Poeta spogląda z tarasu w ciemność, której nie przenikną ciepłe światła domu. Właśnie teraz rodzi się opozycja między wnętrzem, a tym, co na zewnątrz. Oswojonym a nieznanym. Istnieniem i nieistnieniem. Dwudzielność, dychotomia – rozłam między światem żywych i umarłych, nieprzekraczalna dla większości granica między światem podziemnym i naziemnym. Poeta, w naszym imieniu, staje na granicy światów, by lepiej zrozumieć tajemnicę wpisaną w te podziały. Po kilku latach buszowania/w otwartych wnętrznościach ziemi,/poznałem chyba wszystkie rodzaje ciemności./ Żadna już nie robi na mnie wrażenia – oznajmia w debiutanckich Interakcjach. Jako ktoś, kto na co dzień w swojej pracy zjeżdżał kilometr pod ziemię, ma najlepsze kwalifikacje, by zająć się ciemnością. Co więcej, czuje jej zew.

            Polesie, skąd pisze Rafał Kasprzyk, jest jednym z najlepszych punktów obserwacji astronomicznych. W bezchmurne noce od czerni nieba odcinają się smugi Drogi Mlecznej z wyraźnie zarysowanymi konstelacjami. To jedno z najciemniejszych miejsc w Europie… Niech będzie, że w powyższym twierdzeniu kryje się nieco złowroga wróżba. Ciemność nasyca bowiem tomik poetycki Rafała Kasprzyka na różne sposoby – ciemnością nocy, ślepotą drewnojada, czarną dziurą między światami, samotnością najgłębszego miejsca kopalni, wreszcie – nieuchronnością śmierci. Ciemność odmieniana jest tu przez przypadki, badane są rozmaite jej warianty. Powracają obrazy kopalni, znane z pierwszego tomu poezji. Ukazano ją jako podziemne królestwo śmierci, Hades, krainę umarłych, ale jednocześnie żyjące (sic!), transformujące wnętrze ziemi, wpływające na nas, chodzących po jej powierzchni, muskających jedynie stopą – tajemnicę głębin. W Interakcjach poeta pisał: Ziemia jest ciągle żywym organem umarłych,/ który bije miarowym rytmem mogił. (Oczekiwanie); Wyłączam czołową latarkę. Słyszę, jak ziemia/ chowa wszystkie rany. Rdzawe krople jej krwi/ spływają wprost na moje dłonie. (Rekonesans).

            Dychotomia powtarza i rozwija poetycką kosmogonię, w której tropi się ślady zmarłych w paralelnym świecie podziemia: Ślady rozpadu wszechświata na dnie kopalni mają twarze/ ojców, matek, żon i dzieci odciśniętych jak muszle w bryle świata/ bez jakichkolwiek szans na przeżycie, ale śmierć przenika również codzienność na powierzchni. Towarzyszy mówiącemu na wiele sposobów, jako świadomość śmiertelności i jej przeczucie. Lęku przed nieznanym nie da się wykroić z życia, choć można go łagodzić: Szklanka wódki przed południem, by zapomnieć,/ że znowu byłem dziś sam w najgłębszym miejscu kopalni./ To jedyne antidotum na trzaskający proch pomiędzy zębami. (Ratunek); Ratuje mnie huśtawka i jej wyzwalający ruch./ Moje buty na niebie. Biegnę skrajem księżyca (Huśtawka). Codzienność przemijania objawia się również jako odchodzenie innych ludzi. Brak po nich zostaje wyrażony poprzez symbolicznie ciemne okno, czy przekop drogi, w który wpadają koła samochodu. Ślady – dla postronnego obserwatora – niezauważalne, niosą treść, stają się nienachalnym memento mori . Dostrzega je i uniezwykla poeta, posługujący się oryginalną metaforą: nawet śladom deszczu przypisuje nowe znaczenie: Martwe, zimne ciało nieba leży/ w brudnych kałużach livores mortis – / pośmiertnych plamach wszechświata (Livores mortis).

            Pomimo wszechobecności, wszędobylstwa śmierci, nie pozostajemy po lekturze z rozpaczą. W narrację o przemijaniu wpisane jest życie, narodzenie i odrodzenie, zmartwychwstanie – jak brzmi tytuł jednego z najciekawszych wierszy w tym tomie. Poetycka anegdota, która przybiera formułę (nieoczywistej) paraboli, opowiada o przedśmiertnym dziele sąsiada, którego zżarł rak – nawodnieniu pola z malinami. Praca człowieka zostaje utrwalona i przynosi nieoczywisty efekt, wzmagając bujną siłę natury. (Znowu, zauważmy, ślad to właściwie nieefektowny i niemal niezauważalny, a jednak: Latem, widząc radosne buzie dzieci/zajadających się owocami,/ czuję, że sąsiad oszukał nieuniknione). Śmierć niby dług zwrócony naturze, kosmicznej energii. Światy żywych i umarłych istnieją w tej poezji blisko siebie, może nawet są połączone, jak mówi dziecięce przeczucie (Dom), zaś bilans życia i śmierci musi się zgadzać, więc zmarli robią miejsce na ziemi nowym duszom (Epoché), a natura upomni się o bezsensowne ofiary cywilizacji selfie (Film). Wreszcie, jest na granicy tych światów miejsce na stwórczą moc miłości: Wypełniamy dotykiem/ puste przestrzenie atomów/ Dziewięć miesięcy. Tyle zajmuje nam/ przygotowanie dłoni na konfrontację/ z tajemnicą nieskończoności. (Wittgenstein się pomylił).  

            Poezja Kasprzyka ociera się wersami o profecję; wypływa z doświadczenia kogoś, kto widział więcej, a jego wrażliwość umożliwiła przeformułowanie przeżycia inności w słowo: Pytali mnie/ o tę ciemność i o ten kilometr ciszy nade mną,/ gdy pierwszy raz zjechałem pod ziemię. (Szkice węglem, Interkacje). W tytułowej Dychotomii poeta powierza czytelnikowi tę niezrozumiałą inność: Nie potrafili zrozumieć, że czasem trzeba zanurzyć się w ciemność./ Pytali, a ja milczałem o tym, jak powstawały w niej światy:/ okazałe katedry, nieistniejące miasta, milczące twarze – wszystko na obraz/ i podobieństwo mojego boga, tak różnego/ od wszystkich innych na powierzchni. Praca pod ziemią nie jest zwykłą pracą, po której można po prostu wrócić do prywatnego życia, ale doświadczeniem metafizycznym, wstrząsem dla egzystencji, który modyfikuje myśli i działania człowieka na powierzchni.  Można by zatem po tej poezji oczekiwać patosu czy koturnowości, jednak autor szczęśliwie unika napuszonych metafor. Wzniosłość, która się pojawia, jest kameralnym doznaniem. Zaprasza, by przez chwilę pobyć z ciemnością sam na sam.

Rafał Kasprzyk Dychotomia (Kwartalnik Literacko-Artystyczny „Afront” 2020)

Karolina Wawer – O tym, co jest poza granicą światła. „Dychotomia” Rafała Kasprzyka
QR kod: Karolina Wawer – O tym, co jest poza granicą światła. „Dychotomia” Rafała Kasprzyka