Najbardziej czarne są głodne oczy

E. w młodości często odczuwała głód
gdy tata nie dał kieszonkowego musiała kombinować:
kupiła jednego schabowego i położyła na balkonie gdyż nie miała lodówki
do mięsa dorwał się kot sąsiada
później E. tuląc resztki schabu w dłoniach tuliła też łzy
w PRLu w mieście było wiadomo
mama jeździła z torbami do wujka – docenta neurologii
mięso lądowało w psiej misce a mamie pękało serce
w domu nic nie mówiła
po wielu latach koleżanka powie:
miałaś dobrze zlew ze stali nierdzewnej
całe rajstopy skarpety i gumy Donald
odpowiadam: nadal boję się ostatniej kromki chleba
zamrażarka co prawda pełna a jestem głodna


Curriculum Vitae

jestem osobą skrupulatną precyzyjną
dobrze znam się na szczegółach
cierpię na bulimię – wyrzucam hektolitry wspomnień
anoreksja też wyciąga pazury – w oczach wieczny głód
drugie miejsce za opowiadanie bajki o szewczyku dratewce – klasa druga
opowiadanie kryminalne porwał wiatr wróciło bez zakończenia
w domu był zlew ze stali nierdzewnej i
gumy Donald które przywoziła raz w roku siostra ojca
dzieci głosu nie miały a noce przeplatane pijackim jazgotem
to prawda że Papusza też nie mogła czytać
bajki na moim strychu szeleściły w mysich ustach
brud zwyczajności zmywałam wodą
niezwyczajny tkwił pod paznokciem
nie bałam się gdy łamałam trawy bowiem znajdowałam nowe ścieżki
byłam żoną redaktora wwwpoezjosrampl rozszarpywał moje wersy
za dużo kropek mało przecinków mówił
bawiłam się źdźbłem – zostawił na języku krew
językiem przecinałam głowy smakując wnętrza
miałam szczęśliwe życie
biegłam przez Polskę w pieprzony mróz
nie każda noc się kończyła


Nie tylko Osiecka

przez wiele lat w opozycji
do własnej matki
nauczyła się jej nie widzieć
nie słyszeć
mama piła
nie kochała
ladacznica
ale gdy jej – córce – przyszło rodzić
zawołała głośno „mamo”
na wybaczeniu narodził się nowy świat


Chwila prawdy

ta wariatka
ta stara siwucha
leży w szpitalu
wyhodowałam na łonie węża – mówi –
oto córka którą karmiłam
ubóstwiałam
powiedziała:
samobójstwa nie popełnia się na pokaz


Ciągle coś

więc jesienią trzeba wykopać warzywa
zebrać owoce wyjąć z rękawa nowe wiersze
zgrabić liście a może zostawić dla jeża
rozpalić w piecu

i ciągle coś
czasem pęknie piec czasem terma
krany się popsują sedes przecieka
dach w dziwnych dźwiękach
dobrze że jest Jasiek pomaga jak może
wczoraj gdy sam piekł ciasto
bałam się że przypali więc
szybko pobiegłam do kotłowni by zamknąć piec
Jasiek mówi czasem:
mama nie umrzesz szybko
w tym domu to on
zamyka
w małej dłoni duży świat

Agnieszka Rykowska-Kowalik – Pięć wierszy
QR kod: Agnieszka Rykowska-Kowalik – Pięć wierszy