Spotkania

Daremnie rozsypuję wszystkie podróże
Na twój obraz
Ten dzień –
Jedyne imieniny
Dla twej bieli

Towarzyszyłem owocowi czereśni
I ogniowi ziarna
W drodze do twego gardła
I memu nieposłuszeństwu
Do twych niedojrzałych nocy


Kolacja

W starym pokoju z zapachem kopcia
Krzywy stół ojca
Zaprasza na kolację
Z wiekowego dębu
Z próchna lat
I zmielonym światem w sobie
Który narodzi się w chrobocie korników

Pusty talerz
I drewniana łyżka
Stukają dla mnie swą nagością

Ja
Który nigdy nie jem
Muszę zjeść na kolację
Zapach nie wymytych talerzy
Pieśń kornika z trzewi stołu
I jak głodny pies
Najadłem się sam sobą
Aż do bólu


Kosiarz

Mój ojciec wstał wcześnie rano
Z narzutką z brzasku na duszy
Na łące pod kosą
Zgrzyta jego pot

W sercu ma
Rozgwieżdżone niebo
Jak pole rozproszonych owiec
Gdy mocnymi pociągnięciami
Kładzie pędy turzycy
W wątły pokos

Drażni go
Daremne kołysanie się kosy
Ze złości chciałby ją odrzucić

Ze zmęczenia twarz
Wykrzywia się czasem uśmiechem
Gdy patrzy na suszę
I czeka że wykiełkuję


Pewnego lata

Pewnego lata
Taka zielona
W ciężkich woniach lipa rozkwitła
Hercegowianka kamienno-biała

Gdy wiatr zabiera jasne dni
I ja po kryjomu
Zaledwie zieleń ziarna skiełkowała
Zawstydzam pola twojej szyi

I jeszcze za mą wierność
Przez wiatr
Wetknięta w czoło chusta
Trzepocze ciszą
W opuszczonym mieście


Dzień zakochanych

(Sarajewo 1995)

Nad twój dom
Nadleci dziś rano
Święty Walenty
I zaofiaruje miłość

Dzieci martwe i nienarodzone
Wypadają z dziewcząt
W górę wzlatują tylko
Ptaki mordercy
I obcinają ramiona ludzi

Nie otwieraj okiennic kochana
Jeśli jesteś kobietą
Święty Walenty niesie śmierć
I słyszę jego szlochanie

Ni roślina
Ni człowiek
Ni niebo
Nie przeżyją
Dzisiejszego dnia miłości


Nowe stulecie

Od głowy
Do wygasłego nieba
Jeszcze tylko spojrzenie
Lub uśmiech straszny

Życie
Jak śpiew wron
Modlitwa o śmierć
Szybką i niespodziewaną

Jeszcze się rzęsa
Opiera ludzkiej klęsce
I wiązkę słonecznych strzał
Chroni w wąskim gardle

Nie wychodź z mleka
Nie ma pieśni i rośnięcia
Którymi można by świętować
To stulecie


Czereśnia

O jedno spojrzenie bielsza
W swej wysokości
Nad zgniłym dachem
Mego ojca
Gdy przekornie przełamuje słońce
W twarde
Chłopskie dłonie


przełożył Marek Śnieciński

Murat Baltič – Siedem wierszy
QR kod: Murat Baltič – Siedem wierszy