztrosko zabiega o każdą pieszczotę
lśnienia. Drwi ze starodrzewnej wiary pierwotnego
gaju. Stroszy gałązki, na przekór legendom posuszu*
butwiejącego na bagnach. Taka już ściółka
naszego losu. Jeszcze w komórkach cieńkościennych
nosisz żwawą treść, a już słój po słoju drewniejesz
do studium rozkładu. Coś zarasta, choć w głębi łyka
nadal pielęgnujesz drżenie świeżego pędu.

Na ugorach rozpasane, dziewicze nasiona
dobywają przestrzeń. Zasiewy następnych,
którzy nie pojmą twego lasu. Więc martwiejesz
z rozdziawioną dziuplą w niemej jeremiadzie.
Bo żaden liść nie opadł do adresata
i próżna każda żywica, roniona rzewnie
nad gehenną runa. W niej twoją osobność
przemielą podziemne zapomnienia. Tam jedynie
anonimowy robak nie umiera**.

* Stojące, martwe drzewo.
** Ewangelia Marka 9:48


Przechrzta

kiedy moja mama odejdzie
stanę się prozelitą
nowej (nie)wiary

stara
okaże się marnym plagiatem
manifestem bojaźliwych heretyków
nucących teoryjki
w piwnicach kongregacji

drogi
przemielą się w bezdroże
cztery strony świata
zbiegną w jeden
bez-cel

wtedy narodzi się
co pocznie z lęku
i będę mógł zrobić z sobą
co tylko zechcę

luty 2020


Kolonia Restituta

urodziłem się 28 lat po wojnie
zanim czas przyśpieszył
było to zamierzchłe
niczym opowieść z zadżumionego lasu
teraz jest inaczej
28 lat temu
odeszła do podręczników histerii selektywnej
rodzima klechda o wspólnocie

to raptem
takie wczoraj
a już
na skutek przeholowania dopierdalaczy
z życia-wstaję
do zmarłych

z wytatuowanym pikselami numerem
pobieram lekcje balansowania
w obcojęzycznym landzie
gdzie naćpani chińszczyzną
skaczą do gardeł przekarmionym
łatwowiercom spod second handów

już nawet nie wymawiam jej imienia
przemielonego w żuchwach
populistycznych dewotów
które białokraśnieje na okadzonym szyldzie
i buja się w takt mazurka
na rdzewiejącym ćwieku

tymczasem pod bazyliką Lidla
z bejsbolem przy czaszce
zmuszają mnie
mówić o niej
wyłącznie dobrze

czyżby umarła?

2017


Trzecie oko

tamtego słonecznego dnia
w moim prawym oku
rozsiadła się czarnym zadem noc
(z podejrzeniem tej wiekuistej)

leżąc w szpitalu pocieszałem się:
podobno bywasz poetą
zatem masz jedno w zapasie
rachunek prosty – jedno lewe
plus deklarowane trzecie
i nadal się mieszczę w przypisanej dwunogom
średniej arytmetycznej

podszedłem do okna z widokiem na prosektorium
w dole
dwaj rechoczący pielęgniarze
pchali metalowe pudło na kółkach
nie byłem w stanie usłyszeć
kto jaką ostatniej nocy bzyknął
albo
komu i gdzie urwał się film
albo…

natomiast prześwietliłem kwasoodporną
nierdzewną kapsułę
i zobaczyłem świeże roześmiane zwłoki
monitorujące drogę rozkładu
dwóch jutrzejszych trupów

Piotr Prokopiak – Siedem wierszy
QR kod: Piotr Prokopiak – Siedem wierszy