Kaptur na głowie

W zasadzie lepiej nie widzieć dokąd nogi idą, na przykład
tam wisi przerwana policyjna taśma i krzaki dość ciemno rosną, podobnie
do ciszy albo zmowy milczenia. Minąć to nic,
pomyśleć dokąd teraz. Niezależnie
od potrzeb, wbrew umiejętnościom

przystosowawczym, przysposabiam obronę, brudne buty
umyję w kolejnym mieszkaniu. A tu pająk wisi na żelaznej siatce,
stworzenia, które wyszło, siódmego dnia zawsze było nudno, nawet
niebo osunęło się na ziemię
(ta stalowa, dziurawa pokrywa…)

Dalej już niezależne, złe sceny z podwarszawskich spacerów, stary
jak śmierć motyw, i motyw powrotu – ławka w błocie, trochę
brudne spodnie, nuda w udawane wakacje, wracam do domu,
złe sceny odtwarzam, przypominam sobie, że coś się kończy
kiedy zaczynam pisać wiersz.


Przez przypadek

Doprowadziłem się do nowego stanu wiary we wszystko, co inni
iskali z języków jako zaprzeczenie wymyśliłem duże obłe stworzenia
wychodzące z brudnych okolic pościeli, drzwi, i z okien

Dobiegał stukot kroków, a ja uprawiając złe myśli podobne do choroby krwi
doprowadzałem wyobrażenia do końca, do korka ulicznego, ale kroki
wyprzedzające kroczące stworzenia, małe potwory z dwiema głowami

Odprowadzałem na przystanek, żegnałem, teraz zobacz jak kłamliwe
są myśli, powtarzam sobie, gdy zauważyłem swoje łóżko
w stanie niepewności – czy nie jest to ławka z dworca centralnego?


Potrzeba tu ludzi, którzy nie boją się strzelać z dużego kalibru

Był tu, wszedł, wyszedł z domu, tani jak piwo z supermarketu,
prawdziwy jak 40% alkoholu. Po chwili nie może odpalić nawet papierosa,
bo nie pali, już nie pisze piosenek, bo rzuca od dwudziestu ponad lat
chociaż jest nastolatkiem. Wymyśla nowy marsz pod

malowniczo położony most, płaczliwy głupek zwłaszcza po wódce,
to znaczy po godzinach nie odpowiada na wyznania. Nie odpowiada
na wiadomości, bo wszystko brzydkie i nie odpowiada. Zmienia
kolejny numer telefonu. Już po czasie kończy pamiętać, tylko

odpowiada na wezwanie do łóżka. Mając odwagę zrobić pierdolnik,
nie ma odwagi po sobie posprzątać. Zostawia puszki po napojach
energetyzujących, zostawia ślad bezsenności na poduszce,
zostawia myśli w innych ludziach, miejscach, których

nie ma na mapach, w powszechnych spisach – to kwestia odpowiedzialności,
z ograniczoną zdolnością do wypowiadania sądów, przecenionych ocen,
promocyjnych gestów. Patrzy – widzi gitarę, gra, wychodzi blues,
nie stroi, a przecież wszyscy chcą być jak Kurt Cobain.


Czarne noce z białą bronią zawieszoną w tle

Po pierwsze: przeciąć cytrynę, wycisnąć esencję, pić po chwili
doczołgać się do kiosku, z lokalnej gazety wyciąć nagłówek,
informacje o napastnikach z nożami, którzy nie mieli zamiaru
mówić. Milczę – ze śmiertelną miną, poważnie już

bawiąc się w innego rodzaju lenistwo, w zmowie milczę. Po drugie:
tak wygląda miejsce do snu – miejsce naciągniętych mięśni
rytmicznych skurczy, które zginają w sposób odosobniony. Reszta
sama się komentuje, leczy nerwowość i kłucie z lewej strony.

Po trzecie: naprawdę mogę użyć wykrzyknika przy każdym
napotkanym zdaniu o złej wymowie – by zwrócono
mi uwagę, na moment odwrócono głowę. Z odwagą cios od tyłu,
pamiętam, bo najbliżej serca przez plecy

Ostatnio: jednak muszę odwrócić uwagę, żeby dali zapalić
i ziarnem kawy przegryźć gryzący dym. Już nawet nie słyszę
głosów, wyobrażam sobie, w błędzie
zrzutu słów

coś sobie nucę coś sobie krwawię


Bracia, siostry

Mam prymitywne gesty i wykonane myśliwskim nożykiem, sprężynowym oddechem,
toporne nerwy – spojrzeć po sobie – w spojrzeniu nie znaleziono prawdy, nawet słów,
a wiadomość jutro krokiem degradującym, bo ze schodów wolno powiem:
izolacja mi w głowie – tu na ławce w parku błoto, kaptur z oczu i salutuję,
ponieważ posiadam prymitywny język, który o umieraniu wie tyle, że
kiedy będzie cierpki sztywnieć, tracąc tysiące niepotrzebnych słów, ukradnie
ostatni wers: ‚śmierć będąca jedynakiem’.


Psy to wyjątkowo symboliczne osoby

Patrykowi Czugale

Te pociągi stąd nie odjadą. Pociąg zawarty zwięźle na złej szynie,
pociąg stoi nadal, w wagonie atmosfera duszność zapach podobny do tego,
co na twojej poszkolnej melinie. Widzisz opary szczypią w oczy i nic
z tym nie zrobisz, nigdzie nie prowadzą nowe drogi

Dlatego drogi płciowe są krótkie, poboczne i mniej ważne schylanie się
po drobne monety w ciemnej uliczce, lepiej wypić w bramie z dobrej okazji,
niż męczyć zmielone wypluwaniem słów usta, długie to zdanie świadczy
o tym, że można dużo pisać o niczym

Ważnym stał się brak odwrotu, można tylko wyjechać, wrócić
do domu, i tylko tyle dróg można pamiętać, przypominać, że drogi płciowe są
i nie w tych słowach, gdzie przestajemy udawać, przyznając bez kurewstw,
że nie znamy się na miłości i dziewczynach


Przedstawienie

Nie przyszedłem, żeby z głupim uśmieszkiem podsłuchiwać,
ja tu miałem zamiar bycia fajnym – a ty już
przestajesz ratować świat? Świat zacznie ratować ciebie!
Zabrakło równego podejścia, strasznie czarne porównania
jak kryminały, robię swoje z myślami, kolejny stopień
do pustego rymu?

Nie przyszedłem ze sprężynowym oddechem, odwróconym
tętnem, zwyczajnie umiem zmyślać, poza tym mam jeszcze
słabą dykcję i szarpnięte sumienie, włosy gorzej ułożone –
bo nie czuję. Rzut monetą to dziś wyjście.
Widać przerwaną
frazę, bez rażąco smutnego końca.


22.09.13

Łucja to gest, który wykonuję po przebudzeniu
Ostatnie słowo w wierszu jest w ustach Łucji
Łucja zasypia w moich ustach

Marcin Sas – Osiem wierszy
QR kod: Marcin Sas – Osiem wierszy