Instynktea

Kiedy nasze psy połączą się w sfory
i w rozedrganiu z ciemną zażartością oddadzą się
prawom Wiecznej Ucieczki
czasem tylko zatrzymają się
uważnie zaciągną tysiącami woni
wzniesionymi słuchami uchwycą wyjące improwizacje wiatru
wymienią rozżarzone spojrzenia i wyruszą dalej
wtedy już chyba warto w nieprzerwanej ciszy
ubezpieczonych mieszkań przeczytać sobie znów pożółkłe listy
Kiedy dawne zwyczaje naszych psów rozpuszczą się śmiesznie
w czujnym kolektywnym instynkcie
a odległości stopią się w wyryty ślad
tysięcy zachwyconych samotników
wtedy już chyba warto potargać stare kartki
i w deszczu opadających strzępów wyłuskiwać nowe zwroty
Kiedy psy znajdą się w zasięgu wzroku naszych betonowych miast
i z nieodgadnienie chłodnym spokojem oczekująco spoczną
poszczekując czasem dziko tak tylko dla echa
wtedy już chyba warto
wyjść wolnym krokiem na balkony
i widzieć że one widzą

(1990)

przełożył Piotr Gierowski


Totalitea

Również kręgosłup olbrzyma uległ już
niezatrzymanemu zakrzywianiu
pośród napiętych kręgowców powracających
do wysokosklepiennej mody dinozaurów
zapadające się nagle łopatki zgięty kark kruszejący kamień
Ogromny garb doprowadził rynek do poruszonego szeptu

Zatrudniono kilku dyletanckich zaklinaczy
którzy daremnie starali się przywołać olbrzyma do porządku
wybranymi cytatami z jego dzieł starannie wybranych
W końcu zagłuszył ich bombastyczny przyjazd
wielkiego teatru Do wiadomości podaje się
iż dzięki zdobyczom Dnia Dzisiejszego lud może się zabawiać
oglądaniem najdziwaczniej uformowanych kręgosłupów
wyrostki o kształcie wyszczerzonych opasłych tomów
skrzywienia podobne do beztroskich uśmiechów dzieci
w apogeum wieczoru kręgosłup o kształcie ósemki

Pozwolono więc by pod nieobecność Ludu
pomnik przebadał fachowo
ów wielki uczony który w samotności długich lat
badał narastające ciśnienia na szczytach bibliotek
i potworną obecnością dotkwił takiego autorytetu
że armia zamówiła u niego specjalne gorsety
by wojsko nie przestało odpowiadać przepisom
Zadania podjął się w dobrej wierze Nieporuszenie wierzył
iż jest w jego mocy przełamać siłę środka planety Ziemia
oddalała się od niego, gdy zdecydowanie ruszył
w stronę szczytu gigantycznego pomnika
Spoglądał z góry w wypukłe okna uniżonych domków
i widział ciała przenikające się na podłodze by umknąć przed smutkiem
ponieważ Żądza porosła kręte ścieżki Zapomnieć Być najniżej
Dziwne spłaszczone zwierzątka roiły się
w ruinach zmiażdżonego kościoła i pożerały atrybuty
Miał całe miasto na dłoni i w palcach go świerzbił
los pagórków osadzonych w tafli pejzażu
Twardy jak muskuły Atlasa
wstąpił na powierzchnię głowy olbrzyma
Kiedy śmiałka wgniótł w kamienne włosy
ciężki tłok padającego nieba
z cyrku rozbrzmiały właśnie fernetyczne brawa
nagradzające Cudowną Skoliozę.

(1990)

przełożył Piotr Gierowski


Intelektea

W nieruchome wężowe oko mózgu
wachlarze światła
Szczeliny źrenic zwężają się
w stronę obrazu Jego Wyrafinownej Ciemności
Kora fałduje się zapada i wzdyma
Szara tęczówka podzielona na płaty
Kiedy z obłudnie błękitnego nieba
płynnie runął wspaniały tron
atakowany niegdyś przez najpotężniejszego z aniołów
Dziecko siedzące nieopodal
na ślimaku popiołu ze spalonych ksiąg
z rozpaczy po wygasłej jasności
wydłubało sobie z oczodołów palące gałki
Do wyzwolonych więzień umknęły ze światła
błyszczące czarne chrząszcze magii
A wąż wzniósł się do zenitu
i dumnie spojrzał na niebiańskie trony
które pozostały mu jeszcze do obalenia

(1991)

przełożył Piotr Gierowski


Osobliwi przyjaciele

Osobliwi
przyjaciele,
złazicie
z drzew!

Mogłem się tego spodziewać.
Ciągle sobie powtarzałem: skąd was wezmę,
a tu proszę: z drzew!

Ale jazda!

Roi się od nich jak od pająków, chyba nie będę patrzył do samego końca,
na pewno dla wszystkich nie starczy, tylu kawałków nie mam,

znam przecież samego siebie,
wszystkim
nie mam czego zaoferować.
I ten, co się do mnie nie dopcha, po prostu obejdzie się smakiem.

Nie widzą mnie nawet z daleka.
Z wysokości może.

Zjawiają się coraz nowi i dalejże szusem.
Co za ślizg!
Jak sobie teraz nie użyją, to już chyba nigdy.
Myślę, że się nie zestarzeję.
Nie zdążę, wy na pewno szybciej zdążycie do mnie,
osobliwi
przyjaciele!
Nacieszcie się mną bez pośpiechu.
Przecież stoję całkiem spokojnie!
Mam nadzieję,

że oszczędzicie mi wszystkich okropieństw przyszłego świata.

Cóż by niektórzy dali za taki porywający widok!
Wysoko w górze korony drzew, gdzieniegdzie przeziera niebo,
a trochę niżej…
Na które z tych zjeżdżających ciał spojrzeć najpierw, kiedy
tak gładko i wzniośle
zbliżają się do ziemi?

Mam tylko nadzieję, że w ostatniej chwili nic się nie popsuje.
Jeszcze bynajmniej nie jesteście na dole.
A co potem?
Chyba jesteście odpowiednio wyposażeni!

Zwłaszcza nogi, nogi się przydadzą.

Jeśli mamy lada chwila stanąć ze sobą twarzą w twarz,
bez nóg się
nie obejdzie.
Bez nich po prostu nie uda się
zawrzeć naszej
osobliwej
przyjaźni!

Będziecie wisieć w powietrzu, a ja co?
Przez chwilę jeszcze bym patrzył, ale przecież
nie w nieskończoność, długo bym chyba nie wytrzymał.
Byłoby mi za was przykro, że nie daliście rady.

Ile setek tysięcy lat mieliście na to?
A ja przecież ze względu na was wracać nie będę!

Nie mówcie, że źle wybrałem.
Nie mówcie
w ogóle nic!

Taka przyjaźń jak nasza obejdzie się w końcu bez słów.

(2005)

Przekład: Leszek Engelking
Wybór edytorski: Libor Martinek

Jaromír Typlt – Wiersze
QR kod: Jaromír Typlt – Wiersze