Na jednej z wystaw obrazów Marii Piątek, podczas wernisażu, przybyli goście zostali zaproszeni przez artystkę do specyficznej zabawy. Na wyłożonych przez nią kartach, na których widniało tytułowe zdanie ekspozycji: „Dokądkolwiek pójdę na Facebooku…” mogli dopisywać własne tego zdania zakończenie. Wśród różnych propozycji ze strony publiczności pojawiła się taka, która wydaje się trafnie oddawać charakter twórczości tej malarki. Zdanie, wraz z dopiskiem osoby odwiedzającej wystawę, brzmi: „Dokądkolwiek pójdę na Facebooku, wrócę do siebie”. Oczywiście takie sformułowanie może stanowić coś na kształt uniwersalnej sentencji, jaką każdy użytkownik owego portalu społecznościowego mógłby sobie chętnie przypisać. Niemniej nie chodzi przecież o Facebook – nie w przypadku prac Marii Piątek, a przynajmniej nie tylko o to.
Jej liczne oleje na płótnie oraz misternie tkane z drobnych wycinków z gazet kolaże, a także nieraz podejmowane gry z uczestnikami pokazów jej prac, czy z ich odbiorcami w obszarze Internetu, pokazują, że Maria Piątek poprzez swoje działania prowadzi swoisty dialog z szeroko pojętą rzeczywistością kulturową, poszukując w niej znaków, czy tropów, które odpowiadają na jej wewnętrzne przeżycia, na pojawiające się w niej bezpośrednie, najbardziej źródłowe, indywidualne odczucia świata. Nie jest to wyłącznie relacja jednostronna. Przeciwnie. Artystka widząc dla siebie znak w jakimś zjawisku kulturowym – które ujawnia się w industrialnej tkance wielkiego miasta, w ikonach popkultury, bądź w napotkanych słowach, czy wyrażeniach językowych – przyswaja go, lecz nie unieruchamia, pozwala na to, by znaczenie to zaczęło żyć własnym życiem i odsłoniło więcej, niż w swoim pierwotnym przeznaczeniu. W pracowni Marii Piątek na warszawskiej Ochocie, wśród skończonych już płócien, pełno jest fragmentów inskrypcji ze starych czasopism, które czekają na swoją kolej, na nowe odkrycie ich przez malarkę. I na późniejszy jej dialog z nią samą, poprzez to, co – wychwycone i przetworzone przez nią znaczenia – dalej podpowiedzą. Ona też czeka, uważnie przypatrując się zmianom, które wydarzają się pomimo jej interwencji, albo na skutek celowego tej interwencji zaniechania. I gdy nadchodzi właściwy moment proces korelacji rusza od nowa. Obrazy, które powstały na skutek inspiracji jakimś fenomenem współczesnej kultury – często narzucającym też formę malarską; malowanie z gestu, bądź przy użyciu szablonu, a także paletę barw – artystka zaczyna łączyć w niestałe konfiguracje. Raz kryterium złączenia prac jest odpowiedniość barw, innym razem ideogramów zawartych w obrazach, kiedy indziej zaś zestawienie narzuca się podświadomie, a kryterium doboru pozostaje niejasne dla samej artystki. Niejasne tymczasowo. Bo Maria Piątek nieustannie czujnie patrzy, nasłuchuje i podąża za zawezwaniem znaku, kiedy tylko staje się on dla niej widoczny, kiedy adekwatnie do jej aktualnego wewnętrznego doświadczenia nadaje mu sens. Wieloraka artystyczna aktywność Marii Piątek, aktywność, której wspólnym mianownikiem jest korelacja z rzeczywistością kulturową – przez samą malarkę nazwana „recyklingiem rzeczywistości” – nasuwa na myśl słowa niemieckiego filozofa Martina Bubera, który w artykule „Dialog” zawartym w jego dziele „Ja i Ty” napisał: „Każdy z nas tkwi w pancerzu, którego zadaniem jest chronić nas przed znakami. Znaki przytrafiają nam się nieustannie, żyć znaczy być zagadywanym, z naszej strony potrzebne jest tylko nastawienie, tylko percepcja. […] Znaki zagadujące nie są czymś nadzwyczajnym, czymś, co wyłamuje się z porządku rzeczy; są tym, co dzieje się raz po raz, co i tak się wydarza, zagadnięcie do nich niczego nie dodaje. Fale eteru szumią nieustannie, ale nasze odbiorniki są zwykle wyłączone”. Maria Piątek nie tkwi w pancerzu. Jest od tego jak najbardziej daleka. Nastawia się na odbiór znaków płynących z rzeczywistości, z otaczającej ją kultury, a znaki te jej odpowiadają w nieustająco żywej, malarskiej rozmowie, z której Maria Piątek zawsze wraca do siebie.