*

Czy widywałeś tę dal? perspektywa.
ostatnia jesienna chwila.
Z góry pnie na gałęzie   na gałązki
cudowna plątanina
Pnie osiągnąć pułap chciałyby brak sił.
Taka siła, nie pozwala do góry.
Zdaje się, że te miotełki tak jakoś zakłócają lot planety.
Wiadomo przecież otulona jest orbitą,
one z nich nie wystają i lot to pestka.
Tu sprawdzenie obecności dzieci, przed dorosłymi szkodnikami.
Dzieci, świadomie przegnały kałużę.
Kanał odwiodły obcasikiem.
O ty moja żywa lornetko, umieram.
Do tej pory ani razu mnie nie pobito.
Wszytko przede mną, uwzględniając wzrost zbirów.
Mają mnie za wroga. Szukają zaczepki.
A ty się nie waż.
Wybiją oko przez pomyłkę
abym w tę dal nie wpychał swojego nosa.
Koniec. Nowa perspektywa:
biel, biel, białego mało,
kanały zamarzły
dzieci nie ma.

*

O żadnych nadziei — pomyślał on w nadziei,
że za to że tak pomyślał, one będą i nawet spełnią się,
ale lepiej nie myśleć, a to się nie spełnią.
O marzenia.  Marzenia, marzenia.
O czyny (których nie było).
О nieładna przyszłości.
О starości w brodawkach na schorowanych nogach.
O śmierci w szpitalu na nocniku.
O pogrzebie w jamie.
O wyrzucone na śmietnik przez nowych lokatorów
moje kartki przymierza.
O miły, miły chłopcze,
któryś umarł wiele-wiele lat temu we mnie,
i nawet dzień śmierci jego nieznany.

*

Widzisz zima, zaczął śnieg,
przytłacza ciebie    przytłacza mnie
zasypało cię pismami    poniewieram się w stole.
Poniewieram się w stole smętnie
widzę: zima, zaczął śnieg, jesteś na grani,
masz pod oczami podkówki
od igraszek   od wszystkiego .

*

W życiu miłość dla gołębi i dla głupich.
Pamiętasz, kochaliśmy doprawdy, ja i ty.
Jestem człowiekiem pióra, pod piórami żar.
Znam w lodzie miłość. Lód, niebieski, na zawsze.
Widzę spod lodu: owszem, kochałem, brak słów.
Na zawsze pokochałem    słowa    słowa.

Osłupienie

Nie mogę wstać. Nie, nie mogę!
A siedzieć mogę. Tak, mogę.
I jeszcze raz tak.
I jeszcze raz, i jeszcze raz tak.
A wstawać i chodzić dosyć mam, przyjaciele moi.
Wstawajcie i chodźcie sami.
A ja jestem tym kto siedzi, gdy chodzicie,
i leży, gdy siedzie.
A wtedy gdy i wy leżycie,
ja w ogóle wtedy ponadleżę.

*

Jesień. Dzięki Bogu, jarzębina czerwona.
Dzięki Bogu, kobieta niesie na rękach pieska.
Dzięki Bogu, zrzuciła go na trawę.
Dzięki Bogu, piesek pobiegł, kobieta poszła.
Dzięki Bogu, Lenin umarł.
Dzięki Bogu, wszyscy żyjemy.
Dzięki Bogu, Boga nie ma.
Dzięki Bogu, jest znowu!
Dzięki Bogu, dzięki Bogu, dzięki Bogu, jest.

*

Czyżby to lato,    a tamto było    no no.
Tamte lato no no    a to nie lato.
To nie lato    w zeszłym roku    no no.
W zeszłym roku jechaliśmy gdzieś.
Oto półmisek, liść nenufara.
A kto jego na pchlim targu kupił, nie ma go.
I od tego czasu minęło tyle czasu.
Nie grzeją, przeziębiamy się,
pod słabym słońcem klombu,
dywan, na nim wzór, mól róże żre.
I wy przed gośćmi    i wy pod słabym słońcem.
Łopatki z dekoltu  i serce lizak.

*

Przetoczyła się fala    c z e g o ?
Przetoczyła się fala nas wszystkich.

przełożył Tomasz Pierzchała

Jewgienij Charitonow – Wiersze
QR kod: Jewgienij Charitonow – Wiersze